Jeśli uda mi się napisać coś w miarę przyzwoitego, opublikuję to. A jeśli mi się nie uda wkrótce, to może kiedyś. Pytanie tylko: ile czasu trwa kiedyś? Może się tego dowiem.

Edit: 22.03. 2020 roku. Nowy szablon wykonany przeze mnie.

22 marca 2020

Miranda


Niesamowite, jak dawno temu byłam tu po raz ostatni! Ostatni tekst z czerwca 2017, mimo że zajrzałam tu jeszcze wiele razy w 2018 i 2019 roku. Obiecywałam sobie, że ta strona wróci do życia, ale znów zawiodłam. Zbyt wiele na głowie... Dlatego wstawiam tekst, żeby wpadło coś nowego. Miałam zamiar zrobić z tego kiedyś ciekawe opowiadanie, ale zmieniłam zdanie. A żeby chociaż sama idea nie została zapomniana, oto Miranda. Nie jest doskonała, być może zagubicie się podczas czytania, ponieważ jest to ogromny skrót tego, co miało się dziać. No ale minęło mnóstwo czasu i nigdy nie rozwinęłam go na dłużej. Nie chcę o nim zapomnieć, więc umieszczam w bezpiecznym miejscu. Tutaj.



Daniel i Miranda
Miranda Williams
Pani Danielowa Williams
Daniel i Miranda Williamsowie
Daniel + Miranda = Miłość


Daniel Williams, najlepszy przyjaciel przewodniczącego samorządu i chłopak głównej cheerleaderki, Mackenzie Bickerman, właśnie szedł w jej stronę. A raczej w stronę swojej szafki, bo mieli je obok siebie.
– Hej, Miran – zagaił.
Otworzył swoją szafkę i włożył do niej podręcznik od hiszpańskiego.
– Cześć, Daniel – odpowiedziała nieśmiało. Zawsze rumieniła się, kiedy tak ją nazywał.
Zamknął szafkę i oparł się o nią plecami. Obrócił głowę i spojrzał na Mirandę swoimi szarymi oczami.
– Jakie plany na dziś, ha? Jakaś gorąca randka?
Dziś były Walentynki i ona marzyła tylko o randce z nim.
Kochała się w Danielu od ośmiu lat i tyle samo się z nim przyjaźniła. On jednak widział w niej tylko koleżankę. Może siostrę. Ale nigdy nie dziewczynę.



1

Nie uściskasz mnie, mała? To ja, Marie!
Starsza siostra szła w jej stronę w mikromini i butach na niebotycznych obcasach. (Mimo zera na termometrze). Za rękę trzymała wysokiego, szczupłego blondyna, który wyglądał jak model z okładki. Włosy miał jasne, trochę przydługie, opadające na niebiesko-zielone oczy. Na ustach miał obłędny uśmiech, kiedy spojrzał na nią.
Para idealna…
Miranda patrzyła na nich z mieszanymi uczuciami. To powtarzało się nie raz. Kolejny przystojny, bogaty chłoptaś, który myśli, że będzie tym jedynym. A ona się nim zabawi, okradnie go i zostawi.
Tak to szło i nie zanosiło się, by Marie zmieniła taktykę.
Chwilę później siostra dusiła ją w swoich objęciach. W tych obcasach była dużo wyższa od młodszej siostry, a jej perfumy gryzły Mirandę w nozdrza. Powstrzymała odruch wymiotny i wtuliła się w dwudziestodwulatkę. Przecież tak rzadko miała okazję, by ktokolwiek ją przytulił. Ich rodzice Siostra wycisnęła na jej policzku siarczystego buziaka, odsuwając się.
– Strasznie się cieszę, że nareszcie znów się widzimy, skarbie! To Miranda, moja siostra, a to jest Josh, mój… chłopak. – Powiedziała jakby z niechęcią. – Tak się cieszę, że nareszcie możecie się poznać! – entuzjazmowała się starsza Stone.
Przystojniak spojrzał na Mirandę, a ona na niego. Z bliska był jeszcze przystojniejszy, jego uśmiech bardziej czarujący, a on… słodszy? Mmm, za dużo już tej słodyczy. Jednak Miranda musiała przyznać, że było z niego ciasteczko.
Posłał jej zalotny uśmieszek i wyciągnął do niej rękę, by dopełnić rytuału, który odbywał się już wiele razy.
– Miło wreszcie dopasować twarzy do imienia – powiedział z uśmiechem, ściskając serdecznie jej dłoń. Skrępowana Miranda uśmiechnęła się niemrawo i odwzajemniła uścisk.
– Nawzajem – odparła uprzejmie. – Może lepiej chodźmy do środka, rodzice już czekają. Bardzo chcą cię poznać i… zadać ci milion pytań. Radzę ci, żebyś zwiał, póki jeszcze masz okazję.
Zaśmiał się, posyłając jej śliczny, chłopięcy uśmiech.
– Dowcipna jesteś – powiedział bardziej do siebie niż do niej.
Zmarszczyła brwi ze zdziwienia. Myślał, że to żart? Ona mówiła poważnie!
– Nie strasz go, bo naprawdę zwieje, a ja nie znajdę drugiego takiego naiwniaka! – Marie zachichotała wysokim, piskliwym głosikiem, wieszając mu się na ramieniu.
Miranda miała ochotę stąd wyparować. Niestety nie umiała jeszcze tej sztuki.
– No dzięki! – Puścił jej oko i pocałował w policzek.
Wszyscy zaśmiali się, zmierzając w stronę domu. Weszli do środka w chwili, gdy rodzice dziewczyn odskoczyli od drzwi. Mieli winę wymalowaną na twarze. Uśmiechnęli się identycznymi, idealnymi uśmiechami i rozglądali
– Tylko je czyściliśmy!
Miranda parsknęła pod nosem.
Tak, tylko sprawdzaliście, jakim jeździ samochodem. O to akurat nie musicie się martwić, bo ona wybiera tylko takich, którzy mogliby kupić całą Kalifornię i obkleić każdy milimetr taśmą ze swoim nazwiskiem.

* * *

To, z kim Marie szła do łóżka było jej sprawą, ale Miranda martwiła się o siostrę. Rodzice byli dumni z takiej córki, ale ona nie koniecznie z takiej siostry. Chciałaby, żeby Marie zakochała się w kimś i była z nim na stałe, a nie przeskakiwała z łóżka jednego faceta do drugiego. W sprawach seksu nie raz mogłaby zawstydzić nawet prostytutkę.
To było obrzydliwe, ale taka była. I rodzice to aprobowali…
Jak się okazało tego wieczoru, mieli powód do radości. Josh i Marie mieli się niedługo pobrać. Byli ze sobą cztery miesiące, ale on zdążył się w niej niesamowicie zakochać.
Podczas kolacji myślała o tym, że przez ten dom przewinęło się tylu kasiastych typów, że wszystko tam powinno się już zamienić w złoto. Niestety jednak, gdyby nawet chciała, dom był ładny i elegancki, ale nie pokryty złotem od fundamentów aż po dach. Ci goście to nie król Midas…
Studiowałeś na Yale, prawda, Josh? Uwielbiam Yale. Jest takie amerykańskie.
To świetna uczelnia – potwierdził Josh. Spojrzał na Mirandę, zwracając się do niej: – Z twoimi ocenami to tylko formalności, żeby cię tam przyjęli. Marie mówiła mi, że świetnie się uczysz.
Komplement przyjemnie połechtał jej niedopieszczone ego. Mimo to nie okazała tego. Upiła tylko łyk soku porzeczkowego, grzebiąc bez entuzjazmu w swojej sałatce.
Wcale nie tak świetnie – powiedziała, spuszczając skromnie głowę.
Marie poczochrała ją po włosach.
– Miranda zawsze była skromna. – Pocałowała siostrę w policzek. – Najwięcej robiła, a nigdy się tym nie chwaliła. W zeszłym roku przed wakacjami robiła projekt z maturzystkami, Peppą i Chelsea. Dostała pierwszą nagrodę. Nie stałoby się tak gdyby tamte nie przyznały się, że nie pomagały jej, a ona zrobiła ten projekt kompletnie sama. Moja zdolna dziewczynka. – Założyła jej za ucho kilka kosmyków włosów.
Josh uśmiechnął się do Mirandy po raz kolejny, nabijając na widelec słynne canelloni jej mamy. Włożył je do ust i uśmiechnął się znów bardzo irytująco. Miranda jednak nie odwzajemniła jego uśmiechu.
– Jak mówiłem, to tylko kwestia czasu – powiedział, gdy już przełknął kolejny kęs. – Myślę, że kiedy za półtora roku skończysz szkołę, pomogę ci w wyborze, jeśli chodzi o college. Mam paru znajomych tu i tam. Wiesz – wzruszył ramionami – teraz nawet z wielkim talentem trzeba wiedzieć, co i jak. Yale masz jak w banku. Ucz się tylko, a daleko zajdziesz – poradził, ale w jego oczach nie zobaczyła ciepła. To było coś innego i ani trochę się jej nie podobało.
Dobrze – odparła, wpatrując się w swoje dłonie.
Nienawidziła się w tej chwili.


2

Dwa i pół miesiąca później...
Dobrej nocy, królewno – szepcze i całuje ją w policzek na pożegnanie. Wkłada szybko dżinsy i nie zapina ich nawet, kierując się do drzwi.
Każdy kij ma dwa końce, pomyślała Miranda, gdy cienka smuga światła zniknęła w mroku nocy. Opadła na poduszki, okrywając się pościelą. Przycisnęła ją mocniej do siebie i zwinęła w kłębek.
Łzy napłynęły jej do oczu. Nie wiedziała nawet czy bardziej jest zła na niego czy na siebie, że to trwa już miesiąc, a ona wciąż nie zareagowała ani nie powiedziała nikomu ani jednego słowa.
Od początku wiedziała, że Josh był zbyt fajny i jego prawdziwe ja musiało wreszcie zwyciężyć ponad tą częścią jego osobowości, która stanowiła jego publiczny wizerunek.
Sukinsyn. Tym był: sukinsynem bez zasad i skrupułów. Za dnia taki słodki i dobry dla jej siostry, jego narzeczonej, zaś każdej nocy odwiedzał jej pokój i... gwałcił ją. Tak, robił to. W tym nigdy nie znalazła się zgoda Mirandy. Nigdy, ale to nigdy. Był przystojny, i to bardzo – jej siostra była wymagająca – ale nie podobał jej się. Nawet jeśli by to przyznała, nie miało to znaczenia. Jej serce miało już swojego pana. Chłopca, który skradł je jednym spojrzeniem, a jednak nie mogła go mieć.

* * *

Skąd te siniaki? – zapytał Daniel Williams, dotykając jej ramienia w miejscu, gdzie pysznił się na nim wielki fioletowy siniec. Zaraz obok był mniejszy przechodzący w zielonkawą żółć – pamiątki po dotyku Josha.
Odsunęła się od niego ze strachem.
Uderzyłam się o szafę. Bywam bardzo niezdarna – mówi szybko, zakrywając obolałe ramię szkolnym swetrem.
Mirando... – zaczął – To nie są siniaki po uderzeniu o szafę.
A tak, teraz pamiętam: to były drzwi. Uderzyłam się o drzwi. Pilnuj lepiej swojego nosa, bo nie zdasz z biologii, jeśli będziesz urządzał dochodzenie na temat pochodzenia obrażeń na moim ciele.
Jestem twoim przyjacielem... – wyszeptał.
Potrząsnęła głową.
– Nigdy nim nie byłeś. Jesteś tylko chłopakiem, który działa mi na nerwy osiem lekcji w tygodniu. Niczym więcej.
I chłopakiem, o którym śnię. Co noc.


3

Sprawa z Joshem wyszła na jaw. Miranda była w ciąży. Wszystkie jej szanse na lepszą przyszłość i wyrwanie się z tego domu zostały zaprzepaszczone. Ukochana siostra jej nienawidziła, myśląc, że z premedytacją rozkochała w sobie jej narzeczonego. A może raczej jej narzeczonego. Bo to Miranda była w ciąży, nie Marie. I to Miranda, a nie Marie słuchała długiego wykładu na temat zabezpieczania się przed niechcianą ciążą, i to Miranda, a nie Marie została zmuszona by zostać niedługo panią Manley.
To raniło jej serce tak bardzo jak nic dotąd.

* * *

Jeszcze kilka chwil i według prawa, oficjalnie zostanie jego żoną...
– Czy ty, Mirando Olivio Lincoln bierzesz sobie...
To się nie dzieje naprawdę, pomyślała z przerażeniem. Miała siedemnaście lat. Nie chciała być niczyją matką ani żoną. Ci wszyscy ludzie, jej przyszły mąż, kapłan. Ich tu nie było. Za chwilę obudzi się w swoim łóżku i nikogo tu nie będzie…
...Josha Patricka Manleya za mężą?
– Tak – wyszeptała, a słowa ledwie przeszły jej przez gardło ściśnięte od napływających jej do oczu łez.
Ogłaszam was mężem i żoną.
Pocałował ją, a ona pocałowała jego. Nigdy nie miał się dowiedzieć, że łzy, które popłynęły po jej policzkach były łzami nieprzemierzonego smutku, a nie szczęścia, a jej uśmiech, którym go obdarowała mówił: „Zawsze będę cię nienawidzić, choćbyś nie wiem jak się starał”.


4

Sześć lata później...

Miranda, telefon! – woła ją teściowa, trzymając Nate'a na kolanach. – Jakiś Daniel Williams. Mówi, że jest twoim starym kolegą ze szkoły. Masz, kochanie. Ja pójdę zająć się małym w jego pokoju.
Zamarła i odebrała od kobiety z wdzięcznością telefon. Serce zabiło jej szybko.
Halo? – zapytała zdenerwowanym głosem.
– Witaj, Mirando. Z tej strony Daniel. Daniel Willams.
Tak, wiem. Miło cię słyszeć. Co u ciebie?
Tak bardzo boli, że dzwonisz po trzech latach.
Nic specjalnego. Studiuję, trochę eksperymentuję, mam praktyki i dużo nauki, ale nie jest tak źle. Życie studenckie jest nudne. Szkoda, że cię tu nie ma. Spodobałoby ci się tu. Wykłady są świetne, a biblioteki przepchane książkami. Tu mogłabyś się wykazać.
Mój mąż to głupi sukinsyn, który zniszczył mi życie, i nie pozwala mi na decydowanie o czymkolwiek. Przy życiu utrzymuje mnie tylko życzliwa teściowa i cudowny synek. Dobrze, że chociaż tobie się powodzi.
– Po co dzwonisz? – zapytała ze smutkiem.
Dlaczego znów ty? Kiedy już zdążyłam wszystko sobie poukładać, zakochać się w swojej teściowej na zabój i całym sercem oddać swojemu synkowi, znosząc zrzędzącego teścia i męża, którego nienawidzę, ty pozwalasz mi mieć nadzieję.
Westchnął.
Za dwa dni przyjadę do Sacramento. To niedaleko od San Francisco, więc wpadnę na kilka dni. Pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać. Wypić kawę i porozmawiać. Co ty na to?
– Dzwonisz po trzech latach, żeby wypić ze mną kawę?
Milczał chwilę.
Chciałem porozmawiać... Czy zrobiłem coś nie tak?
Nie odpowiedziała. Nacisnęła czerwoną słuchawkę i odłożyła telefon. Zamknęła się w łazience i siedziała tam dobre dwadzieścia minut. Dłonie trzęsły jej się jeszcze długo, zanim zrozumiała, że nie boi się wściekłości Josha, ale swoich uczuć do Daniela.
Kochała go. Wciąż kochała.

* * *

Chodź tu, ty dziwko.
Josh był pijany. Czuła od niego alkohol.
Kurwa, chodź tu. Ile mam czekać?!
Była odrętwiała ze strachu, ale zmusiła się by ruszyć się z miejsca. Jeśli nie wyżyje się na niej, może pobić swoją matkę. A już dość było by ktokolwiek ją osłaniał i bronił.
Podeszła do niego bliżej, a on uderzył ją w twarz. Upadła na podłogę. Poczuła, że policzek jej pulsuje, a warga piecze. Strużka krwi popłynęła z niej bardzo szybko. Jęknęła z bólu, kiedy pociągnął ją za włosy by wstała.
Rzucił na podłogę kopertę z listami.
Co mi powiesz, szmato? Dobrze ci się romansowało z tym twoim pierdolonym amantem? Chodź tu, ty ladacznico, jeszcze nie skończyłem. – Zacisnął rękę na jej szyi, gdy chciała się wycofać.
Josh, ja nie mogę oddychać...
Stul pysk! – wrzasnął. – Pytam jeszcze raz: dobrze ci się z nim romansowało, kurewko?! Udajesz świętą, a po kątach pisujesz liściki z jakimiś kutasami, co? Mam ci przypomnieć, co mi, kurwa, obiecywałaś kilka lat temu? I to ma być twoja pierdolona wierność?! – Wskazał na listy na podłodze. Listy od Daniela Williamsa. – A masz, ty suko.
Kolejne uderzenie pogłębiło ból. Upadłaby na podłogę gdyby nie to, że mocno ją trzymał.
Josh, skarbie, wystarczy. Miranda wszystko doskonale zrozumiała. – Jego matka próbowała załagodzić sprawę. – Proszę, bądź ciszej. Obudzisz małego.
– Zamknij się i ty. Wcale nie jesteś lepsza. Spierdalaj zanim ci coś, kurwa, zrobię. Matka za pięć dwunasta. – Znów złapał Mirandę za włosy. – Jeśli z nimi możesz się bździć, to i ze mną też.
Zaciągnął ją do sypialni i popchnął na łóżko. Nie protestowała, gdy ją dotykał. Doczekała się końca, gdy wreszcie zasnął twardo, wciąż kompletnie pijany, i ubrała się. Zeszła na dół, gdzie Anne-Clarisse (jej teściowa) czekała na nią z woreczkiem lodu. Przyjęła go z wdzięcznością i przyłożyła do prawej części twarzy, która była spuchnięta i pulsowała z bólu.
I to wszystko znosiła dla Daniela Williamsa? Bo bała się, że nie będzie mogła być z nim szczęśliwa? Bo trzy lata minęły jej jak wieczność, a jednak były piękne, bo nie było go w jej życiu?
Obiecała sobie tylko, że to ostatni raz, gdy pozwoli Joshowi się tak traktować. Nie mogła liczyć na nikogo prócz teściowej, która była przecież tylko kobietą doświadczającą wyjątkowego przedmiotowego traktowania przez męża, który był taki sam jak syn.
Miranda była jej bardzo wdzięczna za wszystkie te razy, kiedy ją broniła, ale nie mogła robić tego zawsze. Przez lata dostawała tęgie lanie od mężczyzny, którego kiedyś musiała bardzo kochać. Kompletnie za nic...
Ona zaś zasługiwała na to, co jej się stało. Nigdy nie powiedziała nikomu, jakim potworem było jej mąż, bo to nigdy nie dotyczyło ich synka. Był dla niego dobrym tatą, dlatego ona przez ostatnie lata wytrzymywała to... wszystko.
Uderzył ją po raz pierwszy rok po ślubie. Wtedy już nie była jego królewną.
I nigdy już nie miała nią być.

* * *

– Przepraszam.
– Mówisz to od tygodnia – powiedziała zimno Miranda.
Josh spojrzał na nią z autentyczną skruchą.
– Naprawdę jest mi przykro.
– A mi nie. Cóż, najwyraźniej sobie na to zasłużyłam.
Wyszła, do ostatniej chwili udając obojętność. Gdy oparła się o ścianę tuż za rogiem, łzy popłynęły.
Próbowała być silna, ale bała się go. Każdy dzień z nim był jak rosyjska ruletka. Nigdy nie wiadomo, na co wypadnie.


5

Znów cię pobił. – Daniel przytulił ją tak opiekuńczo, że na sam ten gest miała łzy w oczach. – Co znów zrobiłaś? Czyżby jaśnie pan gniewał się o pyłek kurzu na telewizorze?
Nie, Josh nie jest taki drobiazgowy. Zasłużyłam sobie na to.
Spojrzał na nią w szoku. Ujął jej twarz w dłonie i spojrzał w oczy.
Mirando, czy ty się słyszysz? Uważasz, że zasłużyłaś na te jego ciężkie łapy, których nie może od ciebie oderwać? Ciągle to robi. Proszę cię, złóż pozew. Odejdź od niego. Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko. Pomogę ci, ale ty musisz zrobić pierwszy krok, kochanie.
Nie mogę – wyszeptała, łkając cicho. – Procesy będą trwać latami. On mi nie pozwoli odejść tak łatwo. Co z Nate’em? On potrzebuje taty i mamy, a jeśli zdecyduję się na rozwód, on mi go odbierze.
Uspokój się. – Przytulił ją mocno. – Prawo jest po twojej stronie. To, co robi, jest niewybaczalne.
Może się zmieni – szepcze ona z nadzieją, choć wie, że próbuje się okłamywać. – Nie zawsze taki był.
Nie – odparł stanowczo. – Tacy ludzie się nie zmieniają. Nawet jeśli nie położył jeszcze ręki na Nathanie, to tylko kwestia czasu. Później dom już zawsze będzie mu się z tym kojarzył. Z matką, która boi się własnego cienia i ojcem, który pije i tłucze oboje na zmianę. Cholera, chcesz tego? – Jego spojrzenie było ciemne, głos ostry, a ręce zaciśnięte na jej podbródku.
Odsunęła się od niego i spojrzała w bok.
Nie wiem, dlaczego mi to wszystko mówisz. Jesteś taki jak on. Taki sam, nie inny.
Spojrzał na nią z takim bólem w oczach, że samo to spojrzenie ją zabolało.
– Danielu, przepraszam. Poniosło mnie, to wszystko. Nie chcę odejść od Josha, choćby miał mnie codziennie bić. Często tego nie robi. Tylko, jeśli jest pijany i wściekły. To zdarza się rzadko, a Nate go kocha. Jest jego ojcem i jest dla niego dobry, chce dobrze. A ty powinieneś odejść, bo wszystko, co sprawia, że chcesz dobrze dla siebie, sprawia, że wszystko obraca w proch moją rodzinę.
Daniel kręci głową.
Wybierasz jego? Tego potwora? Świetnie. Jeśli tego właśnie chcesz. – Zaciska zęby. – Życzę udanego małżeństwa, mam nadzieję, że zatłucze cię na śmierć. A teraz wyjdź.
Kiwnęła głową. Taki właśnie miała zamiar.
Mimo jego ciężkich słów, nie czuła bólu. Czuła jedynie, że jest głupia. Josh nigdy nie był dla niej dobry, nigdy też nie miał być. A mimo wszystko to zawsze był on... Ten, którego kochała.
Ubrała kurtkę i buty, a potem cicho zamknęła za sobą drzwi. Usłyszała jego krzyk frustracji i dźwięk tłuczonego szkła. Potem kolejne. I znów krzyk.
Wiedziała, że miłość boli, bo ją raniła przez tak długi czas, ale teraz nareszcie uwolniła się od kłamstw i życzyła Danielowi by ból obszedł się z nim łagodniej niż z nią samą.


6

Rok później...

Stała obok łóżka szpitalnego swojego teścia i zastanawiała się, co teraz będzie. Stary Manley umarł, a jego syn nie wydawał się być ani trochę tym zmartwiony. Ona nie wiedziała, co tak naprawdę powinna o tym myśleć, podczas gdy jego żona zalewała się łzami i całowała jego martwą, wypielęgnowaną dłoń. Minęła godzina, a ona nie czuła kompletnie nic. Była odrętwiała.
Jeden z dwóch tyranów poszedł do odstrzału. Został jeden.
– Mamo, czy dziadek pójdzie teraz do nieba? – pyta mały Nate, gdy stanęli obok grobowca rodzinnego Manley’ów, gdzie senior został właśnie pochowany.
Dobrzy ludzie do niego pójdą, kochanie – szepcze kobieta w odpowiedzi.
Dziadek przecież był zły – zdziwił się chłopiec, nie rozumiejąc ukrytego znaczenia słów swojej matki.
Uścisnęła mocniej dłoń chłopca.
Nigdy nie powtarzaj tego głośno, Nate. Masz prawo myśleć o dziadku, jak chcesz, ale wolę byś zapamiętał, że był...
... pierdolonym szowinistą i damskim bokserem.
Przed nimi stał blady Josh, a jego jasne włosy lśniły w słońcu jak złoto. Szare oczy ukrywały emocje, tak samo jak jego twarz. Przystojny, ale mroczny. Miranda poczuła przyśpieszone bicie serca na sam jego widok.
Nie mów tak do dziecka, Josh – mówi cicho Miranda. Ton jej głosu jest jednocześnie karny, ale i spokojny. Sama przecież tak właśnie myślała o zmarłym teściu.
Przepraszam – mruczy w odpowiedzi, co ją zaskakuje. Nie był skory do przeprosiny. – Posłuchaj, młody, idź do cioci Isabelli. Tata musi porozmawiać z mamusią, okej?
– Dobrze, tato.
Chłopiec posłusznie idzie do ciotki, która przyjmuje go z otwartymi ramionami. Znikają wśród innych żałobników.
Miranda przygryza wargi. Nie wie, czego się spodziewać. Jego przeprosiny zdziwiły ją do tego stopnia, że w pierwszej chwili pomyślała, że jest po prostu w żałobie po ojcu, ale po tym, co powiedział, nie mogła być tego pewna. Czy mogła być?
Wpatrywała się w niego ze spokojem; żadne uczucia nie potrafiły wziąć góry w jej wewnętrznej walce. Na zapas nie warto się martwić.
Jak długo?
– Nie rozumiem.
Jak długo mnie nienawidzisz – oznajmił, jakby to była pewna rzecz. To sprawiło, że nie chciała kłamać, bo wiedziała, że on też wiedział tak dobrze jak on, co jest między nimi.
– Gdy mnie pocałowałeś po raz pierwszy – odpowiada zgodnie z prawdą. – Nienawidziłam cię, bo Marie wcale nie zamierzała wiązać z tobą przyszłości, a ty wcale nie byłeś jej wierny. I wiedziałam, że kocham innego.
Daniel Willams – stwierdził. – Twój kolega ze szkoły. Ten od listów... Nowy chłopak Marie.
On – przytaknęła.
Gdy przyszła kolej na najtrudniejsze pytanie, głos mu zadrżał, zdradzając zdenerwowanie.
– Czy... Kochasz go? Daniela?
– Nie. – Pokręciła głową. – Już nie. Kiedy wreszcie on pokochał mnie, ja przestałam czuć tę potrzebę. To było wcześniej, ale dopiero wtedy na pewno to wiedziałam.
Wypuścił z ust powietrze, które nieświadomie wstrzymał na czas tej odpowiedzi.
Rozumiem. – Spojrzał na nią. – Za późno już na przeprosiny. To wszystko, co musiałaś znosić przez te lata... to już nie wróci, tego się nie da naprawić. Skoro już jeden z tyranów umarł, czas by i drugi przeszedł na emeryturę. – Jego spojrzenie sięgało znacznie dalej niż ponad zachód słońca. Sięgało w przyszłość. – Pozostaje mi tylko się pożegnać.
– Po-pożegnać? – wyszeptała, patrząc na niego. Nagle zbladła.
Postanowiłem, że poszukam swojego miejsca gdzieś indziej. Zawsze tego chciałem, to ojciec mi uniemożliwiał spełnienie tego marzenia. Jednak teraz, gdy ten sukinsyn gnije wśród takich samych jak on robali, ja jestem wolny. Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie zbliżę się do niego charakterem tak jak niegdyś, gdy byłem jego wierną kopią.
A co ze mną? Co z Nate’em?
Jesteś silna, Mirando. Znacznie silniejsza niż ci się wydaje; Nate z charakteru jest taki jak ty. Co do pieniędzy... Wszystko należy do ciebie, nie musisz się martwić o przyszłość. Moja matka już o tym wie, prawnik też. Obiecali dopilnować, by wszystko było jak powinno.
Nie chodziło mi o pieniądze. Zniszczyłeś mi życie. Nie czas by je naprawić?
Na jego twarzy maluje się napięcie, zanim może odpowiedzieć:
Kiedyś zrozumiesz, że łatwiej jest odejść, kiedy niszczy się wszystko, co się kocha niż wtedy, gdy to niszczenie jest jedyną rzeczą, którą się kocha.
– A co z naszym małżeństwem?
– Nie da się go naprawić, a jeśli zostanie unieważnione, w przyszłości będziesz mogła wziąć kolejny ślub. Z mężczyzną, który będzie o ciebie dbał, troszczył i kochał.
– Nie zamierzam brać ślubu drugi raz – powiedziała stanowczo.
Uśmiechnął się blado.
– Teraz tak mówisz. Później będzie to brzmieć nieco inaczej.
– Poczekam na ciebie – obiecała. – Możemy spróbować jeszcze raz. Kiedy wrócisz.
Pokręcił głową. Wiedział, że nie do końca do niej dotarło to, co powiedział.
– Nie wrócę tu, Mirando. Nigdy już tu nie wrócę. I lepiej będzie, jeśli tak się stanie. Ty będziesz mogła żyć swoim życiem. Sean przyjedzie tu za tydzień z papierami dla ciebie. To akt własności domu i inne rzeczy. O przyszłość nie musisz się martwić, ty i Nate jesteście bezpieczni.
– A ty? Co z tobą? – zapytała z goryczą.
Nachylił się i pocałował ją w czoło.
– Zawsze martwisz się o innych. Właśnie w tym się zakochałem. I mam nadzieję, że inny mężczyzna też dostrzeże właśnie tę cechę.
– Nie będzie nikogo innego. Nie będzie żadnego, jeśli wyjedziesz.
Próbujesz mnie szantażować? – zaśmiał się cicho. – Tak, jeśli Nate jest taki jak ty w każdym calu, nie będzie umiał nawet udawać.
Milczała przez chwilę.
Kiedy się odwróciła, Josh Manley raz na zawsze wymaszerował z jej życia. Odprowadzała go wzrokiem aż wsiadł do srebrnego range rouvera i wyjechał poza bramy miasteczka.
Wychodząc z cmentarza, jej wzrok powędrował ku jej byłej miłości: Daniel Williams miał ten sam uśmiech na ustach, gdy po raz drugi wkroczył w jej życie. Marie mówiła coś do niego, ale on patrzył prosto na Mirandę i nie widział niczego prócz niej. Choć teraz było już za późno.
Miranda spojrzała na zachodzące słońce i uśmiechnęła się z zadowoleniem. W tej chwili Miranda Stone znów miała szesnaście lat, była wolna, a przed nią ciągnęła się droga do dobrej przyszłości. Nie była Mirandą Manley; nie miała dziecka; mąż nie rujnował jej życia przez lata, a ona nie zakochała się nieszczęśliwie w mężczyźnie, który wykorzystał ją kiedyś do zaspokojenia swojej żądzy, a który teraz przytulał jej siostrę (Marie) i patrzył na nią – na Mirandę, nie na Marie – spojrzeniem, którym to ona kiedyś go obdarzała; spojrzeniem pełnym bólu, miłości i smutku.
Być może, gdyby wszystko ułożyło się inaczej, to ją teraz by przytulał, a to jej siostra stałaby w miejscu, w którym stała teraz ona, Miranda, i to ona z uśmiechem stwierdziłaby, że wszystko dobre, co się dobrze kończy. Ale to nie było ważne. Przeszłość była przeszłością, przyszłość zaś dalej była przyszłością. Czekała ją dobra przyszłość, czuła to.
Jej synek siedział na kolanach Isabelli na tyłach półciężarówki ciotki Marthy. Miranda podeszła tam, a synek wyskoczył z półciężarówki i przytulił się do matki, gdy ta otworzyła przed nim ramiona. Uśmiechnęła się i zamknęła oczy.
Ale jej podróż dopiero rychło się rozpoczynała...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz