W końcu zebrałam kuper by choćby pofatygować się i coś tutaj dodać. Chwała mi!
Tekst z dysku. Leżał i kurzył się, więc postanowiłam dodać. Chyba czas zacząć pisać jakieś nowe szoty,zamiast tych historii, które wciąż wymyślam i usuwam. Tak, to chyba dobry pomysł! Jako ciekawostkę dodam, że "idealny" tytuł nie przyszedł łatwo.
Tekst z dysku. Leżał i kurzył się, więc postanowiłam dodać. Chyba czas zacząć pisać jakieś nowe szoty,
Skąd wzięło się "In my feelings"? Od piosenki, którą możecie posłuchać niżej. Uwielbiam cały album Kehlani, każdą piosenką, ale mam/miałam ulubieńców (z tym albumem jest jak z dzieckiem, mimo wielokrotnego przesłuchania zawsze czymś zaskoczy). Ta piosenka nie była jednym z nich, ale teraz patrzę na nią inaczej. Kiedy sprawdzałam jakiś czas temu, tę historię i dopisałam co nieco, w playliście pojawiła się ona. Ostrzegam, nie całkiem odzwierciedla tę historię, ale możecie wczuć się w główną bohaterkę. A przynajmniej zrozumieć, co czuje.
Miłego czytania!
In my feelings: emocjonalny sposób myślenia o czymś, zazwyczaj o osobie.
Ciągle
mówi: „Jestem dla ciebie za stary”. W jego oczach widziałam
jednak coś zupełnie innego. Dawał mi prawo wyboru, mówił, że
chce, żebym była szczęśliwa, ale tak naprawdę uważał, że
należę tylko do niego.
James
Hunt był naprawdę dziwnym człowiekiem – bogatym, statecznym,
poważnym, zdziwaczałym człowiekiem. Wielokrotnie sprawiał, że
czułam się niezwykła, wyjątkowa, a zaraz później przywracał
mnie do rzeczywistości i pokazywał, że nie pasuję do jego świata.
Podnoszę
się z poduszek i patrzę na jego piękną twarz. W jednym
przynajmniej się zgadzamy: on naprawdę nie jest dla mnie dobry.
Powinni zabronić rodzić się ludziom takimi pięknymi. Ciemne
włosy, ciemnobrązowe oczy i najpiękniejszy uśmiech na całym
świecie. Ponoć ludzie nie mogli być idealni, ale jak dla mnie on
jest naprawdę idealny.
Wstaję
i wkładam swoje dżinsy. Patrzę na zegar, który wskazuje szóstą
rano i wychodzę z pokoju na palcach, by nie narobić hałasu.
Zamykam drzwi jego sypialni i wychodzę na korytarz w poszukiwaniu
łazienki. Są to trzecie drzwi na prawo od jego pokoju. Łazienka
jest kilkakrotnie większa niż mój pokój w kawalerce, którą
wynajmuję; cała wygląda jak dzieło sztuki w kolorach płynnego
złota, bieli i błękitu.
Gdy
wracam, James już nie śpi. Nasze spojrzenia się spotykają, jego
jest intensywne, moje nieśmiałe – wciąż nie umiem się
przystosować do tego, w jaki sposób na mnie patrzy. Uciekam
wzrokiem w bok i przystaję w drzwiach, niepewna, co powinnam zrobić.
Czy to dziwne, że mimo że niedługo mam go poślubić, wciąż nie
potrafię być śmielsza nawet jeśli mam tylko patrzeć mu w oczy?
–
Będziesz tak stać? Chodź do
mnie.
Wieczorem
spotykamy się u niego. Jest dla mnie zbyt dobry jak na to, co
zamierzam zrobić. Nie wie tego, że wcale nie jestem tak niewinna i
bezbronna jak myśli – jak myśleli wszyscy faceci przed nim. Nie
ma o niczym pojęcia, choć wydaje mu się, że wie o mnie wszystko.
Tak naprawdę nigdy mnie nie znał, i nigdy nie uda mu się poznać.
Oglądamy
razem film, durne romansidło, które faceci jak on są zmuszeni
oglądać, namówieni przez swoje dziewczyny. Dziś jeszcze jestem
jego dziewczyną, więc zmuszam go do obejrzenia Francuskiego
pocałunku z Meg Ryan. I mimo że narzekał, teraz ogląda i rzuca co
i raz jakiś komentarz. Bezwiednie przeczesując jego włosy i myślę
o tym, że to już dziś...
Pieprzenie
się jest łatwe, kłamanie jest łatwe, patrzenie w oczy i
obiecywanie rzeczy, których nie zamierza się spełnić jest łatwe,
łatwe jest oszukiwanie. Trudne zaś, naprawdę trudne, jest odejść,
gdy kogoś poznamy, pokochamy. Ja wiem, że go kocham, zapewne
mocniej niż powinnam i chciałabym, marzę by zostać jego żoną i
mieć go dla siebie już zawsze, ale... nie mogę. Marianna
potrzebuje mnie bardziej niż on. On da sobie radę beze mnie, za
trzy miesiące – może wcześniej – będę tylko wspomnieniem.
Kiedy
zasypia, znajduję jego portfel i wysuwam po cichu jedną z kart
kredytowych. Brak jednej z kart zaniepokoi go dopiero po czasie, a
nawet ucieszy, gdy zrozumie, że razem z nią zniknę ja. Zastrzeże
ją, ale wcześniej z jego konta zniknie kilkaset tysięcy. Może i
teraz myśli, że to był dobry pomysł by się ze mną ożenić,
jutro zrozumie swój błąd, że zaufał oszustce i nigdy więcej
tego nie zrobi. W przyszłości będzie ostrożniej dobierał sobie
partnerki.
Myślę
o tym wszystkim, gdy gorączkowo bazgrzę na szybko przeprosiny i
wyjaśnienia – powody, dla których to zrobiłam, choć nieco inne
niż w rzeczywistości. Nie muszę tego pisać, w umowie z Leo nie
było czegoś takiego; nigdy wcześniej tego nie robiłam, nie
wyjaśniałam niczego ani nie przepraszałam, ale wiem, że Jamesowi
się to należy. On był inny, nieszablonowy, wyjątkowy... i na
pewno go nie zapomnę. A gdy już sprawy z Marianną się ułożą i
zacznę mieć czas dla siebie, na pewno nie raz pomyślę o nim, a
wtedy przypomną mi się wszystkie chwile, które z nim...
Łzy
ściekają po mojej twarzy; strumień łez zalewa moje oczy,
policzki, brodę... ściekają po szyi... Pociągam nosem tak by nie
wydać zbyt głośnego dźwięku i wzdycham powoli, próbując się
uspokoić. Ale wtedy znów zaczynam płakać. Tym razem wydając z
siebie ciche łkanie.
Nie
mogę tego zrobić. Nie mogę, nie mogę, nie mogę! Nie oszukam go,
nie złamię mu serca. Nie zniszczę mu życia z egoistycznych
pobudek. To nie jego wina, że jest bogaty... To raczej przywilej,
którego nie mam prawa mu zabierać ani korzystać bez jego zgody.
Nie mogę go okraść i zostawić. Nie po tym wszystkim...
Wkładam
kartę do jego portfela, okładam go na miejsce, „kartkę
przeprosinową” zginam w pół i wkładam do tylnej kieszeni
spodni. Wiem, że słusznie czynię, ale nie mam pojęcia, dlaczego
to robię.
–
Dlaczego nie śpisz, Scar? –
Jego głos jest zachrypnięty. Ramiona Jamesa otaczają mnie w talii.
Jego usta dotykają mojego nagiego ramienia, a ja drżę nieznacznie.
Mój
oddech jest cichy, serce bije głośno. Staram się zachowywać
swobodnie, ale nie mogę nic poradzić na to, że moje ciało
mimowolnie sztywnieje od jego dotyku, czuję się jak w pułapce –
przyłapana na gorącym uczynku.
–
Nie mogłam – odpowiadam,
kłamiąc tym razem tylko w połowie. Bo jak mogłabym zasnąć z
myślą, że za chwilę kogoś okradnę i zniknę z jego życia raz
na zawsze?
–
Coś ci się przyśniło? –
docieka mężczyzna. Czuję, że jeszcze chwila, a znów się
rozpłaczę. Boże, próbowałam go okraść, a on martwi się tym,
dlaczego nie śpię!
–
Nie.
–
Jesteś pewna? To żaden wstyd.
Mi możesz powiedzieć, mała.
–
To był tylko sen. Jest w
porządku, James.
Kłamię.
Zawsze kłamię. Ale dlaczego tym razem moje wyrzuty sumienia z
powodu tego kłamstwa są ogromne? Monstrualnie wielkie i palące
jakbym posypała solą otwartą ranę? Dlaczego źle czuję się z
tym, że on mnie przytula, kiedy wracamy razem do łóżka? I że
zachowuje się jakbym właśnie nie próbowała go okraść i złamać
mu serca?
Maia
i Layton uśmiechają się, kiedy otwieram im drzwi. Maia ściska
mnie i całuje, Layton puszcza mi oko i wchodzi do środka. Gdy już
jego dziewczyna przestaje wariować, też mnie przytula. Zapraszam
ich, żeby weszli, i wychodzę z wymówką, że zaraz powiem
Jamesowi, że już przyszli.
Layton
Hunt, brat Jamesa rozsiada się wygodnie na kanapie w salonie, a Maia
zajmuje miejsce naprzeciw niego – robi mu na złość. Moje serce
bije jak oszalałe, gdy odchodząc, oglądam się przez ramię i
widzę jak się całują, w jednej chwili siedząc na tej samej
kanapie, a ich ręce są wszędzie na ich ciałach.
Moje
policzki wciąż płoną, gdy pukam do drzwi pokoju, w którym James
urządził sobie swój gabinet. Jak zwykle jednak nie uzyskuję
odpowiedzi, wchodzę więc i zastaję go jak zwykle ze stertą
jakichś papierów, w jednym wielkim bałaganie.
–
Hej, mogę?
Oderwał
się od pracy i uśmiechnął do mnie.
–
Jasne. Coś się stało? –
Nagle wygląda na zmartwionego.
–
Nie, dlaczego by miało? –
Uśmiechnęłam się uspokajająco i stanęłam z założonymi na
piersi rękami przed biurkiem.
–
Nie wiem... – Wplótł palce w
swoje włosy. – Wyglądasz na... smutną? Czy może się mylę?
Roześmiałam
się i oparłam o biurko.
–
Layton i Maia przyszli –
powiedziałam.
Nie
poruszył się. Dalej patrzył na mnie tym dziwnym, zatroskanym
spojrzeniem, które znałam już przedtem. Zawsze miał je, kiedy
wyczuwał, że coś przed nim ukrywam.
–
Jesteś pewna, że wszystko w
porządku? Jeśli mój brat aż tak cię deprymuje, powiedź słowo,
a zaraz go wykopię – zażartował, jakby chcąc rozluźnić
napiętą atmosferę.
Uśmiechnęłam
się blado.
–
Jestem trochę zmęczona, i
trochę się denerwuję tym wszystkim – przyznałam. – To dla
mnie wciąż nowa sytuacja.
Pokiwał
głową w zrozumieniu.
–
Trochę?
–
Denerwuję się ślubem –
wyznaję.
–
Masz wątpliwości? – Jego
mina jest poważna, gdy staje od biurka, a oczy nagle ciemnieją.
–
Nie. Dlaczego tak myślisz?
–
Dziwnie się ostatnio
zachowujesz. Poznałaś kogoś?
–
Nie rozumiem, do czego
zmierzasz?
–
Pytam wprost. Poznałaś kogoś?
Nagle
zaczynam rozumieć. Wydaje mu się, że mam wątpliwości.
Wątpliwości związane ze ślubem z nim, bo... kogoś poznałam.
–
Myślisz, że... Boże, nie!
Oczywiście, że nie. Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć? Nie mam
wątpliwości i nie, naprawdę nikogo nie poznałam. – Kręcę
głową. – Nikogo.
–
Scarlett... Lepiej, żebyś
powiedziała mi teraz. Czy ty coś ukrywasz?
Serce
wali mi w piersi, gdy rozumiem o co pyta. Nie mogę mu powiedzieć o
Mariannie. Nie może się dowiedzieć. Jeśli się dowie, stracę go.
Ale jeśli nie powiem... wtedy stracę Mariannę.
–
Co miałabym ukrywać? Nie,
niczego przed tobą nie ukrywam.
– W
porządku. – Jego spojrzenie się rozjaśnia. – Cieszę się, że
się rozumiemy.
–
Może pójdziemy już do nich?
Nie do pomyślenia jest to, co mogli tam sami zrobić.
Śmieje
się i przygryza wargę.
–
Dobrze. Za chwilę do was
przyjdę. Mam tylko jeszcze telefon do wykonania.
Podchodzę
do biurka i całuję go w usta.
–
Kocham cię – mówię.
–
Ja ciebie też. No, idź już do
nich.
–
Jak się czujesz, skarbie? –
pytam Marianny, gdy wchodzę do jej szpitalnego pokoju. Kładę na
jej szafce nocnej nową książkę i siadam na krzesełku obok jej
łóżka.
–
Nieźle – mówi i stara się
wyglądać na wesołą. – Jak w pracy?
– W
pracy? – Przypominam sobie, że przecież powiedziałam jej, że
pracuję. Jasne, pracuję nad obrobieniem portfela mężczyzny, w
którym się zakochałam i nie potrafię sobie wyobrazić życia bez
niego. Ale robię to dla ciebie, myślę ze smutkiem. – No, hmm, w
pracy jak to w pracy. Jest ciężko, ale jakoś daję sobie radę –
kłamię.
–
Dobrze się czujesz, Scarlett?
Wyglądasz jakoś inaczej.
–
Jestem po prostu zmęczona. –
I to jest niestety prawda. Tak się denerwuję nadchodzącym ślubem,
którego nie wezmę, że nie sypiam zbyt dobrze i ciągle wymiotuję.
Chodzę podenerwowana i ciągle myślę o Jamesie. Mam ochotę
płakać, choć wiem, że to głupie. To przecież nie pierwszy i nie
ostatni facet, którego wykiwam.
Nagle
po moim policzku spływa jedna łza. Jestem nią tak zaskoczona, że
dopiero po chwili ją wycieram. Jednak zbyt późno, bo Marianna ją
zauważa.
Patrzymy
na siebie i milczymy.
–
Zakochałam się – wyznaję.
– I
to jest powód do płaczu? – dziwi się. Jej twarz rozjaśnia
uśmiech. – To cudowna wiadomość! Jaki on jest?
–
Wspaniały – mówię z
rozmarzeniem. – Jest właśnie taki jak powinien być. To prostu...
on. Kocham go za to, że jest po prostu sobą. Nie wyobrażam sobie
bycia z kimś innym.
– A
więc dlaczego płaczesz? Czy on cię bije?
–
Nie mam prawa z nim być. On
zasługuje by trafić lepiej.
–
Zawsze szukasz dziury w całym,
co? Dlaczego nie możesz po prostu być szczęśliwa z tym, co masz?
–
Marianno... – wzdycham. – Ja
próbowałam go okraść. Tak naprawdę nigdzie nie pracuję. I tak
naprawdę za każdym razem, gdy przelewam pieniądze na twoją
operację, nie są zarobione przeze mnie. Ja... jestem oszustką.
Okradam bogatych facetów byś ty mogła mieć swoją operację,
żebyś mogła żyć.
–
Wiem, Scarlett – mówi
spokojnie.
–
Jak to wiesz? Skąd wiesz? –
Przełykam gęstą ślinę i patrzę na nią ze zdziwienie.
Marianna
wzdycha i patrzy w stronę drzwi.
–
James, możesz już do nas
przyjść.
Obracam
się i z przerażeniem zauważam, że to mój James. Wygląda bardzo
dobrze w koszuli i dżinsach. Nasze oczy się spotykają, a on
spokojnie sięga po drugie krzesło i siada obok łóżka Marianny.
–
Nie zdążyłaś mi powiedzieć,
jak się czujesz – mówi do niej jakby nigdy nic.
–
Teraz już dobrze, bo jesteście
tu oboje – mówi. – Nie chciałam mówić ci tego, kiedy będziesz
sama. Dobrze, że przyszedłeś. – Bierze oddech. – Nie będzie
żadnej operacji. Jestem w czwartym stadium choroby i teraz już nic
mi nie pomoże. Przykro mi, Scar.
Nie
umiem wydobyć z siebie głosu, mogę tylko patrzeć to na nią, to
na niego. Łzy wzbierają w moich oczach, gdy żadne z nich się nie
odzywa.
Nagle
mam uczucie, że zaraz zwymiotuję.
–
Gdzie jest łazienka? – pytam
z trudem i wstaje.
–
Obok... – mamrocze Marianna. –
Scarlett, co ci jest?
Nie
odpowiadam jej. Wypadam z sali i znajduję łazienkę. Opadam na
kolana obok toalety i wymiotuję. Choć wydaje mi się, że już nie
mam czym wymiotować, wciąż to robię. Torsje ustają dopiero po
kilku minutach, a ja jestem wykończona i mokra od potu.
–
Scar, jak się czujesz? Będziesz
jeszcze wymiotować? – James pochyla się nade mną z zatroskaną
miną.
Kręcę
głową i szepczę „nie”, a on tylko kiwa głową i pomaga mi
wstać. Podchodzę z jego pomocą do umywalki. Biorę kilka ręczników
papierowych i wycieram twarz, a później płukam usta wodą. Opieram
się na umywalce i oddycham głęboko. Wciąż czuję w ustach smak
wymiocin.
Trochę
kręci mi się w głowie i przed oczami mam ciemne plamki. Patrzę na
Jamesa i wzdycham ze zdziwieniem.
–
Dlaczego masz dwie głowy?
Gdy
zadaję to pytanie, padam w jego wyciągnięte ramiona.
Kilka
miesięcy później, gdy wydaje mi się, że wszystko jest dobrze,
odbywa się pogrzeb Marianny. Patrzę po raz kolejny na świeżo
zasypany ziemią grób siostry i mam znów łzy w oczach.
Tak
mi przykro, że nie doczeka się narodzin Braxtona. Gdy zemdlałam,
obudziłam się w szpitalnym łóżku, a obok mnie siedział James.
Wszystko sobie wyjaśniliśmy i powiedzieliśmy, a kiedy nie zostało
już nic, postanowiliśmy spróbować jeszcze raz.
Wszedł
lekarz i po krótkiej rozmowie poinformował nas o tym, że
zostaniemy rodzicami. Byłam wtedy w siódmym tygodniu ciąży i na
pierwszej wizycie u ginekologa mogliśmy już usłyszeć bicie serca
malucha. Na następnej, kilka tygodni później, poznaliśmy płeć
dziecka.
Gdy
byłam w trzecim miesiącu ciąży, wzięliśmy ślub. Marianna też
na nim była i to było jedno z ostatnich wspomnień, gdy mogła się
jeszcze jakoś trzymała. Później wszystko zaczęło się psuć i
wiedzieliśmy, że wkrótce nadejdzie ten moment, gdy zamknie oczy i
już ich nie otworzy.
Odeszła
w czwartek nad ranem. Poprzedniego dnia, gdy jeszcze przy niej
siedziałam, powiedziała mi: „Opiekuj się moim Jamesem. To dobry
facet i wiem, że jesteś z nim szczęśliwa. Mam nadzieję, że nie
będziesz długo po mnie płakać. Musisz być uśmiechnięta.
Niedługo przecież zostaniesz mamą. Och, jestem z ciebie taka
dumna, moja mała Scarlett. Umiałaś przyznać się do winy,
przeprosić i zadośćuczynić. Teraz jestem spokojna i odejdę z
uśmiechem. W końcu jesteś bezpieczna, kochanie”.
Słońce
wychodzi zza chmur i ogrzewa moją mokrą od łez twarz. Kolejne łzy
spływają mi po policzkach, gdy myślę o tym, że już więcej nie
zobaczę Marianny. Wzdycham ze smutkiem, pociągam nosem i ostatni
raz spoglądam na jej grób.
–
Możemy już iść – mówię
mężowi.
James
kiwa głową i podaje mi chusteczkę, a ja wycieram mokre od łez
oczy. Mnę ją w dłoni a drugą wyciągam do niego.
Razem
wychodzimy z cmentarza, trzymając się za ręce. Jednak nie jestem
nieszczęśliwa. Jest mi smutno, bo odeszła moja jedyna ukochana
siostra, ale mam teraz nową rodzinę. Mam Jamesa, Laurenta, Maię,
moich teściów i niedługo będę mieć syna. Nie jestem sama i już
nigdy nie będę.
–
Kocham cię – mówię do
Jamesa, gdy otwiera mi drzwi samochodu.
Uśmiecha
się promiennie i kiwa głową.
–
Wiem. Ja ciebie też.
_______________________
PS. Kasiu, obiecałam, że nie będzie Laury i nie ma! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz