Tekst staaaaary jak świat. Gdyby nie to, że w lenieniu się jestem lepsza niż w publikowaniu, to około dwa lata temu by tu wisiał. Jednak nieco przekształciłam tę historię i dodawałam do niej co i raz jakieś wątki i pisałam na ratki. Od kilkunastu miesięcy leży i gnije na dysku, więc być może w końcu spełni swoje przeznaczenie. MOŻE.
Napisałam tę historię dwa lata temu w święta Bożego Narodzenia, bo przez Cool for the Summer byłam wakacyjna a brak śniegu nie pomagał. Więc skoro właśnie zaczęły się wakacje, oddaję moją pracę w wasze ręce.
Przyznam, że ostatnio nie umiem pisać niczego. Czytam książki, oglądam filmy, wychodzę do znajomych, rodziny, ale nie piszę. Wena zupełnie nie opuściła i wszystko, co piszę wydaje mi się bez sensu, podobne do poprzednich i w ogóle tylko do kosza. Chyba rok szkolny zmęczył mnie bardziej niż przypuszczałam. Zajęłam się za to tłumaczeniem pewnego opowiadania z wattpada, żeby podszlifować swój angielski i odkryłam, że to bardzo odprężające zajęcie. Miejmy nadzieję, że na tyle by pozwolić mi napisać coś nowego.
Przyznam, że ostatnio nie umiem pisać niczego. Czytam książki, oglądam filmy, wychodzę do znajomych, rodziny, ale nie piszę. Wena zupełnie nie opuściła i wszystko, co piszę wydaje mi się bez sensu, podobne do poprzednich i w ogóle tylko do kosza. Chyba rok szkolny zmęczył mnie bardziej niż przypuszczałam. Zajęłam się za to tłumaczeniem pewnego opowiadania z wattpada, żeby podszlifować swój angielski i odkryłam, że to bardzo odprężające zajęcie. Miejmy nadzieję, że na tyle by pozwolić mi napisać coś nowego.
Wracając: nie jest to tekst najwyższych lotów, bo miał być czymś lekkim, ale cóż, wyszło to, co wyszło.
Zapraszam!
Było ciepłe lipcowe popołudnie. Szłam zatłoczonymi ulicami Los Angeles, ciesząc się ładną pogodą i gorącem, które panowało. Było bardzo gorąco, a słońce prażyło naprawdę mocno. Na niebie nie było ani jednej chmurki, niebo miało kolor idealnego błękitu, nieskażonego nawet jedną chmurką. Było tak pięknie i upalnie, że ludzie albo zostawali w domu i włączali na maksa klimę, albo szli na plażę. Ja miałam w zamiarze to drugie. Tego dnia miałam w zamiarze tylko wylegiwać się na plaży; chciałam się poopalać i trochę poczytać. Wolałam nie wchodzić do wody, bo turyści lubili tam chyłkiem opróżniać nieczystości ze swoich przenośnych toalet. Nie miałam ochoty na kontakt z bakteriami, o których istnieniu mogłam nie mieć pojęcia.
Miałam na sobie niebieską przewiewną sukienkę, słomkowy kapelusz i wygodne sandałki. Włosy swobodnie rozpuściłam, a okulary przeciwsłoneczne miałam na czubku głowy – na kapeluszu. Nie lubiłam ich nosić, lecz czasem słońce tak bezlitośnie jasno świeciło, że jedynym sposobem by się przed tym uchronić było włożenie ich. Przez ramię przewiesiłam sobie torbę, w której zabrałam kilka artykułów plażowych i kilka nieodłącznych elementów, bez których nie miałam zwyczaju wychodzić. W uszach miałam słuchawki i słuchałam nowych letnich, klimatycznych kawałków, które wprawiały mnie w dobry nastrój.
Było lato, piątek po południu, zaczynał się weekend, ja miałam wolne i nic nie miało mi przerwać lenistwa tego dnia. Dziś miałam zamiar się usmażyć na plaży w towarzystwie Stephena Kinga i klimatycznych kawałków moich ulubionych wykonawców. To właśnie powinna robić dwudziestopięcioletnia kobieta stanu wolnego, gdy ma ochotę się wyluzować. Iść na plażę, poopalać się i zapomnieć o stresie i rodzinnych problemach – jeśli się takie ma. Ja cieszyłam się tym, że dziś mogłam zapomnieć o wszystkim. Nawet o tym jak się nazywam, choć może nie powinnam zbytnio przesadzać. Szłam na plażę, a nie do klubu, gdzie miałabym się do nieprzytomności upić – to w sumie też była jakaś perspektywa, ale na pewno nie dziś. Emily wyśmiałaby mnie gdybym jej coś takiego powiedziała. Jej zdaniem nie wypiłabym kieliszka wina bez wyrzutów sumienia. Ale Em to nie było, a ja miałam o wszystkim zapomnieć. Zapomnij, choć na chwilę.
(Okej… Trzy… Dwa… Jeden… Reset.)
Wyrzuciłam z głowy myśli, nastawiając się na program: weekend. Czekało mnie słodkie lenistwo i na tym powinnam się skupić… Ledwie zaś dokończyłam tę myśl, zadzwonił mój telefon. Westchnęłam, gdy zamiast letniego kawałka usłyszałam w słuchawkach irytujący dźwięk dzwonka. Derek dzwoni – widniał komunikat wraz z denerwującą gębą mojego prześladowcy od dobrego tygodnia. Nie, nie dziś braciszku. Dziś się relaksuję. Odrzuciłam połączenie i postanowiłam się skoncentrować na sobie. Słuchanie muzyki przestało mieć sens, więc odłączyłam słuchawki i, dla pewności, że nikt mi już dziś nie przeszkodzi, wyłączyłam telefon. Włożyłam go do torby i ruszyłam dalej.
Odetchnęłam z ulgą, gdy komórka znalazła się w mojej torbie, a ja szłam w dobrze znanym sobie kierunku. Szłam spokojnie, mijając kolejnych ludzi. Nie zwracałam na nikogo specjalnej uwagi, nawet na dziwnie poprzebieranych ludzi czy dziwnie się zachowujących. To było Los Angeles, tacy byli ludzie, a tu wszystko było możliwe. Szłam więc ciesząc się wolnym czasem i nie zwracając uwagi na nic wokół.
Tak było przynajmniej do czasu, gdy zobaczyłam małą dziewczynkę kręcącą się blisko krawężnika. Ludzie mijali ją obojętnie, nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem. Wyglądała na zagubioną i przestraszoną. Małe dziecko w wielkim mieście, które wałęsa się samotnie po ulicy? W pierwszej chwili można by pomyśleć, że po prostu kręci się niedaleko domu. Ale wyraz jej twarzy, malującej się na niej rozpaczy, poważnie mnie zaniepokoił. Zgubiła się? Była, niska, drobna i blada. Miała luźnego kucyka i niebieską sukienkę, tak jak ja, i brązowe, plecione sandałki. Patrząc na nią, poczułam troskę, a nogi same zaprowadziły mnie w jej stronę. Teraz nie było ważne, co przed chwilą jeszcze miałam zrobić. Nie zostawię jej tak, bo będę miała wyrzutu sumienia. Nie byłam jedną z tych, które mijają innych z obojętnymi minami, nawet jeśli mogliby pomóc. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do dziewczynki.
– Cześć – zaczepiłam ją. Spojrzała na mnie, gdy zrozumiała, że do niej mówię. Podniosła na mnie wzrok, a ja spojrzałam w jej duże, niebieskie oczy. – Chciałam zapytać, czy coś ci się stało? Mogę ci jakoś pomóc? Zgubiłaś rodziców?
– Nie, nie zgubiłam – powiedziała dziewczynka. – Uciekłam od niej.
– Uciekłaś od kogo? – spytałam, nie rozumiejąc, kim była „ona”.
– Od tej Moniki – powiedziała mała z miną buntowniczki. – Monica nie jest moją przyjaciółką. Nie lubię jej, ale tata mi nie wierzy, kiedy mówię, że ona jest zła – powiedziała. – I nie wrócę, niech mnie szuka. Nie będę tęsknić. Nie chcę do niej wracać, nie każ mi iść do niej.
W oczach dziewczynki stanęły łzy. Uśmiechnęłam się lekko, chcąc załagodzić sytuację.
– Spokojnie, chcę ci tylko pomóc, kochanie; nic więcej – przemówiłam łagodnie. – Powiedź mi, proszę, jak masz na imię.
Spojrzała na mnie pełnymi łez, niebieskimi i niewinnymi oczami. Serce ścisnęło mi się od tego widoku. Nigdy się z czymś takim nie spotkałam.
– Anastasia – powiedziała, pociągając nosem. – Mam na imię Anastasia.
– Śliczne masz imię. Ja jestem Heaven – przedstawiłam się jej z uśmiechem.
– Jak niebo – uśmiechnęła się, kiwając głową z aprobatą.
– Właśnie – podjęłam, czując, że mimowolnie uśmiecham się jeszcze szerzej.
Ta dziewczynka była taka… Nie umiałam powiedzieć, co dokładnie sprawiało, że poczułam do niej dużą sympatię, ale polubiłam ją. Chciałam jej pomóc, zasługiwała na to. Wszystkie dzieci zasługiwały by tak się stało.
– To co, Anastasio? – zagaiłam. – Tam stoi taki miły pan policjant w mundurze. – Wskazałam na mężczyznę, który pałaszował kebaba, zakupionego prawdopodobnie w budce niedaleko. – Może podejdziemy do niego, żeby nam pomógł? Postaramy się znaleźć twoich rodziców…
– Nie chcę! – krzyknęła natychmiast dziewczynka, uczepiając się mojej nogi. Po jej policzkach popłynęły łzy. – Zabierz mnie. Chcę iść z tobą. Będę grzeczna, nawet nie poczujesz, że też tam jestem. Nie jem dużo, mogę ci pomagać. Proszę, proszę, nie chcę wracać. Nie chcę Moniki. Chcę do ciebie.
Ogarnęła mnie panika. Tylko spokojnie, Heaven, tylko spokojnie. Co miałam zrobić? Sięgnęła po chusteczkę i wytarłam jej mokre od łez policzki.
– Już nie płacz, spokojnie. Powoli… Po pierwsze, nie możesz iść do mnie, kochanie – zaprotestowałam łagodnie. – Rodzice na pewno się będą o ciebie martwić. Po drugie zaś, nie znasz mnie. Nie wolno rozmawiać z obcymi i nigdzie z nimi chodzić. Mogą nie mieć dobrych zamiarów.
– Ty nie jesteś obca; znam cię, masz na imię Heaven i jesteś miła; i masz dobre „zamiarów” – odpowiedziała rezolutnie. – Choć nie wiem, co to znaczy. – Wzruszyła ramionami i pociągnęła noskiem.
Mimowolnie zachichotałam, widząc jej niewinne, niebieskie oczy wpatrzone we mnie jak w obrazek. Podałam jej drugą chusteczkę i pokręciłam głową. Ona też się uśmiechnęła.
– No to, skoro nigdzie się nie wybieramy, może powiesz mi, gdzie jest twoja mama?
Znów wzruszyła ramionami. Jej oczy były zaczerwione od płaczu, a policzki zapuchnięte. Wyglądała słodko i żałośnie. Miałam poczucie, że gdybym do niej nie podeszła, nie rozpłakałaby się. Z drugiej jednak strony, dziwiło mnie to, że na informację o tym, by poszukać rodziców zareagowała jakby byli to bardzo źli ludzie.
– Nie wiem, gdzie jest mama. Mama wyjechała. Nie wróci, zostawiła mnie.
Przełknęłam ślinę. Lepiej zostawić ten temat.
– A tata? – zapytałam z nadzieją.
Czy była sierotką, a Monica jej opiekunką? Czy Monica ją biła i dlatego tak reagowała na moje słowa o szukaniu rodziców?
– Tata jest zajęty.
Czyli jednak nie była sierotą. Nie miała mamy, ale zostawał jeszcze temat jej ojca. Bo on, na gacie Merlina, musiał gdzieś tu być. Być może nawet jej szukał.
– Czy tata wie, gdzie jesteś? – Pokiwała głową. Postanowiłam iść tym tropem. – Dlaczego uciekłaś od Moniki? To twoja ciocia?
– Myśli, że jestem z tą Moniką. Ale ja uciekłam.
– Czy Monica jest twoją ciocią?
– Nie.
– A kim?
– To żona Roberta; przyjaciółka taty. Dla mnie to nikt.
– A dlaczego jej nie lubisz? – Wiedziałam, że moje pytania nie były zbyt inteligentne, ale z natury byłam dociekliwa jak dziecko. Co, po co, dlaczego, jak – chciałam wiedzieć wszystko; nigdy z tego nie wyrosłam.
– Bo jest niemiła. – Krótko i zwięźle. Łatwo było zauważyć, że to nie był ulubionym temat dziewczynki. Gorzej było z rozpoczęciem nowego tematu.
W jej kieszeni rozległ się dźwięk melodyjki. Dzwonił jej telefon. Myślałam, że jestem gotowa na każdą ewentualność, bo widziałam już wszystko, począwszy od Parady Równości aż po codzienność w Los Angeles z różnymi cudakami, dziwakami i szurniętymi ludźmi, którzy chodzili po mieście w wymyślnych przebraniach, reprezentujących ich inności i inne zwariowane rzeczy, które sprawiały, że L.A. było jedyne w swoim rodzaju. Mimo to, nie byłam jednak gotowa na ośmiolatkę, która zwyczajnie odebrała telefon, mówiąc „Cześć, tato” i słuchając uważnie tego, co mówił jej rozmówca. Jakby rozmawiali o pogodzie. Jakby wcale nie uciekła. Jakby to była iluzja…
– Uciekłam. No… – mówiła do telefonu. Koło tego baru… In-do-ne-sia – przeczytała z trudem. – Tego, co chciałam do niego iść. Z kim?… Jestem z Heaven… Aha. – Zaczęła kiwać energicznie główką. – Dobra. Przyjedź. Kocham cię. Pa.
– To był twój tata? – zapytałam, gdy schowała telefon.
– Aha. – Kiwnęła głową z zapałem. – Mój tata, no i zaraz po mnie przyjedzie.
Nagła zmiana w jej zachowaniu mnie zdziwiła. Jeszcze pięć minut temu płakała, że nie chce, żeby szukać jej rodziców, a teraz, jak gdyby nigdy nic, odbiera połączenie od ojca i rozmawia z nim tak swobodnie, jakby nasza rozmowa nie miała miejsca. Jakby nic się jej nie stało. To było dziwne, ale też i interesujące.
*
Czekałyśmy kilka minut, kiedy wciąż z utęsknieniem zerkałam na zegarek. Dochodziła piąta, a ja nie byłam nawet jedną nogą na plaży. Z żalem pomyślałam, że dziś po prostu nie było mi pisane by wylegiwać się na piaszczystej plaży, w pełnym słońcu i korzystać z wolnego popołudnia. Potem i tak wróciłabym do swojego mieszkania, wzięła długą kąpiel i zasnęła podczas oglądania jakiegoś filmu w telewizji. Nie raz mi się to zdarzało, a poza tym znałam samą siebie. Wiedziałam, jak będzie.
Co innego było z Anastasią, która była dla mnie zagadką. Nie miałam pojęcia o niczym, co jej dotyczyło. Wiedziałam tylko, że na imię jej Anastasia, prawdopodobnie opiekowała się nią żona przyjaciela jej taty – Monica, której dziewczynka nie lubiła, i od której też uciekła. Jej mama nie utrzymywała z nią kontaktu, a ojciec nie miał z nią bliskiego kontaktu. Obstawiałam, że był zapracowanym biznesmanem, który miał jednak czas na romanse, ale nie dla córki. Nawet nie zauważyłam, kiedy Anastasia wyrwała się do przodu, machając rękami.
– Tataaaaa!
Mała pobiegła w stronę wysokiego, ciemnowłosego mężczyzny. Wstrzymałam oddech, widząc jak dziewczynka wpada mu w ramiona. On z troską ją o coś zapytał, a ona pokręciła głową i wskazała na mnie. Spojrzał we wskazanym kierunku; stałam tam w tej cholernej niebieskiej sukience, gdzie słońce urządziło mi prywatne piekielne czeluści, wbijając ze strachu paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Patrzyłam na mężczyznę, którego nie widziałam przez ostatnie osiem lat, lecz doskonale znałam i pamiętałam. Nie zapomniałabym tej twarzy, nie zapomniałabym go, gdybym nawet chciała. W dodatku ironią losu było to, że właśnie w tym miejscu ostatni raz go widziałam. To nie była prawda, to nie on. To nie jest Jaden. Przecież to nie może być prawda. On cię nie zna, to obcy facet. Po prostu jest trochę do niego podobny. Ma te same oczy, z tą samą głębią w nich, i ten nos, te usta, włosy; ale to przecież nie może być on. Musiało mi naprawdę odbić, jeśli myślałam, że to…
– Witaj, Heaven.
Poczułam ucisk w żołądku i przyspieszone bicie serca, gdy na mnie spojrzał, wymawiając moje imię. Wydawało mi się, że to było jak najgorszy koszmar. Byłam zdezorientowana, kiedy tak przede mną stał w doskonale skrojonym, szarym garniturze i wpatrując się w moją twarz tymi niebieskimi oczami. To było nie do zniesienia. To nie możliwe. Jaden Stark i ja w tym samym miejscu, co feralne osiem lat temu? Tam na górze muszą mnie bardzo nie lubić!
– Jaden – wyrwało mi się. – O mój boże…
– Jaden wystarczy – zażartował trochę spięty. – Nie widzieliśmy się…
– …osiem lat.
– Tak, aż osiem lat. – Uśmiechnął się. – Właśnie słyszałem, że wróciłaś.
– Cóż, a ja nie miałam żadnych wieści o tobie. – Może to lepiej.
– Co u ciebie? – Włożył rękę do kieszeni i spojrzał na mnie, o dziwo, przyjaźnie. Po takim świństwie, jakie mu zrobiłam, nie byłabym tak przyjaźnie nastawiona, ale znałam Jadena na tyle dobrze, by wiedzieć, że pewnie już o tym zapomniał.
Poprawiłam włosy opadające mi na twarz i przygryzłam wargę.
– Całkiem nieźle. A u ciebie?
– Jakoś leci.
Ugryzłam się policzek od wewnątrz, żeby się nie rozpłakać. Czułam już łzy, napływające mi do oczu. To jednak była prawda, a ja… ja byłam w szoku, nie mogłam tego zrozumieć.
Chciałabym, żeby to był jeden z moich snów. Ten, w którym nagle się spotykamy i wszystko jest dobrze; on wybacza mi, że uciekłam jak ostatni tchórz, a ja już nie muszę nigdzie uciekać. Ale to nie sen, ale rzeczywistość.
– Tato, jestem głodna – wspomniała o sobie Anastasia.
Dalej nie mogłam o niczym myśleć. A Anastasia wciąż mówiła:
– Tatoooo, jestem głodna, bardzo. Chodźmy tam coś zjeść! – Anastasia wskazała restaurację „Indonesia”. – Proooooszę, ładnie prooooooszę…
Spojrzał na nią z powagą, ale jednocześnie wyglądał na rozbawionego, widząc jak dziewczynka smutno wydymała wargę, ciągnąc go za rękaw marynarki.
– Wiesz, że nie ma nagród za nieposłuszeństwo, Anastasio. Ale jesteś cała i zdrowa, z czego bardzo się cieszę, i sam też jestem głodny. – Jego niebieskie oczy zwróciły się w mój stronę. Musiałam sobie mówić: „oddychaj”, bo zapomniałam, jak się to robi, gdy tak na mnie spojrzał. – Może zechciałabyś nam towarzyszyć, Heaven?
Wprawił mnie tym w prawdziwe osłupienie.
No, dalej Heaven! – krzyczała moja podświadomość. – Przecież właśnie tego chcesz; chcesz wyjaśnień. Chcesz znaleźć ukojenie w jego bliskości, znów słyszeć jego głos, przypomnieć sobie, ile się męczyłaś, żeby wyprzeć go ze swojej pamięci. Mimo to nie udało ci się, bo wciąż go kochasz. Kochasz go bardziej niż byś chciała, a w dodatku uratowałaś mu córkę, która teraz patrzy na ciebie błagalnie. No cóż, panno Gray, przegrałaś tę bitwę. Ale wojna jeszcze trwa; kiedyś powinnaś się z nim skonfrontować. Skoro jednak jest to ten dzień to niech patrzy i żałuje tego, co stracił. Słowa czasem nie wystarczą. Teraz ich nie potrzebujesz.
– Z przyjemnością.
Uśmiechnęłam się do dziewczynki, a ona odwzajemniła promiennie mój uśmiech; nieświadoma tego, jak wiele mnie to kosztuje by nie odbiec ze łzami.
*
Czar jego oczu, kieliszek wina, wspomnienia – powrót do domu z uczuciem kompletnej pustki i rozbicia.
Pierwsze, co zrobiłam po tej kolacji? Po powrocie do domu? Oparłam się o drzwi, powoli się po nich osuwając, a łzy znaczyły moją twarz ścieżką łez. I przez następne tygodnie tylko to robiłam – płakałam. Płakałam, nie ważne, co robiłam. Zdejmowałam ubrania – płakałam. Brałam kąpiel – płakałam. Próbując jeść – płakałam. Oglądając w telewizji komedię romantyczną – płakałam. Gdy ktokolwiek zadzwonił – płakałam.
Kompletnie nie umiałam się uspokoić. Płakałam całe wieczory i całe noce, ciągle o nim myśląc. Płakałam bez przerwy, dopóki ze zmęczenia nie zasnęłam, ale w nocy i tak nawiedzały mnie sny o nim. Jaden. Jaden. Jaden… Dlaczego on? Kiedy nareszcie wróciłam do L.A., miałam poukładane życie, w miarę dobrze mi się wiodło – pojawił się on. Ale, żeby bardziej bolało, poznałam jego córeczkę. Śliczną i tak do niego podobną; słodką Anastasię, którą polubiłam już w pierwszej chwili. To bolało jeszcze bardziej, bo i ona mnie polubiła. Wiedziałam, że jeśli chcę jeszcze ją spotkać, będę musiała spotkać i jego. Wtedy znów będzie bolało, a ja nie będę mogła się powstrzymać przed rozdzierającym moje serce uczuciem, które – jak na złość – odżyło, kiedy tylko go zobaczyłam.
Doskonale pamiętałam to uczucie, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, pierwszy raz z nim rozmawiałam, całowałam się z nim. Nie ważne dla mnie było, że był ode mnie o siedem lat starszy. Kochałam go za to jaki był, a nie kim był. No właśnie – kochałam. Uczucie jednak wbrew moim błaganiom wciąż we mnie żyło i wystarczył sam jego widok by zrozumieć, że choć próbowałam, wciąż nie mogłam się uwolnić od tego, jak reagowałam na niego i jego bliskość. Jedno spojrzenie, dwa słowa – trzy godziny wylewania łez. Czy on był tego wart? Kiedyś powiedziałabym, że tak; jednak teraz byłam zupełnie inna. Tylko uczucia do Jadena pozostały bez zmian; Jaden Stark był kimś o kim powinnam była dawno zapomnieć.
Jedynym, co mogłam zrobić by uniknąć pułapki uczuć, było unikanie jego. Jestem tchórzem, bo uciekłam bez słowa osiem lat temu; ale nie mam zamiaru znów przez to przechodzić. Ale przecież Los Angeles to wielkie miasto; łatwo będzie mi go unikać. Mimo to mimowolnie pomyślałam, że raczej będzie mi trudno. Wczoraj przecież kilka razy próbował ze mną rozmawiać o tym, co się stało osiem lat temu. Znałam charakter Jadena i wiedziałam, że nie da mi łatwo spokoju. To jednocześnie mnie przerażało, ale i napawało nadzieją. Z tego co i on, i Anastasia mówili, nie miał nikogo; tak jak ja. To sprawiło niestety, że zaczęłam myśleć o tym, co by było gdyby…
*
Minęły dwa tygodnie od tamtego dnia, nadszedł kolejny weekend. Dwa tygodnie zanim zrozumiałam, jak źle wpływa na mnie ciągłe zadręczanie się. To była trudna sytuacja, ale była do zniesienia. Świat nie kończył się na spotkaniu z Jadenem. On należał do przeszłości, a ja byłam dużo starsza i mądrzejsza. Drugi raz nie pozwolę sobie na niemądre uczucia.
Tym razem postanowiłam spędzić weekend w domu. Tak jak tydzień temu. Miałam trochę pracy, ale nie byłam nią zawalona, więc mogłam zamówić sobie coś na wynos i obejrzeć fajny film. Było kilka płyt, które powinna obejrzeć. Wyszły na DVD filmy, których premiery przegapiłam. Mogłam dziś nadrobić chociaż dwa.
Najpierw zajęłam się tym, co mi zostało, a później wykąpałam się i wysuszyłam włosy. Ubrałam luźną dłuższą bluzkę, która została mi po którymś z byłych facetów i krótkie spodenki, przez co wyglądało to, jakbym miała pod koszulką tylko majtki. Przewróciłam na tę myśl tylko oczami. Wzięłam telefon i wybrałam numer chińskiej knajpy, w której już kilka razy zamawiałam jedzenie i zadzwoniłam.
Zaczęłam rozmawiać z pracownikiem knajpy, gdy w tym samym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. Cały czas mówiąc, niczego nieświadoma, poszłam do drzwi i je otworzyłam. W tej samej chwili moja komórka wylądowała na podłodze, a ja ze zdziwieniem wgapiałam się w osobę, która w nich stała.
– Anastasia?
Dziewczynka miała włosy związane w dwie palemki po bokach, tenisówki, krótkie spodenki i bluzę z kapturem. na ramieniu miała mały plecaczek, a w drugiej ręce misia.
– Przyszłam do ciebie – oświadczyła. – Weszła do środka i rozejrzała się. – Ale masz duży dom! O, popcorn.
Serce bije mi szybko. Zamykam drzwi i odwracam się, a ona już siedzi na mojej kanapie i gapi się w ekran. W telewizji leci kultowy już „Forrest Gump”. Widać, że jest zainteresowana oglądaniem filmu. Nie dziwię jej się. Ja też nie mogłam się od niego oderwać (choć miałam oglądać nowe filmy, a nie stare).
Wzdycham i patrzę na godzinę: 20.23. Nie mogę znieść myśli, że Jaden pozwoliłby córeczce włóczyć się po mieście. Z drugiej zaś strony zastanawiam się, skąd dziewczynka wiedziała, gdzie mnie szukać. No i z jednej strony chce mi się też śmiać z miny Any, kiedy powiedziała: „O, popcorn”. To nadzwyczajne dziecko.
– Anastasio, gdzie jest twój tata? – Wznawiam swoje śledztwo.
Nie odrywając wzroku od telewizora, odpowiada:
– Chyba w domu. Tak, na pewno w domu.
– Anastasio, czy on pozwolił ci tu przyjść?
– Nie. – Krótko i na temat. Wiele wyjaśnia, myślę z frustracją.
– A czy wie, gdzie możesz być?
– Myśli, że jestem u tej Moniki – mamrocze, zapychając się całą garścią popcornu.
Milknę. Nie mogę się zmusić by zadawać jej dalej pytania. Wiem, że gdy w grę wchodzi „ta Monica”, mała Anastasia jest nieufna i nie chce rozmawiać. Nie mogę jednak tak tego zostawić. Najlepiej będzie, jeśli jak najszybciej zadzwonię do Jadena i mu o tym powiem.
– Jesteś głodna, Anastasio? – pytam, siadając obok niej. Miska z popcornem jest już pusta, a ona wpatruje się w ekran jak zaczarowana. Jednak gdy słyszy moje pytanie, odwraca się.
– Jak nie wiem co. Ugotujesz mi coś?
Kręcę głową.
– Kiepska ze mnie kucharka.
– A jajecznicę umiesz? – pyta z nadzieją.
– Hmm... Chyba da się coś wykombinować.
*
– Mniam. I ty mówisz, że nie umiesz gotować.
Anastasia wcina ze smakiem moje/swoje musli.
– Zalać mlekiem płatki to każdy głupi potrafi, moja panno – żartuję.
– Ale ty nie jesteś głupia – zauważa, oblizując łyżkę.
Chichoczemy obie, a ona pochłania kolejną porcję zbożowych płatków z żurawiną.
– Celna uwaga. – Puszczam jej oko. – To co? Dzwonimy do taty?
Zaczyna się dąsać. Odkłada łyżkę i zakłada ręce na piersi.
– Obiecałaś – dąsa się.
Kładę rękę na jej małym ramieniu i staram się być łagodna.
– Tata na pewno się o ciebie martwi. Jeśli nie zależy ci na Monice, pomyśl o nim.
Zwiesza głowę.
– W porządku. Zadzwoń do niego. Poza tym, chyba mu się podobasz.
Czuję, że w jednej chwili czerwienieję.
– Eee... co?
– No – przytakuje. – Wujek Robert z nim rozmawiał. Powiedział: „No, to z Heaven zrobiła się jeszcze większa laska”; on na to: „O ile możliwe, że może być jeszcze ładniejsza”. – Śmieje się. – I tak dalej. Gadali o tobie, dopóki... – zawiesiła się na chwilę.
– Dopóki?
– Dopóki ta... jędza – Monica – nie przyszła. I wujek śmiał się, jakby wcale nie mówili o tobie, i zmienił temat. I skończyli gadać. – Wzrusza ramionami.
Przygryzam wargi, czując silne gorąco na twarzy i szyi. Naprawdę tak powiedział? Przestań, warczy moja podświadomość, co cię to obchodzi? Czy to ważne, co on o tobie mówi? Niech mówi, co chce. Zostawiłaś go osiem lat temu i nie chcesz wracać do tego, co było kiedyś. Kiedyś jest kiedyś, a teraz jest teraz.
– Jeśli dasz mi numer do taty, będziesz mogła zostać na noc – proponuję po dłuższej chwili namysłu. – I obejrzymy bajkę, jaką chcesz.
W końcu Anastasia daje się namówić. Daje mi swoją komórkę i zajmuje się oglądaniem telewizji, pochłaniając paluszki i opijając się colą.
Jej dentysta mnie zamorduje.
Najpierw popcorn karmelowy, łamiszczęki, nutella, czekolada, a potem to. No i przy okazji paczka wafelków śmietankowych (obecnie).
Dzwonię do Jadena, ale odpowiada poczta głosowa. Próbuję kilka razy, a w tym czasie dziewczynka zasypia na mojej kanapie. Wkurzam się tak bardzo, że w końcu postanawiam zadzwonić do kontaktu "Wujek Robert". O nim mówiła Anastasia i być może on mógł mi pomóc.
– Robert Carvin, słucham.
– Robert Carvin? – zapytałam zdziwiona. Była dwudziesta druga, a ja stałam na środku swojego salonu z otwartą buzią i rozkroku jakbym szykowała się do jakichś ćwiczeń fizycznych czy czegoś w tym stylu. – Robercie, tu Heaven.
Na chwilę zapada cisza.
– Heaven? Heaven Stevens?
– Ja. Yyy... to znaczy... tak! Tak, to ja. I... eee... muszę cię o coś prosić. Nie mogę się dodzwonić do Jadena, a przypadkiem złożyło się, że mam jego córkę.
– Anastasię? Wiesz o Anie?
– Anastasia jest u mnie. Śpi na mojej kanapie. Zaraz przeniosę ją do sypialni, ale chciałam po prostu powiedzieć, żeby się nie martwił. Jest u mnie prawie od dwóch godzin.
– Uciekła od Moniki. – To bardziej stwierdzenie niż pytanie.
– Wiem. Już drugi raz.
– Nie, Heaven. Ty wiesz o dwóch razach... Z resztą, nie będę ci tego tłumaczył. Nie jestem odpowiednią osobą i to nie dobry czas i sposób do przekazywania takich wiadomości. On powinien to zrobić. Niech Ana u ciebie zostanie do rana. Wyślij mi smsem swój adres. Zgarniemy ją jutro. Dobrej nocy, Heaven. Bardzo ci dziękuję za informację i przepraszam.
– Nie ma sprawy. Dobranoc, Robercie.
– Na razie.
– Cześć.
Robert Carvin to mój były przyjaciel i facet, dzięki któremu poznałam największą miłość swojego życia – ojca dziewczynki, która spała na mojej kanapie. Wyglądała przy tym słodko i niewinnie.
A ja byłam zmęczona. I miałam mętlik w głowie. Wysłałam więc smsa do Roberta z moim adresem, kodem do windy i numerem apartamentu. I zarządziłam natychmiastowo akcję „SEN”.
Wzięłam Anastasię na ręce (była ciężka jak na mnie) i zaniosłam do mojego pokoju. Zdjęłam jej buty i skarpetki, a także bluzę. Było gorąco, a ona była cała spocona. Przy zdejmowaniu bluzy trochę się rozbudziła, ale zaraz ją pokołysałam w ramionach i znów zasnęła, wymamrotawszy wcześniej jakieś niezrozumiałe słowa. Trzymała się kurczowo mojej szyi i chwilę mi zajęło, zanim się uwolniłam, by znów jej nie obudzić.
Gdy sama już się ulokowałam w pokoju gościnnym (trochę za różowym jak na mój gust, ale dopiero teraz to zauważyłam – mądra ja), nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, co powiedziała mi Anastasia, o Jadenie, Robercie, Monice... Musiałam coś z tym zrobić. To, że dziewczynka uciekła do mnie od Moniki było słodkie, ale nie mogło tak być. Ona widocznie się czegoś bała. Bała się Moniki, a Jaden... czy on nie widział w tym sygnałów ostrzegawczych? Skąd tyle jadu w takiej małej dziewczynce?
Musiałam koniecznie jutro porozmawiać z kimś, kto mi to wyjaśni.
*
Następnego dnia, obudził mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek na ścianie i przetarłam mocniej powieki. Dochodziła dziesiąta, ktoś pukał, a ja wyglądałam.... nie powiem jak... i byłam głodna. Boże, dlaczego? Muszę otworzyć drzwi...
– Cześć. – Jaden wygląda na trochę skrępowanego moim wyglądem. Nie dziwię mu się, bo chwilę później, gdy patrzę w lustro, widzę, że włosy mam roztrzepane jak miotła podwórzowa gałęzie. Jeszcze ten rozciągnięty T-shirt spod którego nie wystają mi spodenki. Katastrofa. I do tego to niewyspanie widoczne na mojej twarzy. Koszmar razy dwa.
– Eee... Hej.
– Mogę wejść? – Przestępuje z nogi na nogę.
Kiwam ochoczo głową (zbyt ochoczo) i mówię:
– Jasne. Tak. Wejdź.
Kretynka, mamrocze moja podświadomość i kręci nosem nad moim wyglądem. Ignoruję ją i biorę głęboki oddech.
W jednej chwili całkowicie się wybudzam i otwieram szerzej drzwi, zapraszając go do środka. Przeczesuję włosy palcami, nieco poprawiając wygląd mojej fryzury. W milczeniu prowadzę go do kuchni. Chyba wie, że zapowiada się rozmowa, bo nie pyta ani słowem o nic. Proponuję mu coś do picia, ale kręci tylko głową. Robię więc sobie kawę i nad parującym kubkiem napoju, zastanawiam się, jak zacząć. Jak mam z nim rozmawiać? Czy chcę aby na pewno porozmawiać z nim o Anastasii?
Nie wiem, co dalej.
Mija dziesięć minut, a ja zdążam wypić kawę i sto razy przyrzec się swoim paznokciom. Zaczynam nucić Don't Cha The Pussycat Dolls, żeby trochę się uspokoić i w końcu mówię:
– To głupie. Oboje wiemy, po co przyszedłeś i o czym powinniśmy rozmawiać.
– Ale tego nie robimy.
Wzdycham.
Cholera, dlaczego to takie trudne?
– Posłuchaj, Jaden. Nie chcę rozmawiać o tym, co było. Było, minęło i już nie wróci. Nie zamierzam z tobą o tym rozmawiać. Chodzi mi o Anastasię i tylko o nią. Rozmawiałam z Robertem, z Anastasią. I zanim zaczniemy rozmawiać o niej, chcę ci tylko powiedzieć, że... że cię kocham.
Jego oczy robią się wielkie ze zdziwienia. Ty zwariowana kretynko!, krzyczy głosik w mojej głowie. Co ty odpierdalasz? Czyś to rozum postradała, ty desperatko?!
Kontynuuję:
– Ale to nie ma znaczenia. Nawet jeśli ty czujesz do mnie to samo. A jeśli nie to jeszcze lepiej. Bo chodzi mi tylko o twoją córkę. Znam ją dwa tygodnie, a wydaje mi się, że jest mi bliższa niż kiedykolwiek. I chcę jej pomóc. Dowiedzieć się, dlaczego i co ją dręczy. Kocham ją już niemal jak własną córkę, a to wariackie, bo przecież nią nie jest. Nie przerywaj mi – ostrzegam go, gdy widzę, że raz po raz otwiera usta jakby chciał coś powiedzieć. Jest niemal biały na twarzy. Wygląda jakby śmiertelnie coś go przestraszyło. W tej chwili właśnie uświadamiam sobie, że coś z nim nie tak. – Dobrze się czujesz?
– Nie – odpowiada tylko, a usta ma niemal sine. Wyjmuje telefon z kieszeni i wybiera numer, po czym mówi do słuchawki: – Robercie, wejdź na górę i zabierz Anastasię do samochodu. Ja i Heaven potrzebujemy chwili by porozmawiać.
Patrzę na niego zdziwiona. Przecież to właśnie robimy, myślę. Czuję, że moje ciało się z tym nie zgadza. Robi mi się gorąco, serce bije szybciej. A więc, co robimy, jeśli tego nie można nazwać rozmową?
Słyszę w korytarzu głos Roberta. Zamiast jednak wyjść do niego, wstaję i idę do swojej sypialni. Zaraz za mną wychodzą do niej Jaden i Robert. Dziewczynka leży rozbudzona z otwartymi oczami. Uspokajam się, czując przemożną ochotę przytulenia jej i gdy już chcę to zrobić, słyszę z jej ust:
– Mamo, dlaczego płaczesz?
Szok spowodowany jej słowami i tym, że płaczę pogłębia się. Kręcę głową i patrzę na Jadena, a później na Roberta. Obaj są w szoku. W kompletnym szoku. Dziewczynka też, bo gdy próbuje wyciągnąć do mnie ręce i mnie przytulić, zrywam się jak oparzona z łóżka. Jest przestraszona i zdziwiona moim zachowaniem. Widzę łzy w jej oczach, gdy mówi:
– Mamusiu, czy nie kochasz mnie?
To sprawia, że łzy spływają po moich policzkach, a ja zaczynam histeryzować. Nogi mi się trzęsą, gdy ukrywam twarzy w dłoniach. To za dużo, zbyt wiele dla mnie.
– Co wyście jej nagadali? – krzyczę na nich obu. – Skąd jej się to wzięło?!
Robert zabiera małą na ręce, choć ta się wyrywa. Płaci i zawodzi, wołając do mnie: „Mamo! Mamo! Nie zostawiaj mnie!”. Drzwi trzaskają za nimi, a ja wybucham płaczem. Jaden próbuje mnie przytulić, ale odpycham go i uderzam w twarz.
– Jak mogłeś! Jak mogłeś to zrobić! – Nie pytam, ale stwierdzam jego winę.
– Uspokój się – prosi. – Wszystko ci wytłumaczę. Tylko daj mi szansę.
– Nie! Wynoś się stąd! Nie chcę żadnych tłumaczeń! To nie może być moja córka!
– Ale jest – w jego głosie słyszę desperację. – To jest dziewczynka, którą urodziłaś siedem lat temu w Liverpoolu. Ta sama, nie inna. To jest twoja córka, Heaven.
Cała się trzęsę, gdy siadam na krawędzi łóżka i niemal krztuszę się od płaczu. Chcę się uspokoić i to wszystko przemyśleć. Ale nie mogę. Płaczę i płaczę, nie mogąc się powstrzymać. Płaczę aż brakuje mi łez i oddechu. W końcu się uspokajam.
Jaden siada obok mnie w bezpiecznej odległości. Obejmuje mnie ramieniem, a ja instynktownie przysuwam się do niego i kładę głowę na jego ramieniu. Wyglądam na pewno okropnie taka roztrzepana i zapłakana, ale teraz to chyba mało ważne. Jestem matką, mam córkę. Córkę, którą myślałam, że straciłam na zawsze.
– Jak to możliwe? – szepczę.
– Być może nigdy bym się o tym nie dowiedział, gdyby nie to, że jakaś kobieta z tamtej placówki do mnie zadzwoniła. Wpisałaś moje dane, więc skoro ty zaraz po urodzeniu zostawiłaś dziecko, nie zrzekając się praw i nie dając na siebie namiarów, zadzwonili do mnie. Zazwyczaj tego nie robią, ale tym razem tak było. Nic z tego nie pamiętam. Wiem tylko, że kiedy tylko ją zobaczyłem, zakochałem się w niej tak jak kiedyś w tobie. Byłem niedojrzałym kretynem, miałem dwadzieścia cztery lata, ale przyrzekłem się dla niej zmienić. Skoro nie mogłem mieć ciebie, pozostawała mi ona. I zrobiłem to. Obiecałem sobie, że nie pozwolę, żeby spotkał ją taki sam los jak kiedyś ciebie. To najwspanialsza dziewczynka na świecie. Bardzo mądra, jak jej matka.
Składa lekko pocałunek na mojej skroni, a ja czuję, że choć to przyjemne, nie zasługuję na to. Odsuwam się i ocieram pojedynczą łzę z policzka. Pociągam nosem i patrzę na niego z naganą:
– Jak możesz?
– Ale co?
– Być taki! Najpierw zostawiłam ciebie, a później urodziłam twoją córkę i ją tę zostawiłam. – Emocje biorą górę, znów płaczę. – Jestem tchórzem. Kiedy przyszło mi zmierzyć się z własnymi uczuciami – uciekłam; to samo się stało, kiedy miałam się zmierzyć z konsekwencjami swoich czynów. Masz pojęcie, jak ja się czuję? Nienawidzę siebie. Nienawidzę wszystkich rzeczy, które zrobiłam. Nienawidzę, a jednak mam ochotę się spakować i kupić bilet na samolot, jak gdyby wszystkie moje problemy miały zniknąć niechybnie, gdy tylko to zrobię. Całe życie uciekam. Uciekłam też, gdy byłam już pewna, że mnie kochasz. Zrobiłam to, bo bałam się zaangażować. Jak mogłam znać ciebie, jeśli nie znałam samej siebie? I jak mogłam móc wychowywać dziecko, jeśli moje zachowanie wskazywało na to, że ja wciąż jestem dzieckiem? Miałam siedemnaście lat.
– Ale już nie masz. Nie jesteś tamtą dziewczyną. Możesz jeszcze wszystko zmienić, naprawić. Masz córkę, która tak długo czekała by poznać swoją matkę. Możesz liczyć na mnie, na Roberta. Nie jesteś sama, Heaven. Jesteś dorosłą kobietą, która może żyć jak chce. Nikt z nas nie może cię zmusić, żebyś została i wzięła na swoje barki ten ciężar, jakim jest bycie rodzicem, ale ty możesz to zrobić i wcale nie odczuwać tego jako niemiły obowiązek. To naprawdę niezwykłe i doskonale byś sobie z tym poradziła.
– Tak myślisz?
Kiwa głową.
– Jestem o tym przekonany.
W pewnej chwili słyszymy dźwięk jego telefonu, a chwilę później on blednie.
– Zaraz będę.
– Co się stało?
Ma niemal łzy w oczach, gdy mówi:
– Robert jest z Anastasią w szpitalu. Jej serce przestaje pracować.
*
Biegniemy do pobliskiego szpitala znajdującego się dwie przecznice od mojego apartamentu. Jestem cała zdyszana, a mój strój jest co najmniej komiczny. Ale nawet to nie może mnie powstrzymać. Gdy dobiegamy do recepcji, Jaden od razu pyta recepcjonistkę o Anę.
– Tak. Dziewczynka jest na chirurgii. Lekarze starają się robić, co mogą, ale... obawiam się, że więcej informacji zasięgniecie od lekarzy. Kardiochirurgia – czwarte piętro.
Nawet nie dziękując, znów biegniemy. Nie zatrzymuję się na windę, gdy tylko dopadam schodów. W mojej głowie jest tyle myśli i sprzecznych uczuć, że mam ochotę się popłakać. Moja córeczka ma chore serce; serce, które przestaje pracować.
Gdy w końcu docieramy na czwarte piętro, wszystko dzieje się szybko. Lekarze, nie jeden a trzech, Robert, operacja. Nie wiem, czy moje własne serce nie pęka. Znam ją tak krótko, nawet nie wiem, skąd dowiedziała się o tym, że jest moją córką, ale nie sądzę, żeby Jaden jej powiedział. Ma tylko siedem lat i on stara się by jej biedne, chore serduszko nie musiało znosić takich stresów. A teraz jeszcze dowiadujemy się, że nie dość, że jej serce jest chore, to że ma gdzieś koło niego guzek, który zagraża jej życiu. Podwójne ryzyko. Stawką jest jej życie.
Lekarze nie widzą przeciwwskazać byśmy mogli się z nią zobaczyć, więc Jaden wchodzi ze mną. Mam na sobie rozciągniętą koszulkę, w której spałam, stary stanik, koronkowe majteczki, baleriny i narzucą na ramiona marynarkę Jadena. Włosy mam byle jak związane w koka, i nawet nie umyłam zębów, o makijażu nie mówiąc.
Ale jestem tutaj... dla mojej córeczki. Mojej biednej, kochanej córeczki. Dziewczynki, którą dopiero co odzyskałam, a już mogę stracić.
Wiem, że nie jestem dobrą matką, a nawet odpowiedzialną, ale to moja córeczka. Dziecko, które nosiłam dziewięć miesięcy pod sercem, a którego serce może przestać pracować. Ta mała istotka może wkrótce umrzeć. Bogu ducha winna.
Anastasia leży na dużym, szpitalnym łóżku, maleńka, blada i taka krucha. Jest podłączona do tylu różnych urządzeń, a jej dobre rączki zaplątane w tyle kabli i nabite tyloma igłami, że serce staje mnie na chwilę, gdy podnosi na mnie wzrok, a jej jasnoniebieskie oczy nie są takie same. To nie są oczy tamtej dziewczynki, która płakała i wołała na mnie mamo. Ta dziewczynka wydaje się bardzo dojrzała, jakby wiedziała o tym, że zostało jej tylko trochę czasu. Bardzo niewiele czasu.
– Mamo – szepcze chrapliwym głosikiem, trochę niewyraźnym przez maskę tlenową. – Jesteś tutaj.
Siadam powoli na łóżku, a łzy same płyną mi po policzkach. To łzy wzruszenia, szczęścia, smutku, przerażenia, wahania, radości, ale jednocześnie ogromnego strachu. Nasza przyszłość... jest taka niepewna. Nie wiem, czy następnego dnia już nie stracę wszystkiego, co wydaje się, że zyskałam. Ale dziś zamierzam sprawić, by nasze serca biły razem jeszcze długo.
Całuję jej dłoń i dotykam palcem jej czoła, odgarniając ciemny kosmyk.
– Jestem tutaj, kochanie, i nigdzie się nie wybieram. Obiecuję, że już zawsze będziemy razem. Ty, tata i ja. – Patrzę na Jadena z nadzieją, że wszystko jeszcze może się zdarzyć. Bo prawda jest taka, że nigdy nie przestałam go kochać.
A on się uśmiecha. I ściska moją dłoń, i wiem że nie ważne, co się teraz stanie, już nigdy nie będę sama.
Nigdy.
*
Było ciepłe październikowe popołudnie. Siedziałam na plaży w Cannes, na Riwierze i z uśmiechem obserwowałam Roberta i Monikę bawiących się z Anastasią. Dziewczynka wykręcała się we wszystkie strony, kiedy ta szalona para zaatakowała ją łaskotkami. Ich śmiechy rozbrzmiewały echem, a inni ludzie wyglądali na rozdrażnionych hałasami. Roberta może by to trochę obeszło, ale Monica i Ana nie przejmowały się tymi spojrzeniami. Bo tylko turyści tak się irytowali. Z boku grała grupka francuskich chłopaków, a Lindsey (młodsza siostra Jadena) grała z nimi, śmiejąc się tak bardzo, że wzbudzała też ich uśmiechy. Lindsey potrafiła sprawić, że każdy się uśmiechał. Taka już była.
– Słodcy są, co? – zagadnęłam męża, którego całkiem pochłonął jakiś francuski artykuł, bowiem od pięciu minut jego wzrok z prędkością błyskawicy przesuwał się po tekście.
Oderwał go jednak szybko (no, wiecie, wzrok od tekstu), gdy (trochę za mocno) dźgnęłam go paznokciem w plecy. Odwrócił się w moją stronę z tak zbolałą miną i tak nieprzytomnym spojrzeniem, że parsknęłam uśmiechem.
Miałam na sobie turkusowe bikini z koralikami, eksponujące ciążowy brzuszek. To był dopiero dziesiąty tydzień, ale już można było zauważyć, co i jak. Z resztą nie dziwne, że to stało się tak szybko, po tym wszystkim... Ja i Jaden mieliśmy sporo do nadrobienia, i wyszło, jak wyszło. Nie miałam co narzekać, bo może na ciążowy brzuch nie złapię każdego faceta, ale ten jeden, jedyny, o którym marzyłam, kiedy się tylko dowiedział... no, cóż, trochę mu odbiło na punkcie seksu. I to było akurat świetne. Bo tak właśnie spędzaliśmy większość czasu.
A teraz mieliśmy swój miesiąc miodowy, który musieliśmy opóźnić po tym, jak się dowiedzieliśmy o tym, że nasza trzy osobowa rodzina nagle się powiększy. Ale maleństwu nie zagrażało już żadne niebezpieczeństwo, więc z przyjemnością powitałam piękne plaże, luksusowy apartament i miesiąc, który mnie tu czekał. Z ukochanym mężem, pierworodną (która wciąż musiała na siebie uważać ze względu na wadę serca) i parą przyjaciół – tak, ja i Monica zaprzyjaźniłyśmy się tak szybko, że niemal tego nie zauważyłam, a Anastasia już nigdy więcej nie mówiła o Monice nic niemiłego. Od kiedy Monica i ja się zaprzyjaźniłyśmy, Ana zaakceptowała Monikę jako ciocię i była dla niej miła.
Odkąd byliśmy razem – ja, Jaden i Ana – dziewczynka bardzo się zmieniła. Była jeszcze bardziej radosna i prawie bez przerwy chciała się przytulać. To było naprawdę słodkie i sprawiało, że nawet przez chwilę nie żałowałam, że rzuciłam pracę i przestałam być niezależną, zatwardziałą singielką, na rzecz prawdziwej miłości, męża i córeczki, a także odnowienia przyjaźni z Robertem i zawarcia jej z jego żoną, będącą tak pozytywną i pokręconą kobietą, że moja część singielki, którą raczej zawsze będę w sobie mieć, była okropnie zazdrosna o to, jak szybko rzuciłam stare przyzwyczajenia i wpadłam w nową, słodką rutynę. Pft, ale ja dużo gadam!
Było lato, piątek po południu, wszystko było pod kontrolą, a ja miałam wolne i nic nie miało mi przerwać lenistwa tego dnia. Dziś miałam zamiar się usmażyć na plaży w towarzystwie nie jakiejś świetnej książki mistrza Kinga i mojej MP4, ale mojego męża, To właśnie powinna robić dwudziestopięcioletnia kobieta stanu wolnego, gdy ma ochotę się wyluzować. Ekhem, poprawka. JAKIEGO STANU WOLNEGO? CZY JA SIĘ NAĆPAŁAM?????
Dobra, nie ważne. Żadnych monologów sama do siebie, bo chyba to słońce zaczyna mi za bardzo przygrzewać...
– I myślisz, że dlaczego zabraliśmy ich na cholerny miesiąc miodowy? – odzywa się w końcu Jaden. – Będą się zajmować naszą córką, kiedy my... hmm, my zajmiemy się sobą. – Posyła mi znaczące spojrzenie.
Śmieję się i całuję go w policzek. Trochę drapiący policzek.
– A kto zajmie się naszą drugą córką? – powiedziałam, kładąc jego dłoń na swoim brzuchu. Już trochę zaokrąglonym, lecz wciąż niezbyt widocznie. – Ona też potrzebuje opieki.
Oburzenie, które maluje się na jego twarzy daje mi do myślenia. Zacznie się znów to samo... Dziewczynka? To chyba kpina. To będzie chłopiec. Koniec, kropka (i przecinek).
– On; to będzie chłopiec. A jeśli zaczniesz się ze mną kłócić, sprawię, że po drugim dziecku, szybko pojawi się trzecie. Długo umiem chować urazę – ostrzega Jaden na pół z rozbawieniem, a trochę na poważnie.
Zamykam oczy i przyciągam go od siebie.
– Przyjmuję zakład, kochanie – mówię. I całuję go naprawdę długo, długo, długo...
Boże, ja tak bardzo kocham tego kretyna!
Bo kogo mam kochać, jeśli nie faceta, którego miłość zdobyłam już wiele lat temu, a która przetrwała dużą próbę moich wad i niewyparzonego języka? Nie znam innej odpowiedzi. Odpowiedzią na każde pytanie jest On. I zawsze będzie.
Komentarz bardzo spóźniony, ale nadal pierwszy a one shot jest tak genialny, że nie obejdzie się bez komentarzy! Jesteś genialna i obawiam się, ale jednocześnie cieszę, że nigdy nie będę tak dobra w pisaniu jak ty. Naprawdę kocham twoje opowiadania♥♥
OdpowiedzUsuń~Amelia
Moja odpowiedź jest również spóżniona... o trzy miesiące. Dawno tu nie zaglądałam, myślałam, że już nikt tego nie czyta. Miła niespodzianka!
UsuńDziękuję ci bardzo za miłe słowa, wiele dla mnie znaczą. Jednak chyba trochę mi posłodziłaś. Z perspektywy widzę, że w opowiadaniu jest wiele niespójności i niektóre rzeczy są niedorzeczne. Jednak pisząc je miałam piętnaście lat i jako że nie jestem pisarką zawodowo nie mogę się tak krytycznie oceniać, bo traktowałam to jako zabawę, przyjemność. I mam do tego opowiadania sentyment :D
Dlaczego jednak nie miałabyś być ode mnie lepsza? Zawsze jest ktoś lepszy, ale czy to znaczy, że nie możesz czegoś robić, bo na starcie sądzisz, że są lepsi? Rób to, co kochasz, jeśli tylko sprawia ci to przyjemność.
Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam serdecznie ♥
Tinsley xx