Znów była na klęczkach. Jej ramiona – rozpostarte po obu stronach jej głowy, związane skórzanymi pasami. Poruszyła palcami, ale dłonią już nie mogła, jej ręce były unieruchomione. Nie mogła nawet wstać, bo jej ręce były związane i przytwierdzone do ciężkiej, metalowej poręczy w ten sposób, że kiedy próbowała, znów upadała na kolana na zimny beton; z bólem i rezygnacją.
Ciemne, długie włosy poskręcane w lekkie
loczki okalały jej twarz i zasłaniały widok na pomieszczenie, choć i tak miała
spuszczony wzrok. Cienka, biała sukienka nie chroniła przed zimnem, na jej
skórze pojawiła się gęsia skórka. Policzki płonęły. Rozchyliła wargi, czując,
że zaschło jej w gardle. Miała spuszczony wzrok; widziała swoje włosy, dół
sukienki i… powoli skapujące na podłogę łzy. Cała się trzęsła od płaczu,
szlochała bezgłośnie.
To bolało. Miłość i kłamstwa tak bardzo bolały.
Bolało to, że poświęciła całą siebie i uciekła – bo on tak chciał – i wróciła
do punktu wyjścia; tyle, że bardziej świadoma gniewu swojego „prawowitego”
pana. Bo Gavin był naprawdę wściekły tym, co zrobiła; niebawem też miała poczuć
ten gniew. Była pewna, że kara jej nie ominie. Mogła to przewidzieć, i
nienawidzić człowieka, który namówił ją do wyrwania się z niesprawiedliwej
codzienności. I nienawidziła. Jego i wszystkiego, co się z nim wiązało.
Elliot… Tak, powinna zapomnieć o nim, o tym
imieniu. Nigdy więcej nie czuć go przy sobie, nie wymawiać jego imienia i nie
wsłuchiwać się jak zaczarowana w sposób w jaki on wymawiał jej imię. Zapomnieć
o tym, że kiedykolwiek go znała, kochała, pragnęła. Zapomnieć o tym, jakie
nadzieje pokładała w tej miłości. Chyba, że to była tylko miłość z jej strony.
Wiedział do kogo należała od chwili, gdy go
poznała. To było poniżające, kiedy za pytanie: „Dlaczego kazałeś ich zabić”, Gavin
ukarał ją wizytą w kasynie. To było dawno temu, lecz wciąż czuła na sobie dotyk
obcych rąk, słyszała okrzyki radości i czuła twardy stół do bilarda pod sobą.
Zabawili się nią z przyjemnością, a ona tylko bezgłośnie płakała, odwracając
głowę w przeciwną stronę. Każdy jęk jaki wydobył się z jej ust brali za jęk
rozkoszy. Mieli ją za rozpustną zdzirę, której podobały się ich gierki z jej
ciałem.
Jednak było zupełnie inaczej i tylko Elliot
jako jedyny zauważył, że tak było. Każda, dłużąca się w nieskończoność sekunda,
sprawiała jej ogromny ból i coraz bardziej ją poniżała. Grali w bilard i na
zmianę ja pieprzyli, jakby była przedmiotem, a nie żywą istotą.
Elliot po pewnym czasie stracił cierpliwość:
– Zostawcie ją, do cholery. Czy wy, idioci,
nie widzicie, że ona, kurwa, płacze? Jesteście aż tak napaleni na wykorzystanie
jej, że nie przejmujecie się tym, jak ją krzywdzicie? – wykrzyczał im wtedy.
Jak jeden mąż na niego spojrzeli, nie
przerywając swojej zabawy. Ktoś odgarnął jej z twarzy mokre włosy. Wstydziła
się jeszcze bardziej, gdy jednocześnie poczuła między nogami czyjąś rękę. Poczuła
jak ktoś ją podnosi. Wstała oszołomiona, jednak po chwili niemal upadła. Nie mogła
się utrzymać na własnych nogach. Była słaba, śmiertelnie zawstydzona i drżąca
od płaczu. On jej pomógł. Przy nim pierwszy raz spróbowała wina. Miała ochotę
się upić, ale był przy niej i pomógł jej. Namówił ją by z nim uciekła.
Podróżowali razem przez trzy miesiące po Anglii, było jej z nim tak dobrze, jak
jemu z nią. Wydawało jej się, że on ją kocha, tak jak ona jego, ale gdy wrócili
do jego apartamentu spotkała ich niespodzianka…
Gavin. A Elliot nawet nie wyglądał na
zdziwionego. I nawet teraz, kiedy inne demony go zabiły, ona wciąż go
nienawidziła. Cieszyła się, że nie widziała, jak demony zatłukły go na śmierć. Ona
wrzeszczała, żeby ją puścili, a on nawet się nie odezwał, kiedy demony się nim
zajęły… Zostały po nim plamy krwi, nic innego. I pustka w jej sercu, którą
odczuła bardzo szybko.
To był koniec. Stało się to, co powinno się
stać. Nigdy nawet przez chwilę nie myślała o tym, że może im się udać. Wiedziała,
że każda chwila jej życia była zaplanowała od chwili jej urodzenia.
Nic nie mogła poradzić na to, co się stało…
– Miłość boli, prawda? – zapytał demon,
podchodząc do niej.
Otrząsnęła się z zamyślenia. Znów była w
ciemnej, zimnej komnacie, a on powoli do niej podchodził.
Słyszała jego ciężkie kroki na betonie. Czuła
wszechogarniający ją strach. Nie wiedziała, dlaczego, ale czuła jeszcze większy
strach, gdy tak do niej podchodził.
Gavin zbliżył się do niej i ukucnął. Uniósł
jej podbródek, a ona spuścił wzrok po krótkiej chwili. Nie mogła znieść jego
spojrzenia: pełnego zadowolenia, tryumfu, zwycięstwa.
Uderzył ją ręką w udo. Zadrżała z bólu, jednak
nie odezwała się. Łzy dalej płynęły po jej twarzy, a on przyglądał jej się. Nie
był zadowolony.
– Odpowiedz, kiedy pytam – powiedział chłodno.
Puścił jej twarz i wstał. Odszedł na niewielką odległość. – Miałem nadzieję, że
przez ten czas, kiedy byłaś z Evansem, nauczyłaś się czegoś. Jak widać nie.
Uderzył ją w udo paskiem. Uderzenie było na
tyle mocne, że pisnęła. Poczuła jednak jeszcze mocniejszy ból – kolejne uderzenie.
Dużo mocniejsze niż poprzednie. Kolejne. Następne. I jeszcze jedno.
„Piąte… Szóste… Siódme…” – liczyła w myślach,
choć ból był okropny.
Poruszyła się, łkając cicho, a on odrzucił pas
i znów uniósł jej podbródek, tak, by patrzyła mu w twarz.
– Nie zastanowiłaś się nad tym, jakie będą
konsekwencje, prawda? – Jego chłodne place znaczyły drogę po jej mokrym od łez
policzku. Trzymał ją za podbródek; był to niezbyt silny uścisk lecz pewny. Wargi
zadrżały jej, gdy przesunął po nich palcem. – Nie, nie zastanowiłaś się.
Pamiętasz, co mówiłem? Obiecałem, że nie skrzywdzę cię, jeśli na to nie
zasłużysz. – Spojrzenie jego lodowo błękitnych oczu ją przerażało. – A
zasłużyłaś. Teraz. Właśnie teraz zasłużyłaś na karę.
– Zasłużyłam – przyznała drżącym głosem. – Na
wszystko.
Zmierzył ją po raz kolejny spojrzeniem. Jego
oczy już nie były tak przerażająco jasne. Odzyskały swoją dawną barwę –
oceanicznego błękitu. Demon jednak wyglądał na tak wściekłego, że zmiana barwy
jego tęczówek nie świadczyła o niczym. To był dopiero początek. Nie wyglądał na
ani trochę nie ruszonego rozpaczliwym tonem jej głosu. To były pierwsze słowa
od ponad dwóch dni, które do niego powiedziała. Pierwszego dnia on również nie
odezwał się do niej. Na powitanie dostała tylko kilka uderzeń drewnianą
trzepaczką, kilka razów wymierzył jej też grubym, mocnym pasem. Całe jej ciało
odczuło wtedy, co ją czeka.
Zaś dotyk jego dłoni na sobie mogła uznać za
przejaw czułości. Jego dotyk był łagodny. Tak jak z każdym razem, gdy ja
uderzył – zanim uciekła. Delikatne muśnięcia jego palców na jej policzku
przyprawił ją o drżenie ciała. Przestał ją głaskać, gdy zdał sobie sprawę z
tego, co robi. Pewnie poczuł się tak jakby ją nagradzał za to, że uciekła.
Jego twarz stężała, a jego oczy znów stały się
pełne bolesnej złości. Złości na nią.
– Zasłużyłaś na wiele więcej – zaczął lodowato
– niż na kilka uderzeń jakimś paskiem. Powinienem cię oddać jakiemuś demonowi,
który tak jak twoje poprzedniczki, przetestowałby, ile bólu zdołasz znieść. Może
Reena Trin? A może Harda Royla? Każde rozwiązanie będzie dobre, o ile tylko
nauczy cię posłuszeństwa.
Wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia. Nie
chciałaby należeć do demona, który i tak był sprawcą większej połowy nieszczęść
w jej życiu. To przez nią właśnie i jej zbrodnicze, czarne serce – jeśli w
ogóle je miała – była tu, a nie gdzie indziej. Nienawidziła Hardy Royli z
całego serca i choćby nie wiadomo co, nie chciałaby trafić w jej łapska.
Rozchylone wargi zadrżały.
– Proszę, nie. Wszystko tylko nie to –
wyszeptała drżącym głosem.
Jej pierś unosił się w nerwowym oddechu. Jakby
ktoś miał odciąć jej dopływ tlenu. Bała się swojej kary coraz bardziej. Nie
wiedziała, co może ją czekać.
Wstał, przemierzając powoli pusty pokój. Obserwował
ją, zaciskając zęby.
– Zasługujesz na wszystko. Na to, by do niej
trafić. Harda Royla już by wiedziała, co by z tobą zrobić. Nauczyła by cię
tego, byś mnie doceniała. Reena Trin też by wiedział, co zrobić. Mógłby
doprowadzić cię na sam skraj śmierci. Później powtarzałoby się to znów. Może i
twoje ciało nie czułoby bólu, ale ty wiedziałabyś, pamiętałabyś o tym, co się
stało. Czułabyś ból, pamiętała ból, znała ból. Jak dotąd ten ból, który znałaś
do tej pory, jest niczym w porównaniu z innymi rodzimi bólu, które mogłabyś
musieć znieść. Znaj jednak moją dobroć – o ile tak można to określić. Bo nie
tylko Reena Trin i Harda Royla istnieją na świecie. Mógłbym też pozwolić innym
demonom na to, by nauczyły cię szacunku i respektu. Zapragnęłabyś gorąco
szybkiej, bezbolesnej śmierci po tych katuszach, które tak ich bawią. To
wszystko, co one lubią robić takim jak ty, sprawiłoby, że wróciłabyś do mnie na
kolanach. Właśnie tak jak teraz…
Uśmiechnął się jadowicie.
Zadrżała. Ze strachu i zimna. Jednocześnie
przerażało ją to, co miało ją czekać, ale też dawało znać o sobie wychłodzone ciało. Dwa dni – w
tej samej pozycji; w tym samym ubraniu; z tym samym strachem w sercu; w
oczekiwaniu.
Czekała aż jego wściekłość osiągnie szczyt. Aż
ją zabije. Jednak on przez dwa dni nie zrobił niczego w tym kierunku. Może
bardziej mu się przyda żywa niż martwa. Nie znała jego celów. Nie miła pojęcia,
co zrobi, gdy w końcu ją odzyskał.
– Minie jeszcze wiele czasu zanim oboje
zapomnimy o twojej zdradzie. Mimo to mogę być na ciebie wściekły, choćbym nawet
chciał. Od kiedy tylko cię poznałem, nie umiem być na ciebie wściekły. Mimo że
zawiodłem się na tobie tak cholernie mocno. Zasłużyłaś na karę, a mimo to dam
ci jeszcze jedną szansę.
Sięgnął do jednego ze skórzanych pasów na jej
nadgarstkach. Zawahał się. Spojrzał na jej twarz i pogładził jej policzek. Rozpiął
pasek, a po nim kolejny, cały czas patrząc jej przy tym w oczy. Tak pozbył się
wszystkich pasów. Powoli opuściła zdrętwiałe od zimna i bólu ręce. Na jej
nadgarstkach były czerwone ślady, jednak ani trochę krwi. Mimo tego ciągłego
rzucania się nie miał na skórze żadnych zranień. Nawet zadrapań na kolanach.
Usiadła na stopach, mimo tego, że nogi też
całe jej zdrętwiały z bólu i zimna. Wewnętrzna strona ud wciąż piekła; tak
samo, jak piersi. To właśnie tam wymierzał jej większość uderzeń. Mimo to nie
czuła do niego nienawiści ani nie żywiła urazy. Należała do niego. Mógł z nią
zrobić wszystko, co chciał. Należała jej się też kara za to, co zrobiła.
Spojrzała na niego z wahaniem swoimi dużymi,
brązowymi oczyma. Odwzajemnił się uważnym spojrzeniem, które nie dawało jej
przekonania, co może teraz myśleć.
– Wstań.
Spełniła jego żądanie, kuląc ramiona i
pocierając lekko nadgarstki. Odwróciła wzrok, patrząc w odległy kąt. Jej serce
biło tak głośno, a krew dudniła w uszach. Bała się, że on też słyszy, jak
bardzo się bała. Spuściła głowę, gdy przez chwilę zapanowała cisza.
Uniósł jej podbródek i skierował na siebie
płochliwy wzrok.
– Jeśli mnie zawiedziesz, Harda Royla zdecyduje,
co z tobą zrobić – powiedział z wyraźnym ostrzeżeniem. – Nie będzie mnie to już
wtedy obchodziło. Masz jedną szansę i nie zmarnuj jej, bo to twoja ostatnia. –
Skinął jej głową.
Dziewczyna nie przyjęła z ulgą jego słów. To
miał być dopiero początek.
– Teraz możemy już chyba przejść do nieco,
hmm, przyjemniejszych… rzeczy.
*
Nie myślała o niczym, leżąc w wannie po brzegi
niemal wypełnionej gorącą wodą. Inez – pomoc domowa, masowała jej ramiona i
skórę głowy. Była jedyną służącą, która mogła ją odwiedzać, czy jej pomagać.
Była też jedynym człowiekiem, który służył w Upiornej Dolinie w Zamku
Straceńców – siedzibie demonów, co wiązało się z podobną historią do tej Laury
– chodziło o umowę z demonem. Była bardzo ciekawa historii Laury. Tego jak tu
trafiła, jak to się stało, że udało jej się stąd uciec i dlaczego tu wróciła.
Lekkim sentymentem obdarzyła też Gavina – pana Laury. Chciała znać każdy
najmniejszy szczegół tego co ją z nim łączy. Jak to się stało, że się poznali.
Jak stała się jego…
Ona jednak była bardzo odległa. Jej myśli nie
krążyły nawet po komnacie. Tak było prościej nie myśleć o zeszłej nocy. Wolała
zapomnieć o tym, że to w ogóle się wydarzyło. Cały czas po prostu wmawiała
sobie, że nienawidzi Gavina bardziej niż Elliota. Odkąd dowiedziała się o
umowie dziadków z Harda Roylą – umowie, która jej dotyczyła – i poznała Gavina,
wciąż tylko nienawidziła. Słowo „nienawiść” miało w jej słowniku pierwszeństwo.
Wszystkie inne słowa traciły swoją wartość. Były nieważne, nic nie warte, puste,
nijakie. Nienawiść nabierała nowego znaczenia. Nie była już tylko nienawiścią.
Nienawidziła go, a jednak nie umiałaby stanąć na jego łóżkiem i wbić mu zatruty
sztylet w brzuch. Nie umiałaby go zabić. Nie umiała też nie czuć obrzydzenia.
Brzydziła się nim, swoim ciałem i tym, co jej robił.
Ostatnio jednak się zmienił. Był inny,
zdecydowanie. Nie wyglądał też dobrze.
Laura myślała o tym, co takiego się w nim
zmieniło, rozczesując suche już włosy. W świetle lamp błyszczały jak roztopiony
karmel, ale jej oczy, choć równie piękne, były martwe. Zastanawiała się,
dlaczego się tym przejmuje. Chciała wiedzieć, co w nim takiego było, że choć
przez chwilę pomyślała o tym, że coś, co w nim było – niezwykłe i takie
naturalne – zniknęło. Nie widziała w jego oczach już tej wściekłości. Te
tygodnie go zmieniły. Widziała w nim tylko rezygnację. Jakby toczył w sobie
walkę, która przerastała jego możliwości. Coraz częściej też widziała, że jego
oczy było podkrążone, a skóra była półprzeźroczysta. Wyglądał jak upiór, ale
nie budził w niej obrzydzenia i strachu, ale troskę. Potrafiła godzinami
katować się pytaniami o to, dlaczego tak wyglądał. Przecież był demonem i te
kręgi pod oczami nie mogły być oznakami zmęczenia i nieprzespanych nocy – nie musiał
spać. Jego wygląd i rezygnacja miały inne źródło. Źródło, które już wkrótce
miał
– Panienko. – Inez weszła do pokoju, gdy
dziewczyna czytała książkę. – Jest ktoś kto chciałby się z panią zobaczyć.
– W porządku – odparła powoli. – Możesz go
popro…
– Tu jest ta dziwka! – wrzasnęła blondwłosa
kobieta, zanim Laura skończyła swoje zdanie.
Jasne włosy
opadały jej na twarz, a niebieskie oczy płonęły nieznanym ogniem. Wściekłość
wykrzywiała jej przystojną twarz, a drobne dłonie zacisnęła w pięści. – Powinnam
cię zabić, ty zdziro, za to, co zrobiłaś! – ryknęła, a jej wściekłe słowa
zaczęły się łączyć z gorzkimi łzami. – To wszystko przez ciebie! Powinnam była
zabić cię dawno temu!
Pociągnęła Laurę za włosy i zrzuciła na
ziemię. Książka, którą trzymała w ręku, upadła z łoskotem, a ona upadła bez
tchu na podłogę. Przygniotła ją do ziemi i zacisnęła rękę na jej szyi.
Dziewczyna wydała z siebie niski dźwięk, łapczywie łapiąc powietrze, którego
dostęp odcięła jej kobieta. Blondynka przycisnęła ją ciężarem swojego ciała do
ziemi i rozszalałymi z gniewu, z rozszerzonymi źrenicami, patrzyła na Laurę,
jakby była kompletnie szalona. Laura starała się płytko oddychać i jednocześnie
próbowała ściągnąć z siebie kobietę. Powoli słabła, gdy rękę tej zacisnęła się
jeszcze mocniej na jej szyi. Czuła szybkie, rytmiczne uderzeni tętnicy na
swojej szyi. Wydawało jej się, że to koniec. Miała coraz mniej sił, a kobieta
zaciskała rękę na jej gardle tak mocno, jakby naprawdę chciała ją udusić. Zamknęła
oczy i czekała. Skoro i tak kiedyś miała umrzeć, to dlaczego nie teraz? Ta
kobieta wyświadczy jej tylko przysługę.
– Katia, to nic nie pomoże! – Z pomocą
przyszedł jej głęboki głos mężczyzny. – Jest nam potrzebna. Nie możesz tak po
prostu się na nią rzucać i dusić. Nie nienawidź jej, Katio. Nie jest niczemu
winna. A teraz uspokój się i weź głęboki oddech... Tak jak ja.
Nie słuchała już. Odetchnęła chrapliwie i
wzięła szybki oddech, wypuszczając z ust powietrze. Poczuła ulgę, gdy znów
miała dostęp do tlenu. Mogła swobodnie wziąć oddech. Tak…
Mogła wziąć oddech bez strachu, że zostanie
jej odebrany. Mimo, że wiele razy sama chciałaby odebrać sobie życie,
zaciskając pętlę na szyi… Byłoby to prostsze od całej tej rzeczywistości,
dziwnej codzienności, bezbarwnego życia i… braku miłości. Mogła choć przez
chwilę udawać – lub wmawiać sobie, że to udawanie – i być z Elliotem
„szczęśliwa”. Teraz już nie miała takiej możliwości. Nie pozostawał jej żaden
wybór. Musiała robić wszystko, czego zażyczyłby sobie Gavin, i wiele więcej.
Wstała wreszcie z podłogi, słysząc stłumione
łkanie. To blondwłosa kobieta, nazwana Katią, płakała. Zalewała się łzami,
niemal krztusiła. Zacisnęła ręce na koszuli bruneta, który obejmował ją
ramionami i pozwalał na wyżalenie w swoich ramionach. Był dla Laury niemal nieprawdopodobnie
znajomy. Wydawał się tylko nieco młodszy, a w jego oczach – gdy na nią spojrzał
– nie widziała tego błysku. Żywa zieleń jego tęczówek przywróciła jej pamięć.
Katia szlochała w ramionach mężczyzny, który był tak uderzająco podobny do…
Elliota. Wyglądał jak jego duch.
Wstrzymała oddech, zastanawiając się, czy nie
przywidzeń. Zamrugała, zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu, zastanawiając
się, czy to jej się nie śni. Otworzyła je i przekonała się o jego prawdziwości.
Prawdziwości bólu, który wciąż czuła i pieczeniu w płucach przez to, że Katia
próbowała ją udusić.
– Co się tu dzieje? Może mi to ktoś wyjaśnić? –
zapytała.
Mini-Elliot, bo tak nazwała dokładną kopię
martwego już eks-ukochanego, odchrząknął. Spojrzał na nią swoimi zielonymi
oczami, które przywiodły jej na myślę każdą chwilę, gdy wcześniej patrzyła w
oczy Elliota. Mimo to nie czuła tego, co czuła, gdy napotykała to spojrzenie.
Teraz widziała w tych oczach tylko smutek i powstrzymywane łzy.
Jego spojrzenie nie podobało się Laurze.
– Gavin… on… umiera – wykrztusił. Zachłysnęła
się powietrzem. On jednak nie pozwolił jej na nic więcej. – Umrze, może nawet zaraz.
Może za pięć minut. Może za dwie godziny. Dni. Tygodnie. Miesiące. Lata. A im
dłużej będzie się to ciągnąc, tym dłużej będzie cierpiał.
Blondynka przyglądała się jej twarzy,
zaintrygowana jej zachowaniem. Laura otworzyła usta, ale nie powiedziała nic. Z
twarzy Katii przeniosła spojrzenie na mini-Elliota.
– Ostrzegaliśmy go, że tak będzie – odezwała
się nagle Katia. Jej głos był zimny i obcy. Wydawała się być rozgoryczona. – Demony
bez problemu mogą przebywać wśród ludzi godzinami. Dotyk też ich nie zabija. To,
co zabija demony są emocje. Strach, ból, złość, niepewność – karmią się tymi
uczuciami, one czynią je silniejszymi. W ich obecności nie odczuwa się radości,
euforii, podekscytowania, szczęścia i innych choć trochę dobrych, pozytywnych
uczuć. To je zabija. Demony powstały z mroku i tylko mrok i zło może je
chronić. Emocje nie są jak nóż, pistolet czy przedawkowanie amfy, ale też
doprowadzają do granicy.
Demony są trochę jak wampiry, minus te
wysysanie krwi. Ciemność im służy, światło działa jak sól na otwartej ranie,
jak rana postrzałowa, dźgnięcie nożem. Z prostego punktu widzenia demona nie
można zabić od tak. Żyją stulecia, zanim nie umrą ze starości, a i tak dzieje
się to powoli i daje tak niespotykany ból, że zwykły człowiek nie byłby w
stanie wytrzymać minuty.
Gavin był człowiekiem, zanim stał się demonem.
Nie był nim od zawsze. Demony rodzą się z mroku, on urodził się tak jak każdy
człowiek na świecie. Stało się to tyle stuleci temu, że sama nie mam pojęcia,
ile, gdy stał się demonem. Pierwotnie jest człowiekiem, więc to dziwne, że nie
czuje bólu, jest odporny na światło w każdej postaci, nie musi spać, ale mimo
to wiem, że ma uczucia. I bardzo go zraniłaś, gdy uciekłaś z Handersonem. – Katia
zmiażdżyła ją spojrzeniem. – Ale gorsze jest coś innego. To nawet dla mnie jest
dziwne. To pewnie dla niego jest dziwne. Gdyby mi ktoś kiedykolwiek powiedział,
że najpierw nazwę cię tania dziwką, a później będę musiała przyjść i błagać cię
niemal na kolanach, żebyś to zrobiła. Ale teraz nie mam wyboru. I jeśli się nie
zgodzisz to obiecuję wytargać cię za włosy.
– Nie rozumiem, o czym mówisz – wyszeptała,
obserwując twarz Katii.
– Gavin, on… Musisz za niego wyjść. Musisz być
blisko niego. Tylko tak złagodzimy działanie klątwy. Bo pierwotnie mimo że jest
człowiekiem to po zamianie w demona nie może tak jak inne demony znieść
czystości i niewinności. Nie powinien nigdy się do ciebie zbliżać, przynajmniej
nie fizycznie. Pozbawiając cię dziewictwa, rzucił na siebie klątwę. Odczuł to
już niedługo później po tym, gdy tylko ci to zrobił… Ona – klątwa – słabła, gdy
byłaś blisko niego, ale nabrała na sile przez te miesiące, kiedy cię przy nim
nie było. Gdy uciekłaś i twoje wewnętrzne światło nie mogło rozjaśnić jego
mrocznej duszy. Błagam cię i proszę tylko o to. Musisz nam pomóc, jesteś nam to
winna.
Laura nie czułaby by była cokolwiek winna tej
dwójce, ale zrozumiała, że jest to winna Gavinowi. To przez nią on… Dlaczego
miała się niby nim przejmować? Co on ją obchodził? Zasłużył sobie na długą i
bolesną śmierć. Ale jeśli on umrze, ona i tak nie wróci do domu. Pewnie
dostanie ją ta wiedźmowata demoniczna Harda Royla, a wtedy i ona będzie chciała
umrzeć. Jednak była mu coś winna. Była jego dłużniczką i dopóki będzie żyć,
dopilnuje, żeby i on żył. Zgodzi się na wszystko, byleby tylko żył. Mimo, że
wiele razy cierpiała z jego powodu i tego co jej robił, musiała przyznać, że
odczuła ulgę, gdy się do niej odezwał, a gdy dotknął jej policzka poczuła
znajome ciepło, które wypierała ze swojej świadomości przez ostatnie miesiące,
nawet te spędzone z Elliotem. Tak, bała się tego, co mogła czuć do swojego
„pana”. Bała się i nienawidziła tego, że do niego należy, ale mimo to była mu
winna życie. Czuła, że głos w głowie wbrew jej woli podpowiada jej, to czego
wcale nie myślała, jakby chciał jej to narzucić, a chwilę później
wypowiedziała:
– Zabierzcie mnie do niego.
*
Był słaby… Taki słaby. Ledwie widział na oczy.
Czuł się cieniem, nic nie wartym widmem. Chciał, żeby przestało boleć. Gdyby
mógł sobie wbić sztylet prosto w serce, byłoby łatwiej, ale przecież życie ma
się po to by było skomplikowane. Był demonem, nie mógł odebrać sobie życia w
tak prosty dla zwyczajnych śmiertelników sposób. Dlatego właśnie ta klątwa tak
go trawiła od środka, a on mógł tylko liczyć by śmierć nadeszła szybciej.
Przyjdzie mu zapłacić za skalanie jej niewinności. Powinien też zapłacić za
każdą sekundę jej smutku, każdą łzę, wszystko, co jej zrobił. Także i inne jego
zbrodnie, które wcale nie skupiały się na niej, dostaną swoje zadośćuczynienie.
Mimo to jego śmierć nikomu niczego nie zrekompensuje. Może z wyjątkiem jej… Jego
śmierć przyniesie jej ulgę i może nawet szczęście. Tak bardzo chciałby ją
zobaczyć szczęśliwą. Była taka piękna i dobra, zasługiwała na szczęśliwe życie
jak nikt inny.
Zacisnął pięści, czując kolejną falę
przenikliwego bólu. Zagryzł wargi aż do krwi, napinając całe ciało. Znów
wrzeszczał niemal do nieprzytomności, ten ból znów go rozsadzał, a on myślał
tylko śmierci. Przynoszącej ulgę, dobrej, sprawiedliwej. Nie tej, która
zabierała w swe zimne objęcia niewinnych, lecz tych, którzy naprawdę nie
zasługiwali by chodzić po tym świecie. Śmierć byłaby dla niego pięknym darem…
– Gavinie, wróciłam.
Do pokoju weszła Katia. Nawet nie musiał
spoglądać w jej stronę by wiedzieć, że to ona. Znał jej głos tak dobrze jak
swój własny. Znał każdy szczegół jej twarzy, lecz jednak nie znał każdego
szczegółu tak jak znał ciało Laury. Jej sercowatą twarz, która idealnie wpasowywała
się w jego dłonie, brązowe łagodne oczy tak różne od jego zimnych niebieskich
oczu, pełne malinowe wargi, które miał ochotę bez przerwy całować, mały zadarty
nosek z piegami, ciało idealnie wpasowujące się w jego. Znamię pod lewą
piersią, blizna na nadgarstku, pieg na obojczyku… Znał każdy fragment jej
ciała, ale co z tego, jeśli ona go nienawidziła? Mimo to nie żałował niczego. Już
płacił cenę tego, co zrobił. Demon i niewinna jak pierwszy śnieg dziewczyna? To
od pierwszej chwili było niemożliwe. Od pierwszej chwili, gdy ją zobaczył,
wiedział, że to jest skazane na niepowodzenie.
Jego serce już od bardzo dawna nie było
ludzkie. Mimo to czuł, że przy niej znów wie, co to znaczy kochać. Jako demon
nie powinien w ogóle myśleć o tym uczuciu, a co dopiero znać je. Doskonale
wychodziło mu ukrywanie tego, co czuł. Nie musiał się wysilać. Wiedział, że nie
ma żadnych szans na jej uczucia i to było dobre ze względu na to, że i tak
nigdy nie mogłaby być jego w innym mniemaniu niż to, gdy był jej panem. Czy
mógł być jej ukochanym? Nie, żadna siła by nie zezwoliła na coś takiego. Z
resztą, ona nic do niego nie czuła, prócz przemożnej nienawiści, która
zakiełkowała w jej sercu od pierwszej chwili.
– Gavin, czy ty mnie słyszysz, czy już całkiem
ogłuchłeś? – Katia się zniecierpliwiła.
– No.
– „No”? Tyle masz mi tylko do powiedzenia? –
Rozpięła jedną z kajdan na jego nadgarstkach za pomocą kluczy wieczności.
– Przestań. Sam mogę to zrobić – powiedział
sucho. – Poza tym, chciałem pomyśleć. Przeszkadzasz mi.
Nie zważając na jego słowa, pozbawiła go
pozostałych więzów. Usiadł na stole i odgarnął ze spoconego czoła ciemne
kosmyki. Zawsze uważała, że był niesamowicie przystojny, bo w końcu kiedyś był
śmiertelnikiem, ale w tym świetle, z tym udręczeniem na twarzy, wyglądał tak
piekielnie dobrze. Był piękny, nawet z tymi ciemnymi kręgami wokół oczu i
pergaminową skórą. Pozostało mało czasu zanim szansa na „odrodzenie” minie.
– Wiem, że lubisz być szorstki, ale mógłbyś mi
podziękować – powiedziała. Przeszła na drugą stronę pomieszczenia, tę
oświetloną i spojrzała na niego. – Rozchmurz się, Romeo. Nie ma powodu do Przyprowadziliśmy
ci z Lesem twoją przyszłą żonę.
– Nie lubię twojego sarkastycznego humoru,
Katio. – Spojrzał na nią obojętnie.
– Ale kiedy ja mówię poważnie! – warknęła.
Miała już dość jego zachowań. Widziała, że
niemal usychał bez tej swojej słodziutkiej Laury, jak długo niepodlewany kwiat.
Nigdy jej nie poznała, aż do dziś, ale wiedziała, że była inna niż wszystkie
kobiety. Dokonała tego, co żadnej się nie udało przez stulecia. Rozkochała w
sobie demona. Rozkochała w sobie tego charakternego Gavina. Podziwiała ją, bo
nie było to łatwe zadanie; bynajmniej, jeśli był to ktoś tak trudny jak on.
Jakiś czas temu zrozumiała, że może mu pomóc tylko ktoś wyjątkowy, ktoś taki
jak ta dziewczyna. Może jej pojawienie się napytało mu biedy, ale przecież nikt
nie kazał mu iść i się z nią przespać! Do tego jeszcze był w niej zakochany jak
jakiś szczeniak.
Ona kochała go pierwsza, ale on wolał tę
dziewczynę. Co z niej było wyjątkowego? Owszem, była ładna, niezbyt rozmowna –
jak on – i słodka. Była o nią zazdrosna, wiedziała to. Ona miała coś, co
sprawiło, że trzeźwo myślący Gavin był teraz w takiej sytuacji – ten zimny
demon pozwolił sobie na namiętność ze zwykłą kobietą, choć czystą i niewinną.
Już samo współżycie z istotą bożego stworzenia było okropne, lecz skalanie
niewinności i piękna, które w sobie miała do chwili, gdy trafiła w ręce Rosena,
było niemal świętokractwem. Złamał jej serce, a tej dziewczynie skradł cnotę.
To było jak dla niej za wiele. Mimo to trzeba by dodać to tej listy wszystkie
jego romanse, które ona przez wieki znosiła i teraz to, że kochał zwykłą
śmiertelniczkę. Potworny, krwiożerczy demon, twór pana chaosu, powstały z mroku
– choć niegdyś człowiek – kochał dziewczynę. Zwykłą kobietę, która mimo swoich
przeżyć, pozostała wciąż delikatna i niewinna, jakby nigdy się do niej nie
zbliżył.
To on był odmieniony. Ona zmieniła jego.
– Less, Lauro…
Gavin nie zdążył zapytać, o co jej chodzi. W
kolejnej już chwili zamurowało go. Less Handerson szedł obok niej. Była jeszcze
piękniejsza niż pamiętał. Patrzyła na niego tymi spokojnymi oczami, w których
nie czaił się niepokój czy strach. Zawsze umiał bezbłędnie odczytywać uczucia.
Tym razem jednak zobaczył w jej oczach coś, co go przeraziło. To była troska.
– Zaczarowałaś ją – warknął do Katii.
Czarownica zrobiła minę niewiniątka.
– Jedyne, co zrobiłam, to o mało jej nie
zabiłam. Później jednak wybłagałam ją, żeby tu przyszła. – Powstrzymała się od
użycia słowa „bałwanie”. Była zła, ale nie zwykła kompromitować nikogo w
obliczu jego miłości, dlatego powstrzymała się, bo wiedziała, że go tym
zdenerwuje. Gavin Gorąca Głowa – mówiła o nim dla żartu. Choć teraz jej to nie
bawiło, a jej serce krwawiło. Bo spojrzenie jakim obdarzył dziewczynę,
pozwoliło jej się utwierdzić w tym, że to była jedyna, która umiała go zmienić.
A skoro potrafiła, musiała ją zmusić by utrzymać swego ukochanego przy życiu.
Nazywała to uczucie wariackim, bo szczytem góry lodowej szaleństwa było
powierzenie swego serca – wypełnionego po brzegu wrzącą, gorącą miłością –
demonowi, który nie powinien znać tych uczuć, choć wykazywał coraz częściej to,
że darzył nimi swoją niewolnicę. To mogło zabijać, ale Katię tylko wzmacniało.
– Lauro, powiedź Gavinowi, po co przyszłaś –
rozkazała Katia delikatnym głosem.
Dziewczyna nie poruszyła się. Odwróciła głowę,
przechyliła ją na bok i nieprzytomnym spojrzeniem patrzyła na zesztywniałego
Gavina. W jej oczach było coś niepokojącego, ona zaś poruszała się sztywno i
mechanicznie niczym mały robocik.
– Katia poprosiła mnie, żebym przyszła –
wyrecytowała. Była tak nienaturalnie blada, a oczy jej błyszczały. – Wszystko
już wiem i wcale mi to nie przeszkadza. Jeśli to jedyne, co mogę zrobić, zrobię
to – zapewniła go melancholijnym, słodkim głosem. – Poślubię cię.
Patrzył na nią jakby się przesłyszał.
Wiedziała o klątwie? Wiedziała o tym, że jedynym sposobem, żeby wyzwolić go z
tego nieludzkiego cierpienia, był ślub z nią? Cholera, to nie było możliwe.
Miał omamy. Wcale tu przed nim nie stała. Nie chciała zmarnować życia na to, by
naprawiać jego błędy.
Chwilę później blask w oczach zgasł – jej
spojrzenie było nieprzytomne, zamglone, a ona sama wyglądała, jakby lada chwila
miała zemdleć.
Przypuszczenie Gavina okazało się słuszne, bo
chwilę później zbladła silnie, wargi jej zsiniały, nogi ugięły się pod nią, a
ona zemdlała. Dzięki nadludzkiej zwinności i prędkości (choć działanie klątwy
nadszarpnęło mocno nadszarpnęło jego siły), złapał ją zanim upadła na podłogę. Wziął
ją na ręce i zrozumiał, co się stało. Aż gotował się ze złości. Katia napoiła
ją evilsianą lub rzuciła czar uległości. Coś na pewno jej zrobiła. Laura nigdy
nie zrobiłaby dla niego kompletnie nic, zwłaszcza po tym, co on jej zrobił…
Ważny był teraz czas. Jeśli to była evilsiana,
to… b ę d z i e k o n i e c.
– Katio, użyłaś na niej czaru uległości –
wycedził przez zęby.
– Nie – zaprotestowała z niewinną miną.
Zadrżał z gniewu, wciąż trzymając w ramionach
zemdlałą dziewczynę. Spróbował po raz kolejny, a gniew rozsadzał go od środka.
– A więc mów: napoiłaś ją evilsianą? Mówże –
rozkazał.
– Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła –
broniła się kobieta. – Nigdy. – Jednak pod wpływem jego wściekłego spojrzenia
ugięła się. – Dobrze, może trochę… – jęknęła Katia. – Ale nie napoiłam jej
eliksirem, tylko jej go wstrzyknęłam. To jedyny sposób. Nawet tego nie poczuła.
Tak będzie lepiej. Ożenisz się z nią i będziesz dalej żył. – Na jej policzkach
lśniły łzy, które kapały od kilku chwil na jej blade policzki. – Jeszcze długo
będziesz żył.
– Zwariowałaś – warknął. Mocniej przycisnął do
siebie zemdlałe ciało dziewczyny. Czuł bicie jej serca przy swoim. – Chciałaś
ją zabić? Używanie evilsiany na ludziach może mieć śmiertelne skutki. I po co?
Dla mnie? Ja zasługuję na to by umrzeć, ona ma przed sobą jeszcze całe życie. Wyjdź,
Katio, i nie pokazuj mi się więcej na oczy. – Wybiegła z płaczem. Spojrzał wtem
na zesztywniałego Lesa. – Przypuszczam, że wiedziałeś o tym. Mogłem się tego
spodziewać. Wezwij maga – to nie cierpi zwłoki. Może uda się to naprawić. Ciebie
też nie chcę więcej widzieć.
Gdy Les wyszedł, mógł wreszcie przestać udawać
obojętność. „Zrzucił maskę” z twarzy i z troską i strachem spojrzał na
dziewczynę, której działanie specyfiku mogło bardzo zaszkodzić, a nawet
doprowadzić do śmierci. Martwił się o nią, jednak miał nadzieję, że dziewczę
jest wystarczająco silne by móc walczyć o przeżycie. Evilsiana była silnym
specyfikiem, ale wierzył, że przetrwa.
Mimo strachu o jej życie, wolnym krokiem zaniósł
dziewczynę do Białego Pokoju i ostrożnie ułożył jej ciało na białej jak śnieg
pościeli. Taka była piękna, choć jej wargi wciąż były sine, a skóra niemal
przezroczysta. Odgarnął z jej twarzy kosmyki ciemnych jak gorzka czekolada
włosów. Zamyślił się, patrząc na tę niewinną twarzyczkę.
Nie
mógł jej stracić.
Niebawem przybył mag, który znany był ze
swoich leczniczych zdolności. Usłużna pokojówka zapowiedziała Poluna Chandlera,
starszego jegomościa z gęstą brodą. Niski, szpakowaty mężczyzna, który nie
odznaczał się wyglądem, odznaczał zaś mądrością i zdolnościami.
– Wasza Książęca Mość – zwrócił się do demona,
który w swym środowisku uznawany był za niezwykle potężnego i szanowanego. Ów
mag wiedział jednak o jego przypadłościach, które pomagał mu ukrywać – nie bał
się i nie lękał o swój los mimo tego, że . Gdyby którykolwiek z demonów
dowiedział się o klątwie, która osłabiała Księcia Ciemności – jak nazywano
Gavina – byłby on przegrany; demony nie szanowałyby go dłużej i nie lękały się
go, a tak dalej miał coś z tego, że zapracował sobie na swój status przez
stulecia. Mag ukłonił się mu i spojrzał ze spokojem na demona. – Przybyłem
najszybciej jak to był możliwe, łaskawy panie. Pan Evans wyjaśnił mi, że sprawa
nie cierpi zwłoki. Evilsiana – jak mnie poinformowano. Widzę, że będę się
musiał namęczyć. Panienka bardzo blada, a jaka piękna – zachwycił się mag swoim
głosem. Był to głos wyjątkowo zrezygnowanego, starego człowieka, który przegrał
życie. – Życie z niej uchodzi – szepnął nadając jej puls. Pokręcił smętnie
głową. – Koniec raczej bliski. Będę się streszczał. Zrobię, co mogę, wasza
czcigodność.
Długie godziny spędził przy łóżku dziewczyny. Wciąż
była upiornie blada – najwyraźniej zabiegi utrudzonego maga nie przynosiły
korzyści, jak oczekiwano.
– Podałem antidotum – poinformował mag. –
Zaczekajmy na reakcję organizmu.
Reakcja organizmu nie była dobra. Dziewczyna
nie obudziła się, a jedynie nieomal udusiła się pomarańczową substancją, która
po kilku godzinach zaczęła wypływać z jej ust. Jej puls słabł, oddech był
bardzo ciężki, mimo że niemal bezgłośny. W ostatniej chwili udało się
magowi-zielarzowi uratować dziewczynę. Mimo to nie obudziła się przez kolejne
dni, jak oczekiwał, a on kręcił smutno głową – wiedział, co to oznacza. Gavin
niemal puchł ze złości i bezsilności.
Całe dnie siedział obok niej, wciąż z
nadzieją, że się obudzi. Patrzył na dziewczynę z czcią i tylko sobie, i magowi,
który opiekował się dziewczyną, na to pozwolił. Gavin nawet nie zamierzał pozwolić
by ktokolwiek zbytnio zbliżył się do łóżka, na którym leżała jego największa
miłość. Taka bezbronna, krucha i blada niby laleczka z porcelany. Tak
bezsprzecznie piękna i młoda – wiele jeszcze przeżyć by mogła. A jednak wciąż
leżała bez ruchu z trupiobladą twarzą i rubinowymi wargami, włosami rozsypanymi
wokół siebie na poduszkach i w błękitnej sukience, która była jedynym akcentem
kolorystycznym w Białym Pokoju.
Trwało to już kilka tygodni, gdy leżała bez
ruchu, a które przelewały się Gavinowi przez palce. Biedak opadł już kompletnie
z sił i miał już dość błagań Wszechmogącego o to, by raczył przywrócić ją do
żywych. Tak bardzo żałował też tego, że nie jest Boskim Stwórcą, i że nie może
przywrócić do zdrowia i życia panny, która bezpretensjonalnie i niecelowo
skradła mu serce. Trzymał jej bladą, wychudłą dłoń w swojej i nawet na chwilę
nie chciał puścić. Gdy był tak blisko niej, ataki bólu były znacznie słabsze,
jednak musiał przyznać, że to nic w porównani z bólem, który pustoszył jego
serce.
Wszyscy litowali się nad tym smutnym widokiem,
jakim był widok zapadłego na zdrowie, zniszczonego psychicznie
człowieka-demona, który spędzał tygodnie przy łóżku ukochanej kobiety, bez
nadziei, że kiedykolwiek się obudzi. To było doprawdy piękne i smutne, i
niespotykane – kto słyszał, by jakiś demon zakochał się w śmiertelniczce, którą
darzył tak silnym uczuciem, że gotów był dla niej umrzeć? Nikt nie słyszał.
Obecnie dziewczyna pozostawała między cienką
granicą życia i śmierci. Była taka blada, niby umierająca, a jednak jej serce
wciąż zawzięcie biło w jej piersi jakby broniła się jak mogła przed śmiercią,
która miała ją niechybnie czekać. Mag nie rokował zbyt wielkich nadziei, kręcąc
smutno głową. Także Gavin – z wielkim smutkiem i ogromną dziurą w sercu –
zrozumiał, że nie może mieć już nadziei, że jeszcze kiedykolwiek znów poczuje
bicie jej serca, i że będzie mu dane spojrzeć w te brązowe, spokojne nie-martwe
oczy.
Po tych tygodniach wcale nie czuł się lepiej,
oswojony z myślą, że wkrótce jej serce przestanie bić, jeśli trucizna zawarta w
evilsianie będzie trawić ją w tym tempie. Wtedy on będzie musiał oglądać ją
martwą zupełnie w zimnej, nieprzyjaznej trumnie i pozwolić na to, by zakopano
jej ciało i pogrzebano ją na wieki w ziemi; by mu ją zabrano. Nie chciał na to
pozwolić. Martwa, zimna, niedostępna – nie taką chciał ją pamiętać. Chciał
widzieć jej zarumienioną twarz, czuć bicie serca, patrzeć w oczy. Nie mógłby
przeżyć bez nie nawet sekundy. Bez niej nic nie będzie miało sensu. Teraz, gdy
zrozumiał, jak pięknym uczuciem była miłość…
– Gdy umrzesz – wyszeptał – nie pogodzę się z
tym. Bo bez ciebie świat może być tylko szary. Lubiłem go takim, zanim nie
przyszłaś i nie wniosłaś życia i kolorów do niego. – Poczuł łzy wzruszenia
zbierające się w oczach. Dzielnie je powstrzymał. – Kocham na ciebie patrzeć,
kocham ciebie, ale nienawidzę tego, że cierpisz. Mam nadzieję, że tam będzie ci
lepiej, moja miłości. – Musnął ustami zimne wargi dziewczyny i odszedł.
*
Jeszcze tego samego dnia mag stwierdził zgon.
Wszyscy pogrążyli się w wielkim smutku i inaczej zareagowali na tę wiadomość.
Gavin kompletnie się załamał. Myślał tylko o tym, co by zrobił, gdyby jednak
była jeszcze jedna szansa na uratowanie jej. Nie mógł zrozumieć, dlaczego nic
nie pomogło. Jej życie nie tak miało się skończyć. Powinna się pięknie
zestarzeć wraz z mężem rozpieszczając swoje wnuki – jak na zwykłego człowieka
przystało. To na pewno nie było jej pisane. Była zbyt niezwykła by skończyć w
ten sposób, a jednak pozwoliłby jej odejść, gdyby tylko mogła przeżyć. Teraz jednak
nie miało to znaczenia. Nie miał nawet odwagi pójść do niej i pożegnać się raz
na zawsze. Zbyt mocno cierpiał, żeby to było możliwe.
Minęły dwa dni. Wszystko było dla niego szare,
a cały ten czas spędził na… płaczu. Tak, Książę Ciemności, jeden z
najstraszniejszych demonów i najstraszniejszych mar nocnych wylewał łzy z
powodu śmierci dziewczyny. Nikt by nigdy jej tak nie pokochał jak on. Może to
lepiej, że umarła… Nie, nie lepiej. Mogłaby być żywa, dorosnąć, zakochać się i
urodzić dzieci. Przeżyć pięknie życie, wiele poznać, zobaczyć i zwiedzić. Miała
mnóstwo możliwości. Nie zasługiwała na taką śmierć. Dobrze, że i Katia nie
doczeka starości. Już kowen się nią zajął; niech się cieszy, że to wszystko.
– Będziemy musieli ją pochować.
Les usiadł obok Gavina na trawie. Tamten
wzruszył ramionami, pochylając głowę. Nie chciał, żeby przyjaciel widział, jak
płacze. Już i tak dość narobił zmawiając się z Katią i doprowadzając Laurę do
śmierci. Był na niego tak wściekły, że miał ochotę sprawić mu nieludzkie
cierpienie, ale teraz to on cierpiał, i być może nigdy nie przestanie.
– Wiem, że okropnie zrobiłem, lecz można to
jeszcze naprawić. Możemy ją uratować. – Gavin spojrzał na niego niecierpliwie.
Les (zobaczenie czerwonych od płaczu oczu demona było dla niego szokiem) westchnął
i począł mówić dalej – Są takie siostry, nazywają je Krwawymi Zjawami. Jedna
umarła wskutek pchnięcia nożem, a druga na gilotynie. Ta pierwsza była rasową
morderczynią, druga czarownicą, która parała się zielarstwem, lecz zeszła na
złą drogę i zaczęła praktykować ciemnie moce. Po śmierci zawarły pakt z
demonem, który połączył je w jedno i odrodził. Wcześniej były dosyć urodziwe, a
teraz… – Les wzdrygnął się. – To jedna krwawa masa, obdarta, w łachmanach. Na
ich wspólnym ciele jest tyle cięć, ile osób skrzywdziły. Całe ich twarze są
pokaleczone. – Odchrząknął. –Nie mogą już praktykować magii ani zabijać, ale
ich moc jest nieograniczona, wiedzą wszystko i robią transakcje. Mieszkają w
jaskini w pobliżach Gór Pamięci. Za spełnienie wybranego życzenia żądają
krwawej zapłaty. Za wskrzeszenie dziewczyny mogą zażądać twojej duszy lub
czegoś znacznie gorszego. One na pewno
wiedzą, jak bardzo ją kochasz, kochałeś… – Gavin już otworzył usta, żeby zaprzeczyć,
ale Les nie dopuścił go do słowa. – Wiem, że kochasz ją ponad wszystko inne.
Wszyscy to widzieliśmy, jak przy niej siedziałeś całe dnie i nie pozwalałeś by
ktokolwiek spróbował do niej nawet podejść. Jeśli pragniesz by żyła, idź i proś
o wskrzeszenie jej. Bądź jednak gotowy na wszystko…
Odwrócił się, ale nagle chyba coś sobie
przypomniał.
– Tylko pamiętaj by nie używać przy nich nazwy
„Krwawe Zjawy”. Nienawidzą tego i mogą cię posłać w diabły i nie wiadomo, gdzie
jeszcze. Zwracaj się do nich per „Lady Manolin” i „Księżno Pani”. Czują się
wtedy ważne. – Skłonił się i zrozumiał, że powinien już iść.
– Les! – zawołał za nim. Mężczyzna odwrócił
się. – Dziękuję – powiedział.
Twarz mężczyzny pojaśniała, odszedł już bez
zbędnych słów. Zostawił Gavina samego, a jemu dwa razy nie trzeba było
powtarzać…
*
Wyszedł ze swojej kryjówki, w której wcześniej
obmyślał swój plan. Używając całej swej siły i energii, przemienił się w swoje
drugie wcielenie – demona o czerwonym ciele, pokrytego cienką warstwą
szczeciny, z rogami i wielkimi kopytami. Niektórzy posuwali się do nazywania go
diabłem, bo gdyby nie brak ogona i wielkich wideł, wyglądałby kropka w kropkę
jak on.
Wiedział, po co tu przyszedł, kogo chciał
uratować i kogo kochał. Zrobiłby dla niej wszystko i to była jedna z tych
rzeczy. I tylko Krwawe Zjawy mogły mu pomóc. Postanowił zawołać je w myślach. Skupił
się na tym, co robi, i wytężył wszystkie zmysły.
Lady
Manolin i Księżno Pani…
Nie oczekiwał, że przybędą, że w ogóle
istnieją, i że spełnią jego prośbę, ale przecież i tak nie miał nic do
stracenia. Stracił już to, co miał najcenniejsze, teraz już żadne ryzyko nie
było mu straszne.
Po kilku głuchych chwilach, gdy słyszał tylko
bicie swojego serca, zwątpił zupełnie w istnienie owych pań i stracił nadzieję.
Poczuł się oszukany i przegrany. Mógłby być teraz z nią, ostatni raz na nią
spojrzeć, dotknąć jej zimnej skóry, pocałować zimne usta. Więc jednak nie ma
ratunku. Upadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Nawet w postaci demona żywił
do niej tak gorące uczucia, że łzy, które skapnęły na podłogę, sprawiły, że
wszystkie stworzenia wzruszyły się jego tęsknotą.
„Nie przybędą” – pomyślał. – „Wszystko
stracone”.
Przybyły jednak.
Krwawe Zjawy okazały się jedną kobietą z
dwiema okropnymi głowami – pokaleczona, zakrwawiona, z pustymi oczodołami i
dziurami ziejącymi z różnych stron w obu głowach tak, że widać było ich przegniłe
dawno mózgi. Dochodzący od niej okropny smród zgnilizny, odoru martwych ciał i
dziwnej zielonej mazi, która ją pokrywała, był powalający. Nawet on nie mógł
znieść tego obrzydliwego zapachu. Mimo to nie trzymał ręki przy ustach. W swoim
diabelskim wcieleniu – demonicznego „pomiota diabła” mógł kontrolować jakie
zapachy czuł. Skupił się na zjawie, myśląc o zapachu Laury. Zapachu kwiatu
wanilii i jej ciała. Unikatowym zapachu, który wypełnił jego płuca niczym
powietrze potrzebne do życia.
Ukłonił się zjawie.
– Jesteś Gavin Rosen, syn Faith i Eliasza –
pary upadłych aniołów. Wstań, demonie. Przebyłeś długą drogę – powiedziała
pierwsza z głów. Była zupełnie ładna przy tej drugiej, więc posunął się do
stwierdzenia, że musiała to być Księżna Pani niegdyś Arianna Fallon –
czarownica, jak mu mówił mag.
Druga z nich – zapewne morderczyni, Juanita
del Santo – cała pocięta i okropnie wychudła nie otworzyła ust. Usłyszał jej
głos w swojej głowie:
– Zbliż się do nas, sługo piekielny, i
powiedź, z jakim żądaniem do nas przybyłeś.
– Pragnę byście – o, czcigodne – pomogły mi i
przywróciły do życia moją ukochaną.
– Czy to cię nie bawi, Juanito? – zawołała
Księżna Pani. – Demon, który potrafi czynić niemożliwe, chce naszej pomocy by
wskrzesić żywą kobietę.
Nie rozumiał, dlaczego w jego brzuchu był żar.
Czuł się taki pocieszony. Skoro one istniały naprawdę, to może i prawdę mówiły.
Mimo to zanim zdążył się opanować, powiedział ze szczerym zdziwieniem:
– Żywą? Mylicie się, panie. Zmarła dwa dni
temu.
Zjawa naburmuszyła się.
– Gdybym nie miała nerwów ze stali –
powiedziała wyniośle Księżna Pani – to wrzuciłabym cię w otchłani piekielne,
tam, gdzie twe miejsce. Jednak widzę, żeś szczerze zdziwiony. Powiem tylko
tyle: Nigdy nie próbuj mówić, żeśmy mylne. My, wiecznie młode, wiecznie mądre i
dobre aż po kres wszystkiego – nigdy się nie mylimy. Wróć do domu, twoja
ukochana już na ciebie czeka wraz z twym przyjacielem.
Tu niemal podskoczył z radości. Strachu wtem
nie znał. Czy najszczęśliwszy demon na świecie ma się czego bać, gdy okazuje
się, że nie na darmo wylał łzy? Teraz już koniec z mazgajeniem. Nie zniesie
dłuższego wylewania łez. Mimo że teraz czekała na niego rzecz najgorsza, czyli
życie bez niej. Teraz już nie należała do niego. Obiecał zaś, że jeśli wyjdzie
ze swojego stanu, pozwoli jej odejść.
Druga głowa, Lady Manolin, spojrzenie na tę
sprawę zupełnie inaczej. Znów jej głos odezwał się w jego głowie, a był jak
kubeł lodowatej wody – zimny, suchy i w ogóle całkiem nieprzyjemny:
– Musisz nam jednak za tę informację dać coś,
lub coś dla nas zrobić.
Informacja o tym, że Laura żyła była
najpiękniejszymi słowami jakie zasłyszał. Był teraz gotowy na to, by zrobić
wszystko, cokolwiek sobie te upiorne damy zażyczą.
– Jestem zobowiązany. Wasze życzenie jest dla
mnie rozkazem.
– Jako iż zmarnowałeś nasz czas – zaczęła znów
swoim nieprzyjemnym głosem – musisz nam dać coś więcej niż wieczną swą służbę. To
musi być coś znacznie więcej… To będzie cena, którą zapłacisz nam za informację
i za marnowanie naszego czasu. Adrianno?
Księżna Pani zwróciła swą upiorną twarz,
pozbawioną zupełnie kolorów i bez oczodołów, ku niemu. Mimo, że nie miała oczu,
patrzyła na niego „wewnętrznymi oczami swej odwiecznej mądrości”, jak
powiedział mag. Jej nozdrza drgnęły, a ona otworzyła usta i powiedziała:
– Odrzyj ze skrzydeł pięciu aniołów i przynieś
je nam.
*
Nieludzkie wrzaski umierających aniołów były
jego wewnętrznym krzykiem. Czuł się okropnie z tym, że zabił pięć anielskich
istot. Został zraniony przez jednego z nich w pierś, a jeden drasnął go w
ramię. Zabił pięciu aniołów – oczywiście płci męskiej, jak mówiły Krwawe Zjawy
– odzierając ich ze skrzydeł. Poczuł się jakby skazał się na wieczne potępienie
jeszcze gorsze niż te, które dotychczas przeżywał. Był Księciem Ciemności,
wszedł do Bram Niebios pod postacią ludzką, zaatakował pod demoniczną. Był
gotowy na wszystko dla swej ukochanej.
Do
ostatniej chwili, do ostatniego tchnienia.
Strasznie długie cholerstwo. 7333 słowa. Jestem z tego dumna. Ciekawe, czy ktokolwiek to przeczytał w całości :') Proszę, skomentuj, jeśli przeczytałeś. Mi pisanie zajęło kilka tygodni, a tobie napisanie komentarza zajmie najwyżej kilka minut :)
Lubisz imię Laura, co nie? Bo jakoś dużo ich się pojawia w twoich opowiadaniach :'D
OdpowiedzUsuńA tak serio to... Prawie się poryczałam. Normalnie zabiłabym, żeby umieć pisać tak, jak ty <3 (no oddaj trochę talentu :) )
Motyw demonów. Jezu, jak ja to uwielbiam. Kocham wszystko, co ma związek z demonami, diabłami, aniołami i elfami (Kocham elfy przez Tolkiena. Legolas *.* i Galadriel)
Powiedz mi jak to piszesz? Serio. Dawno nie spotkałam na bloggerze kogoś, kto tak fajnie, lekko, (a zwłaszcza) prawdziwie i z pasją wszystko opisuje. Niby proste historie ze zwyczajną fabułą (poza tym opowiadaniem), a jednak strasznie wciągające.
Nie powiem. Zaskoczyłaś mnie. Demon, który kocha. Nie to, żebym nie wierzyła w miłość (bo nie wierzę) ale historia dość zakręcona. Ona. Niby go nienawidzi, ale jednak czuje do niego też coś innego. On. Rani ją i karze, bo ona chce zacząć znów normalnie żyć. Oklepany temat wsadzony w nową, ładnie opowiedzianą przygodę.
Tylko czemu skończyło się w takim miejscu? Ten niedosyt. Że jakby czegoś brakuje. Jeśli miałabyś ochotę i czas to z wielką przyjemnością przeczytałabym kontynuację tego. To jest jak historia przerwana w trakcie jej opowiadania. Jak życie, które niesprawiedliwie się skończyło (dawno temu czytałam Gwiazd Naszych Wina, ale to zakończenie jakoś tak mi się z tym skojarzyło :'D too many books, too many. Ale Hopeless i tak najlepsze <3)
Hueh :D kilka tygodni - naprawdę warte ;)
No to jeszcze raz życzę dużo zdrówka, kasy, szczęścia, weny, czasu, dobrych ocen, wiernych przyjaciół, prawdziwej miłości, spełnionych najskrytszych marzeń i tony prezentów pod choinką :DD
Pozdzawiam
I przesyłam tonę przytulasów pod choinkę :D
Kate xXx
Kocham twoje komentarze :)
UsuńWitam.
OdpowiedzUsuńDawno tu nie bywałam i jestem zaskoczona tym co czytam.
Ogromny skok od czasów Teacher - pięknie się rozwijasz z pisaniem. Bardzo mądre metafory, wszystko znakomicie opisane - naprawdę masz powody by być z siebie dumna!
Pozdrawiam serdecznie i czekam na to co jeszcze napiszesz.
Nie masz pojęcia, jaki to dla mnie komplement, zwłaszcza z twoich ust. Dziękuję ci bardzo za te cieplutkie słowa. Miło mi, że ktoś podziela moją pasję :*
Usuń