Jeśli uda mi się napisać coś w miarę przyzwoitego, opublikuję to. A jeśli mi się nie uda wkrótce, to może kiedyś. Pytanie tylko: ile czasu trwa kiedyś? Może się tego dowiem.

Edit: 22.03. 2020 roku. Nowy szablon wykonany przeze mnie.

28 maja 2017

In my feelings

W końcu zebrałam kuper by choćby pofatygować się i coś tutaj dodać. Chwała mi!
Tekst z dysku. Leżał i kurzył się, więc postanowiłam dodać. Chyba czas zacząć pisać jakieś nowe szoty, zamiast tych historii, które wciąż wymyślam i usuwam. Tak, to chyba dobry pomysł! Jako ciekawostkę dodam, że "idealny" tytuł nie przyszedł łatwo. 
Skąd wzięło się "In my feelings"? Od piosenki, którą możecie posłuchać niżej. Uwielbiam cały album Kehlani, każdą piosenką, ale mam/miałam ulubieńców (z tym albumem jest jak z dzieckiem, mimo wielokrotnego przesłuchania zawsze czymś zaskoczy). Ta piosenka nie była jednym z nich, ale teraz patrzę na nią inaczej. Kiedy sprawdzałam jakiś czas temu, tę historię i dopisałam co nieco, w playliście pojawiła się ona. Ostrzegam, nie całkiem odzwierciedla tę historię, ale możecie wczuć się w główną bohaterkę. A przynajmniej zrozumieć, co czuje.
Miłego czytania!


In my feelings: emocjonalny sposób myślenia o czymś, zazwyczaj o osobie.



Ciągle mówi: „Jestem dla ciebie za stary”. W jego oczach widziałam jednak coś zupełnie innego. Dawał mi prawo wyboru, mówił, że chce, żebym była szczęśliwa, ale tak naprawdę uważał, że należę tylko do niego.
James Hunt był naprawdę dziwnym człowiekiem – bogatym, statecznym, poważnym, zdziwaczałym człowiekiem. Wielokrotnie sprawiał, że czułam się niezwykła, wyjątkowa, a zaraz później przywracał mnie do rzeczywistości i pokazywał, że nie pasuję do jego świata.
Podnoszę się z poduszek i patrzę na jego piękną twarz. W jednym przynajmniej się zgadzamy: on naprawdę nie jest dla mnie dobry. Powinni zabronić rodzić się ludziom takimi pięknymi. Ciemne włosy, ciemnobrązowe oczy i najpiękniejszy uśmiech na całym świecie. Ponoć ludzie nie mogli być idealni, ale jak dla mnie on jest naprawdę idealny.
Wstaję i wkładam swoje dżinsy. Patrzę na zegar, który wskazuje szóstą rano i wychodzę z pokoju na palcach, by nie narobić hałasu. Zamykam drzwi jego sypialni i wychodzę na korytarz w poszukiwaniu łazienki. Są to trzecie drzwi na prawo od jego pokoju. Łazienka jest kilkakrotnie większa niż mój pokój w kawalerce, którą wynajmuję; cała wygląda jak dzieło sztuki w kolorach płynnego złota, bieli i błękitu.
Gdy wracam, James już nie śpi. Nasze spojrzenia się spotykają, jego jest intensywne, moje nieśmiałe – wciąż nie umiem się przystosować do tego, w jaki sposób na mnie patrzy. Uciekam wzrokiem w bok i przystaję w drzwiach, niepewna, co powinnam zrobić. Czy to dziwne, że mimo że niedługo mam go poślubić, wciąż nie potrafię być śmielsza nawet jeśli mam tylko patrzeć mu w oczy?
– Będziesz tak stać? Chodź do mnie.


Wieczorem spotykamy się u niego. Jest dla mnie zbyt dobry jak na to, co zamierzam zrobić. Nie wie tego, że wcale nie jestem tak niewinna i bezbronna jak myśli – jak myśleli wszyscy faceci przed nim. Nie ma o niczym pojęcia, choć wydaje mu się, że wie o mnie wszystko. Tak naprawdę nigdy mnie nie znał, i nigdy nie uda mu się poznać.
Oglądamy razem film, durne romansidło, które faceci jak on są zmuszeni oglądać, namówieni przez swoje dziewczyny. Dziś jeszcze jestem jego dziewczyną, więc zmuszam go do obejrzenia Francuskiego pocałunku z Meg Ryan. I mimo że narzekał, teraz ogląda i rzuca co i raz jakiś komentarz. Bezwiednie przeczesując jego włosy i myślę o tym, że to już dziś...
Pieprzenie się jest łatwe, kłamanie jest łatwe, patrzenie w oczy i obiecywanie rzeczy, których nie zamierza się spełnić jest łatwe, łatwe jest oszukiwanie. Trudne zaś, naprawdę trudne, jest odejść, gdy kogoś poznamy, pokochamy. Ja wiem, że go kocham, zapewne mocniej niż powinnam i chciałabym, marzę by zostać jego żoną i mieć go dla siebie już zawsze, ale... nie mogę. Marianna potrzebuje mnie bardziej niż on. On da sobie radę beze mnie, za trzy miesiące – może wcześniej – będę tylko wspomnieniem.
Kiedy zasypia, znajduję jego portfel i wysuwam po cichu jedną z kart kredytowych. Brak jednej z kart zaniepokoi go dopiero po czasie, a nawet ucieszy, gdy zrozumie, że razem z nią zniknę ja. Zastrzeże ją, ale wcześniej z jego konta zniknie kilkaset tysięcy. Może i teraz myśli, że to był dobry pomysł by się ze mną ożenić, jutro zrozumie swój błąd, że zaufał oszustce i nigdy więcej tego nie zrobi. W przyszłości będzie ostrożniej dobierał sobie partnerki.
Myślę o tym wszystkim, gdy gorączkowo bazgrzę na szybko przeprosiny i wyjaśnienia – powody, dla których to zrobiłam, choć nieco inne niż w rzeczywistości. Nie muszę tego pisać, w umowie z Leo nie było czegoś takiego; nigdy wcześniej tego nie robiłam, nie wyjaśniałam niczego ani nie przepraszałam, ale wiem, że Jamesowi się to należy. On był inny, nieszablonowy, wyjątkowy... i na pewno go nie zapomnę. A gdy już sprawy z Marianną się ułożą i zacznę mieć czas dla siebie, na pewno nie raz pomyślę o nim, a wtedy przypomną mi się wszystkie chwile, które z nim...
Łzy ściekają po mojej twarzy; strumień łez zalewa moje oczy, policzki, brodę... ściekają po szyi... Pociągam nosem tak by nie wydać zbyt głośnego dźwięku i wzdycham powoli, próbując się uspokoić. Ale wtedy znów zaczynam płakać. Tym razem wydając z siebie ciche łkanie.
Nie mogę tego zrobić. Nie mogę, nie mogę, nie mogę! Nie oszukam go, nie złamię mu serca. Nie zniszczę mu życia z egoistycznych pobudek. To nie jego wina, że jest bogaty... To raczej przywilej, którego nie mam prawa mu zabierać ani korzystać bez jego zgody. Nie mogę go okraść i zostawić. Nie po tym wszystkim...
Wkładam kartę do jego portfela, okładam go na miejsce, „kartkę przeprosinową” zginam w pół i wkładam do tylnej kieszeni spodni. Wiem, że słusznie czynię, ale nie mam pojęcia, dlaczego to robię.
– Dlaczego nie śpisz, Scar? – Jego głos jest zachrypnięty. Ramiona Jamesa otaczają mnie w talii. Jego usta dotykają mojego nagiego ramienia, a ja drżę nieznacznie.
Mój oddech jest cichy, serce bije głośno. Staram się zachowywać swobodnie, ale nie mogę nic poradzić na to, że moje ciało mimowolnie sztywnieje od jego dotyku, czuję się jak w pułapce – przyłapana na gorącym uczynku.
– Nie mogłam – odpowiadam, kłamiąc tym razem tylko w połowie. Bo jak mogłabym zasnąć z myślą, że za chwilę kogoś okradnę i zniknę z jego życia raz na zawsze?
– Coś ci się przyśniło? – docieka mężczyzna. Czuję, że jeszcze chwila, a znów się rozpłaczę. Boże, próbowałam go okraść, a on martwi się tym, dlaczego nie śpię!
– Nie.
– Jesteś pewna? To żaden wstyd. Mi możesz powiedzieć, mała.
– To był tylko sen. Jest w porządku, James.
Kłamię. Zawsze kłamię. Ale dlaczego tym razem moje wyrzuty sumienia z powodu tego kłamstwa są ogromne? Monstrualnie wielkie i palące jakbym posypała solą otwartą ranę? Dlaczego źle czuję się z tym, że on mnie przytula, kiedy wracamy razem do łóżka? I że zachowuje się jakbym właśnie nie próbowała go okraść i złamać mu serca?


Maia i Layton uśmiechają się, kiedy otwieram im drzwi. Maia ściska mnie i całuje, Layton puszcza mi oko i wchodzi do środka. Gdy już jego dziewczyna przestaje wariować, też mnie przytula. Zapraszam ich, żeby weszli, i wychodzę z wymówką, że zaraz powiem Jamesowi, że już przyszli.
Layton Hunt, brat Jamesa rozsiada się wygodnie na kanapie w salonie, a Maia zajmuje miejsce naprzeciw niego – robi mu na złość. Moje serce bije jak oszalałe, gdy odchodząc, oglądam się przez ramię i widzę jak się całują, w jednej chwili siedząc na tej samej kanapie, a ich ręce są wszędzie na ich ciałach.
Moje policzki wciąż płoną, gdy pukam do drzwi pokoju, w którym James urządził sobie swój gabinet. Jak zwykle jednak nie uzyskuję odpowiedzi, wchodzę więc i zastaję go jak zwykle ze stertą jakichś papierów, w jednym wielkim bałaganie.
– Hej, mogę?
Oderwał się od pracy i uśmiechnął do mnie.
– Jasne. Coś się stało? – Nagle wygląda na zmartwionego.
– Nie, dlaczego by miało? – Uśmiechnęłam się uspokajająco i stanęłam z założonymi na piersi rękami przed biurkiem.
– Nie wiem... – Wplótł palce w swoje włosy. – Wyglądasz na... smutną? Czy może się mylę?
Roześmiałam się i oparłam o biurko.
– Layton i Maia przyszli – powiedziałam.
Nie poruszył się. Dalej patrzył na mnie tym dziwnym, zatroskanym spojrzeniem, które znałam już przedtem. Zawsze miał je, kiedy wyczuwał, że coś przed nim ukrywam.
– Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Jeśli mój brat aż tak cię deprymuje, powiedź słowo, a zaraz go wykopię – zażartował, jakby chcąc rozluźnić napiętą atmosferę.
Uśmiechnęłam się blado.
– Jestem trochę zmęczona, i trochę się denerwuję tym wszystkim – przyznałam. – To dla mnie wciąż nowa sytuacja.
Pokiwał głową w zrozumieniu.
– Trochę?
– Denerwuję się ślubem – wyznaję.
– Masz wątpliwości? – Jego mina jest poważna, gdy staje od biurka, a oczy nagle ciemnieją.
– Nie. Dlaczego tak myślisz?
– Dziwnie się ostatnio zachowujesz. Poznałaś kogoś?
– Nie rozumiem, do czego zmierzasz?
– Pytam wprost. Poznałaś kogoś?
Nagle zaczynam rozumieć. Wydaje mu się, że mam wątpliwości. Wątpliwości związane ze ślubem z nim, bo... kogoś poznałam.
– Myślisz, że... Boże, nie! Oczywiście, że nie. Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć? Nie mam wątpliwości i nie, naprawdę nikogo nie poznałam. – Kręcę głową. – Nikogo.
– Scarlett... Lepiej, żebyś powiedziała mi teraz. Czy ty coś ukrywasz?
Serce wali mi w piersi, gdy rozumiem o co pyta. Nie mogę mu powiedzieć o Mariannie. Nie może się dowiedzieć. Jeśli się dowie, stracę go. Ale jeśli nie powiem... wtedy stracę Mariannę.
– Co miałabym ukrywać? Nie, niczego przed tobą nie ukrywam.
– W porządku. – Jego spojrzenie się rozjaśnia. – Cieszę się, że się rozumiemy.
– Może pójdziemy już do nich? Nie do pomyślenia jest to, co mogli tam sami zrobić.
Śmieje się i przygryza wargę.
– Dobrze. Za chwilę do was przyjdę. Mam tylko jeszcze telefon do wykonania.
Podchodzę do biurka i całuję go w usta.
– Kocham cię – mówię.
– Ja ciebie też. No, idź już do nich.


– Jak się czujesz, skarbie? – pytam Marianny, gdy wchodzę do jej szpitalnego pokoju. Kładę na jej szafce nocnej nową książkę i siadam na krzesełku obok jej łóżka.
– Nieźle – mówi i stara się wyglądać na wesołą. – Jak w pracy?
– W pracy? – Przypominam sobie, że przecież powiedziałam jej, że pracuję. Jasne, pracuję nad obrobieniem portfela mężczyzny, w którym się zakochałam i nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niego. Ale robię to dla ciebie, myślę ze smutkiem. – No, hmm, w pracy jak to w pracy. Jest ciężko, ale jakoś daję sobie radę – kłamię.
– Dobrze się czujesz, Scarlett? Wyglądasz jakoś inaczej.
– Jestem po prostu zmęczona. – I to jest niestety prawda. Tak się denerwuję nadchodzącym ślubem, którego nie wezmę, że nie sypiam zbyt dobrze i ciągle wymiotuję. Chodzę podenerwowana i ciągle myślę o Jamesie. Mam ochotę płakać, choć wiem, że to głupie. To przecież nie pierwszy i nie ostatni facet, którego wykiwam.
Nagle po moim policzku spływa jedna łza. Jestem nią tak zaskoczona, że dopiero po chwili ją wycieram. Jednak zbyt późno, bo Marianna ją zauważa.
Patrzymy na siebie i milczymy.
– Zakochałam się – wyznaję.
– I to jest powód do płaczu? – dziwi się. Jej twarz rozjaśnia uśmiech. – To cudowna wiadomość! Jaki on jest?
– Wspaniały – mówię z rozmarzeniem. – Jest właśnie taki jak powinien być. To prostu... on. Kocham go za to, że jest po prostu sobą. Nie wyobrażam sobie bycia z kimś innym.
– A więc dlaczego płaczesz? Czy on cię bije?
– Nie mam prawa z nim być. On zasługuje by trafić lepiej.
– Zawsze szukasz dziury w całym, co? Dlaczego nie możesz po prostu być szczęśliwa z tym, co masz?
– Marianno... – wzdycham. – Ja próbowałam go okraść. Tak naprawdę nigdzie nie pracuję. I tak naprawdę za każdym razem, gdy przelewam pieniądze na twoją operację, nie są zarobione przeze mnie. Ja... jestem oszustką. Okradam bogatych facetów byś ty mogła mieć swoją operację, żebyś mogła żyć.
– Wiem, Scarlett – mówi spokojnie.
– Jak to wiesz? Skąd wiesz? – Przełykam gęstą ślinę i patrzę na nią ze zdziwienie.
Marianna wzdycha i patrzy w stronę drzwi.
– James, możesz już do nas przyjść.
Obracam się i z przerażeniem zauważam, że to mój James. Wygląda bardzo dobrze w koszuli i dżinsach. Nasze oczy się spotykają, a on spokojnie sięga po drugie krzesło i siada obok łóżka Marianny.
– Nie zdążyłaś mi powiedzieć, jak się czujesz – mówi do niej jakby nigdy nic.
– Teraz już dobrze, bo jesteście tu oboje – mówi. – Nie chciałam mówić ci tego, kiedy będziesz sama. Dobrze, że przyszedłeś. – Bierze oddech. – Nie będzie żadnej operacji. Jestem w czwartym stadium choroby i teraz już nic mi nie pomoże. Przykro mi, Scar.
Nie umiem wydobyć z siebie głosu, mogę tylko patrzeć to na nią, to na niego. Łzy wzbierają w moich oczach, gdy żadne z nich się nie odzywa.
Nagle mam uczucie, że zaraz zwymiotuję.
– Gdzie jest łazienka? – pytam z trudem i wstaje.
– Obok... – mamrocze Marianna. – Scarlett, co ci jest?
Nie odpowiadam jej. Wypadam z sali i znajduję łazienkę. Opadam na kolana obok toalety i wymiotuję. Choć wydaje mi się, że już nie mam czym wymiotować, wciąż to robię. Torsje ustają dopiero po kilku minutach, a ja jestem wykończona i mokra od potu.
– Scar, jak się czujesz? Będziesz jeszcze wymiotować? – James pochyla się nade mną z zatroskaną miną.
Kręcę głową i szepczę „nie”, a on tylko kiwa głową i pomaga mi wstać. Podchodzę z jego pomocą do umywalki. Biorę kilka ręczników papierowych i wycieram twarz, a później płukam usta wodą. Opieram się na umywalce i oddycham głęboko. Wciąż czuję w ustach smak wymiocin.
Trochę kręci mi się w głowie i przed oczami mam ciemne plamki. Patrzę na Jamesa i wzdycham ze zdziwieniem.
– Dlaczego masz dwie głowy?
Gdy zadaję to pytanie, padam w jego wyciągnięte ramiona.


Kilka miesięcy później, gdy wydaje mi się, że wszystko jest dobrze, odbywa się pogrzeb Marianny. Patrzę po raz kolejny na świeżo zasypany ziemią grób siostry i mam znów łzy w oczach.
Tak mi przykro, że nie doczeka się narodzin Braxtona. Gdy zemdlałam, obudziłam się w szpitalnym łóżku, a obok mnie siedział James. Wszystko sobie wyjaśniliśmy i powiedzieliśmy, a kiedy nie zostało już nic, postanowiliśmy spróbować jeszcze raz.
Wszedł lekarz i po krótkiej rozmowie poinformował nas o tym, że zostaniemy rodzicami. Byłam wtedy w siódmym tygodniu ciąży i na pierwszej wizycie u ginekologa mogliśmy już usłyszeć bicie serca malucha. Na następnej, kilka tygodni później, poznaliśmy płeć dziecka.
Gdy byłam w trzecim miesiącu ciąży, wzięliśmy ślub. Marianna też na nim była i to było jedno z ostatnich wspomnień, gdy mogła się jeszcze jakoś trzymała. Później wszystko zaczęło się psuć i wiedzieliśmy, że wkrótce nadejdzie ten moment, gdy zamknie oczy i już ich nie otworzy.
Odeszła w czwartek nad ranem. Poprzedniego dnia, gdy jeszcze przy niej siedziałam, powiedziała mi: „Opiekuj się moim Jamesem. To dobry facet i wiem, że jesteś z nim szczęśliwa. Mam nadzieję, że nie będziesz długo po mnie płakać. Musisz być uśmiechnięta. Niedługo przecież zostaniesz mamą. Och, jestem z ciebie taka dumna, moja mała Scarlett. Umiałaś przyznać się do winy, przeprosić i zadośćuczynić. Teraz jestem spokojna i odejdę z uśmiechem. W końcu jesteś bezpieczna, kochanie”.
Słońce wychodzi zza chmur i ogrzewa moją mokrą od łez twarz. Kolejne łzy spływają mi po policzkach, gdy myślę o tym, że już więcej nie zobaczę Marianny. Wzdycham ze smutkiem, pociągam nosem i ostatni raz spoglądam na jej grób.
– Możemy już iść – mówię mężowi.
James kiwa głową i podaje mi chusteczkę, a ja wycieram mokre od łez oczy. Mnę ją w dłoni a drugą wyciągam do niego.
Razem wychodzimy z cmentarza, trzymając się za ręce. Jednak nie jestem nieszczęśliwa. Jest mi smutno, bo odeszła moja jedyna ukochana siostra, ale mam teraz nową rodzinę. Mam Jamesa, Laurenta, Maię, moich teściów i niedługo będę mieć syna. Nie jestem sama i już nigdy nie będę.
– Kocham cię – mówię do Jamesa, gdy otwiera mi drzwi samochodu.
Uśmiecha się promiennie i kiwa głową.
– Wiem. Ja ciebie też.



_______________________

PS. Kasiu, obiecałam, że nie będzie Laury i nie ma! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz