Jeśli uda mi się napisać coś w miarę przyzwoitego, opublikuję to. A jeśli mi się nie uda wkrótce, to może kiedyś. Pytanie tylko: ile czasu trwa kiedyś? Może się tego dowiem.

Edit: 22.03. 2020 roku. Nowy szablon wykonany przeze mnie.

10 grudnia 2015

Do ostatniego uderzenia – cz. 1


Znów była na klęczkach. Jej ramiona – rozpostarte po obu stronach jej głowy, związane skórzanymi pasami. Poruszyła palcami, ale dłonią już nie mogła, jej ręce były unieruchomione. Nie mogła nawet wstać, bo jej ręce były związane i przytwierdzone do ciężkiej, metalowej poręczy w ten sposób, że kiedy próbowała, znów upadała na kolana na zimny beton; z bólem i rezygnacją.
Ciemne, długie włosy poskręcane w lekkie loczki okalały jej twarz i zasłaniały widok na pomieszczenie, choć i tak miała spuszczony wzrok. Cienka, biała sukienka nie chroniła przed zimnem, na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Policzki płonęły. Rozchyliła wargi, czując, że zaschło jej w gardle. Miała spuszczony wzrok; widziała swoje włosy, dół sukienki i… powoli skapujące na podłogę łzy. Cała się trzęsła od płaczu, szlochała bezgłośnie.
To bolało. Miłość i kłamstwa tak bardzo bolały. Bolało to, że poświęciła całą siebie i uciekła – bo on tak chciał – i wróciła do punktu wyjścia; tyle, że bardziej świadoma gniewu swojego „prawowitego” pana. Bo Gavin był naprawdę wściekły tym, co zrobiła; niebawem też miała poczuć ten gniew. Była pewna, że kara jej nie ominie. Mogła to przewidzieć, i nienawidzić człowieka, który namówił ją do wyrwania się z niesprawiedliwej codzienności. I nienawidziła. Jego i wszystkiego, co się z nim wiązało.
Elliot… Tak, powinna zapomnieć o nim, o tym imieniu. Nigdy więcej nie czuć go przy sobie, nie wymawiać jego imienia i nie wsłuchiwać się jak zaczarowana w sposób w jaki on wymawiał jej imię. Zapomnieć o tym, że kiedykolwiek go znała, kochała, pragnęła. Zapomnieć o tym, jakie nadzieje pokładała w tej miłości. Chyba, że to była tylko miłość z jej strony.
Wiedział do kogo należała od chwili, gdy go poznała. To było poniżające, kiedy za pytanie: „Dlaczego kazałeś ich zabić”, Gavin ukarał ją wizytą w kasynie. To było dawno temu, lecz wciąż czuła na sobie dotyk obcych rąk, słyszała okrzyki radości i czuła twardy stół do bilarda pod sobą. Zabawili się nią z przyjemnością, a ona tylko bezgłośnie płakała, odwracając głowę w przeciwną stronę. Każdy jęk jaki wydobył się z jej ust brali za jęk rozkoszy. Mieli ją za rozpustną zdzirę, której podobały się ich gierki z jej ciałem.
Jednak było zupełnie inaczej i tylko Elliot jako jedyny zauważył, że tak było. Każda, dłużąca się w nieskończoność sekunda, sprawiała jej ogromny ból i coraz bardziej ją poniżała. Grali w bilard i na zmianę ja pieprzyli, jakby była przedmiotem, a nie żywą istotą.
Elliot po pewnym czasie stracił cierpliwość:
– Zostawcie ją, do cholery. Czy wy, idioci, nie widzicie, że ona, kurwa, płacze? Jesteście aż tak napaleni na wykorzystanie jej, że nie przejmujecie się tym, jak ją krzywdzicie? – wykrzyczał im wtedy.
Jak jeden mąż na niego spojrzeli, nie przerywając swojej zabawy. Ktoś odgarnął jej z twarzy mokre włosy. Wstydziła się jeszcze bardziej, gdy jednocześnie poczuła między nogami czyjąś rękę. Poczuła jak ktoś ją podnosi. Wstała oszołomiona, jednak po chwili niemal upadła. Nie mogła się utrzymać na własnych nogach. Była słaba, śmiertelnie zawstydzona i drżąca od płaczu. On jej pomógł. Przy nim pierwszy raz spróbowała wina. Miała ochotę się upić, ale był przy niej i pomógł jej. Namówił ją by z nim uciekła. Podróżowali razem przez trzy miesiące po Anglii, było jej z nim tak dobrze, jak jemu z nią. Wydawało jej się, że on ją kocha, tak jak ona jego, ale gdy wrócili do jego apartamentu spotkała ich niespodzianka…
Gavin. A Elliot nawet nie wyglądał na zdziwionego. I nawet teraz, kiedy inne demony go zabiły, ona wciąż go nienawidziła. Cieszyła się, że nie widziała, jak demony zatłukły go na śmierć. Ona wrzeszczała, żeby ją puścili, a on nawet się nie odezwał, kiedy demony się nim zajęły… Zostały po nim plamy krwi, nic innego. I pustka w jej sercu, którą odczuła bardzo szybko.
To był koniec. Stało się to, co powinno się stać. Nigdy nawet przez chwilę nie myślała o tym, że może im się udać. Wiedziała, że każda chwila jej życia była zaplanowała od chwili jej urodzenia.
Nic nie mogła poradzić na to, co się stało…
– Miłość boli, prawda? – zapytał demon, podchodząc do niej.
Otrząsnęła się z zamyślenia. Znów była w ciemnej, zimnej komnacie, a on powoli do niej podchodził.
Słyszała jego ciężkie kroki na betonie. Czuła wszechogarniający ją strach. Nie wiedziała, dlaczego, ale czuła jeszcze większy strach, gdy tak do niej podchodził.
Gavin zbliżył się do niej i ukucnął. Uniósł jej podbródek, a ona spuścił wzrok po krótkiej chwili. Nie mogła znieść jego spojrzenia: pełnego zadowolenia, tryumfu, zwycięstwa.
Uderzył ją ręką w udo. Zadrżała z bólu, jednak nie odezwała się. Łzy dalej płynęły po jej twarzy, a on przyglądał jej się. Nie był zadowolony.
– Odpowiedz, kiedy pytam – powiedział chłodno. Puścił jej twarz i wstał. Odszedł na niewielką odległość. – Miałem nadzieję, że przez ten czas, kiedy byłaś z Evansem, nauczyłaś się czegoś. Jak widać nie.
Uderzył ją w udo paskiem. Uderzenie było na tyle mocne, że pisnęła. Poczuła jednak jeszcze mocniejszy ból – kolejne uderzenie. Dużo mocniejsze niż poprzednie. Kolejne. Następne. I jeszcze jedno.
„Piąte… Szóste… Siódme…” – liczyła w myślach, choć ból był okropny.
Poruszyła się, łkając cicho, a on odrzucił pas i znów uniósł jej podbródek, tak, by patrzyła mu w twarz.
– Nie zastanowiłaś się nad tym, jakie będą konsekwencje, prawda? – Jego chłodne place znaczyły drogę po jej mokrym od łez policzku. Trzymał ją za podbródek; był to niezbyt silny uścisk lecz pewny. Wargi zadrżały jej, gdy przesunął po nich palcem. – Nie, nie zastanowiłaś się. Pamiętasz, co mówiłem? Obiecałem, że nie skrzywdzę cię, jeśli na to nie zasłużysz. – Spojrzenie jego lodowo błękitnych oczu ją przerażało. – A zasłużyłaś. Teraz. Właśnie teraz zasłużyłaś na karę.
– Zasłużyłam – przyznała drżącym głosem. – Na wszystko.   
Zmierzył ją po raz kolejny spojrzeniem. Jego oczy już nie były tak przerażająco jasne. Odzyskały swoją dawną barwę – oceanicznego błękitu. Demon jednak wyglądał na tak wściekłego, że zmiana barwy jego tęczówek nie świadczyła o niczym. To był dopiero początek. Nie wyglądał na ani trochę nie ruszonego rozpaczliwym tonem jej głosu. To były pierwsze słowa od ponad dwóch dni, które do niego powiedziała. Pierwszego dnia on również nie odezwał się do niej. Na powitanie dostała tylko kilka uderzeń drewnianą trzepaczką, kilka razów wymierzył jej też grubym, mocnym pasem. Całe jej ciało odczuło wtedy, co ją czeka.
Zaś dotyk jego dłoni na sobie mogła uznać za przejaw czułości. Jego dotyk był łagodny. Tak jak z każdym razem, gdy ja uderzył – zanim uciekła. Delikatne muśnięcia jego palców na jej policzku przyprawił ją o drżenie ciała. Przestał ją głaskać, gdy zdał sobie sprawę z tego, co robi. Pewnie poczuł się tak jakby ją nagradzał za to, że uciekła.
Jego twarz stężała, a jego oczy znów stały się pełne bolesnej złości. Złości na nią.
– Zasłużyłaś na wiele więcej – zaczął lodowato – niż na kilka uderzeń jakimś paskiem. Powinienem cię oddać jakiemuś demonowi, który tak jak twoje poprzedniczki, przetestowałby, ile bólu zdołasz znieść. Może Reena Trin? A może Harda Royla? Każde rozwiązanie będzie dobre, o ile tylko nauczy cię posłuszeństwa.
Wzdrygnęła się na dźwięk tego imienia. Nie chciałaby należeć do demona, który i tak był sprawcą większej połowy nieszczęść w jej życiu. To przez nią właśnie i jej zbrodnicze, czarne serce – jeśli w ogóle je miała – była tu, a nie gdzie indziej. Nienawidziła Hardy Royli z całego serca i choćby nie wiadomo co, nie chciałaby trafić w jej łapska.
Rozchylone wargi zadrżały.
– Proszę, nie. Wszystko tylko nie to – wyszeptała drżącym głosem.
Jej pierś unosił się w nerwowym oddechu. Jakby ktoś miał odciąć jej dopływ tlenu. Bała się swojej kary coraz bardziej. Nie wiedziała, co może ją czekać.
Wstał, przemierzając powoli pusty pokój. Obserwował ją, zaciskając zęby.
– Zasługujesz na wszystko. Na to, by do niej trafić. Harda Royla już by wiedziała, co by z tobą zrobić. Nauczyła by cię tego, byś mnie doceniała. Reena Trin też by wiedział, co zrobić. Mógłby doprowadzić cię na sam skraj śmierci. Później powtarzałoby się to znów. Może i twoje ciało nie czułoby bólu, ale ty wiedziałabyś, pamiętałabyś o tym, co się stało. Czułabyś ból, pamiętała ból, znała ból. Jak dotąd ten ból, który znałaś do tej pory, jest niczym w porównaniu z innymi rodzimi bólu, które mogłabyś musieć znieść. Znaj jednak moją dobroć – o ile tak można to określić. Bo nie tylko Reena Trin i Harda Royla istnieją na świecie. Mógłbym też pozwolić innym demonom na to, by nauczyły cię szacunku i respektu. Zapragnęłabyś gorąco szybkiej, bezbolesnej śmierci po tych katuszach, które tak ich bawią. To wszystko, co one lubią robić takim jak ty, sprawiłoby, że wróciłabyś do mnie na kolanach. Właśnie tak jak teraz…
Uśmiechnął się jadowicie.
Zadrżała. Ze strachu i zimna. Jednocześnie przerażało ją to, co miało ją czekać, ale też dawało  znać o sobie wychłodzone ciało. Dwa dni – w tej samej pozycji; w tym samym ubraniu; z tym samym strachem w sercu; w oczekiwaniu.
Czekała aż jego wściekłość osiągnie szczyt. Aż ją zabije. Jednak on przez dwa dni nie zrobił niczego w tym kierunku. Może bardziej mu się przyda żywa niż martwa. Nie znała jego celów. Nie miła pojęcia, co zrobi, gdy w końcu ją odzyskał.
– Minie jeszcze wiele czasu zanim oboje zapomnimy o twojej zdradzie. Mimo to mogę być na ciebie wściekły, choćbym nawet chciał. Od kiedy tylko cię poznałem, nie umiem być na ciebie wściekły. Mimo że zawiodłem się na tobie tak cholernie mocno. Zasłużyłaś na karę, a mimo to dam ci jeszcze jedną szansę.
Sięgnął do jednego ze skórzanych pasów na jej nadgarstkach. Zawahał się. Spojrzał na jej twarz i pogładził jej policzek. Rozpiął pasek, a po nim kolejny, cały czas patrząc jej przy tym w oczy. Tak pozbył się wszystkich pasów. Powoli opuściła zdrętwiałe od zimna i bólu ręce. Na jej nadgarstkach były czerwone ślady, jednak ani trochę krwi. Mimo tego ciągłego rzucania się nie miał na skórze żadnych zranień. Nawet zadrapań na kolanach.
Usiadła na stopach, mimo tego, że nogi też całe jej zdrętwiały z bólu i zimna. Wewnętrzna strona ud wciąż piekła; tak samo, jak piersi. To właśnie tam wymierzał jej większość uderzeń. Mimo to nie czuła do niego nienawiści ani nie żywiła urazy. Należała do niego. Mógł z nią zrobić wszystko, co chciał. Należała jej się też kara za to, co zrobiła.
Spojrzała na niego z wahaniem swoimi dużymi, brązowymi oczyma. Odwzajemnił się uważnym spojrzeniem, które nie dawało jej przekonania, co może teraz myśleć.
– Wstań.
Spełniła jego żądanie, kuląc ramiona i pocierając lekko nadgarstki. Odwróciła wzrok, patrząc w odległy kąt. Jej serce biło tak głośno, a krew dudniła w uszach. Bała się, że on też słyszy, jak bardzo się bała. Spuściła głowę, gdy przez chwilę zapanowała cisza.
Uniósł jej podbródek i skierował na siebie płochliwy wzrok.
– Jeśli mnie zawiedziesz, Harda Royla zdecyduje, co z tobą zrobić – powiedział z wyraźnym ostrzeżeniem. – Nie będzie mnie to już wtedy obchodziło. Masz jedną szansę i nie zmarnuj jej, bo to twoja ostatnia. – Skinął jej głową.  
Dziewczyna nie przyjęła z ulgą jego słów. To miał być dopiero początek.
– Teraz możemy już chyba przejść do nieco, hmm, przyjemniejszych… rzeczy.

*

Nie myślała o niczym, leżąc w wannie po brzegi niemal wypełnionej gorącą wodą. Inez – pomoc domowa, masowała jej ramiona i skórę głowy. Była jedyną służącą, która mogła ją odwiedzać, czy jej pomagać. Była też jedynym człowiekiem, który służył w Upiornej Dolinie w Zamku Straceńców – siedzibie demonów, co wiązało się z podobną historią do tej Laury – chodziło o umowę z demonem. Była bardzo ciekawa historii Laury. Tego jak tu trafiła, jak to się stało, że udało jej się stąd uciec i dlaczego tu wróciła. Lekkim sentymentem obdarzyła też Gavina – pana Laury. Chciała znać każdy najmniejszy szczegół tego co ją z nim łączy. Jak to się stało, że się poznali. Jak stała się jego
Ona jednak była bardzo odległa. Jej myśli nie krążyły nawet po komnacie. Tak było prościej nie myśleć o zeszłej nocy. Wolała zapomnieć o tym, że to w ogóle się wydarzyło. Cały czas po prostu wmawiała sobie, że nienawidzi Gavina bardziej niż Elliota. Odkąd dowiedziała się o umowie dziadków z Harda Roylą – umowie, która jej dotyczyła – i poznała Gavina, wciąż tylko nienawidziła. Słowo „nienawiść” miało w jej słowniku pierwszeństwo. Wszystkie inne słowa traciły swoją wartość. Były nieważne, nic nie warte, puste, nijakie. Nienawiść nabierała nowego znaczenia. Nie była już tylko nienawiścią. Nienawidziła go, a jednak nie umiałaby stanąć na jego łóżkiem i wbić mu zatruty sztylet w brzuch. Nie umiałaby go zabić. Nie umiała też nie czuć obrzydzenia. Brzydziła się nim, swoim ciałem i tym, co jej robił.
Ostatnio jednak się zmienił. Był inny, zdecydowanie. Nie wyglądał też dobrze.
Laura myślała o tym, co takiego się w nim zmieniło, rozczesując suche już włosy. W świetle lamp błyszczały jak roztopiony karmel, ale jej oczy, choć równie piękne, były martwe. Zastanawiała się, dlaczego się tym przejmuje. Chciała wiedzieć, co w nim takiego było, że choć przez chwilę pomyślała o tym, że coś, co w nim było – niezwykłe i takie naturalne – zniknęło. Nie widziała w jego oczach już tej wściekłości. Te tygodnie go zmieniły. Widziała w nim tylko rezygnację. Jakby toczył w sobie walkę, która przerastała jego możliwości. Coraz częściej też widziała, że jego oczy było podkrążone, a skóra była półprzeźroczysta. Wyglądał jak upiór, ale nie budził w niej obrzydzenia i strachu, ale troskę. Potrafiła godzinami katować się pytaniami o to, dlaczego tak wyglądał. Przecież był demonem i te kręgi pod oczami nie mogły być oznakami zmęczenia i nieprzespanych nocy – nie musiał spać. Jego wygląd i rezygnacja miały inne źródło. Źródło, które już wkrótce miał
– Panienko. – Inez weszła do pokoju, gdy dziewczyna czytała książkę. – Jest ktoś kto chciałby się z panią zobaczyć.
– W porządku – odparła powoli. – Możesz go popro…
– Tu jest ta dziwka! – wrzasnęła blondwłosa kobieta, zanim Laura skończyła swoje zdanie.
 Jasne włosy opadały jej na twarz, a niebieskie oczy płonęły nieznanym ogniem. Wściekłość wykrzywiała jej przystojną twarz, a drobne dłonie zacisnęła w pięści. – Powinnam cię zabić, ty zdziro, za to, co zrobiłaś! – ryknęła, a jej wściekłe słowa zaczęły się łączyć z gorzkimi łzami. – To wszystko przez ciebie! Powinnam była zabić cię dawno temu!
Pociągnęła Laurę za włosy i zrzuciła na ziemię. Książka, którą trzymała w ręku, upadła z łoskotem, a ona upadła bez tchu na podłogę. Przygniotła ją do ziemi i zacisnęła rękę na jej szyi. Dziewczyna wydała z siebie niski dźwięk, łapczywie łapiąc powietrze, którego dostęp odcięła jej kobieta. Blondynka przycisnęła ją ciężarem swojego ciała do ziemi i rozszalałymi z gniewu, z rozszerzonymi źrenicami, patrzyła na Laurę, jakby była kompletnie szalona. Laura starała się płytko oddychać i jednocześnie próbowała ściągnąć z siebie kobietę. Powoli słabła, gdy rękę tej zacisnęła się jeszcze mocniej na jej szyi. Czuła szybkie, rytmiczne uderzeni tętnicy na swojej szyi. Wydawało jej się, że to koniec. Miała coraz mniej sił, a kobieta zaciskała rękę na jej gardle tak mocno, jakby naprawdę chciała ją udusić. Zamknęła oczy i czekała. Skoro i tak kiedyś miała umrzeć, to dlaczego nie teraz? Ta kobieta wyświadczy jej tylko przysługę.
– Katia, to nic nie pomoże! – Z pomocą przyszedł jej głęboki głos mężczyzny. – Jest nam potrzebna. Nie możesz tak po prostu się na nią rzucać i dusić. Nie nienawidź jej, Katio. Nie jest niczemu winna. A teraz uspokój się i weź głęboki oddech... Tak jak ja.
Nie słuchała już. Odetchnęła chrapliwie i wzięła szybki oddech, wypuszczając z ust powietrze. Poczuła ulgę, gdy znów miała dostęp do tlenu. Mogła swobodnie wziąć oddech. Tak…
Mogła wziąć oddech bez strachu, że zostanie jej odebrany. Mimo, że wiele razy sama chciałaby odebrać sobie życie, zaciskając pętlę na szyi… Byłoby to prostsze od całej tej rzeczywistości, dziwnej codzienności, bezbarwnego życia i… braku miłości. Mogła choć przez chwilę udawać – lub wmawiać sobie, że to udawanie – i być z Elliotem „szczęśliwa”. Teraz już nie miała takiej możliwości. Nie pozostawał jej żaden wybór. Musiała robić wszystko, czego zażyczyłby sobie Gavin, i wiele więcej.
Wstała wreszcie z podłogi, słysząc stłumione łkanie. To blondwłosa kobieta, nazwana Katią, płakała. Zalewała się łzami, niemal krztusiła. Zacisnęła ręce na koszuli bruneta, który obejmował ją ramionami i pozwalał na wyżalenie w swoich ramionach. Był dla Laury niemal nieprawdopodobnie znajomy. Wydawał się tylko nieco młodszy, a w jego oczach – gdy na nią spojrzał – nie widziała tego błysku. Żywa zieleń jego tęczówek przywróciła jej pamięć. Katia szlochała w ramionach mężczyzny, który był tak uderzająco podobny do… Elliota. Wyglądał jak jego duch.
Wstrzymała oddech, zastanawiając się, czy nie przywidzeń. Zamrugała, zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu, zastanawiając się, czy to jej się nie śni. Otworzyła je i przekonała się o jego prawdziwości. Prawdziwości bólu, który wciąż czuła i pieczeniu w płucach przez to, że Katia próbowała ją udusić.
– Co się tu dzieje? Może mi to ktoś wyjaśnić? – zapytała.
Mini-Elliot, bo tak nazwała dokładną kopię martwego już eks-ukochanego, odchrząknął. Spojrzał na nią swoimi zielonymi oczami, które przywiodły jej na myślę każdą chwilę, gdy wcześniej patrzyła w oczy Elliota. Mimo to nie czuła tego, co czuła, gdy napotykała to spojrzenie. Teraz widziała w tych oczach tylko smutek i powstrzymywane łzy.
Jego spojrzenie nie podobało się Laurze.
– Gavin… on… umiera – wykrztusił. Zachłysnęła się powietrzem. On jednak nie pozwolił jej na nic więcej. – Umrze, może nawet zaraz. Może za pięć minut. Może za dwie godziny. Dni. Tygodnie. Miesiące. Lata. A im dłużej będzie się to ciągnąc, tym dłużej będzie cierpiał.
Blondynka przyglądała się jej twarzy, zaintrygowana jej zachowaniem. Laura otworzyła usta, ale nie powiedziała nic. Z twarzy Katii przeniosła spojrzenie na mini-Elliota.
– Ostrzegaliśmy go, że tak będzie – odezwała się nagle Katia. Jej głos był zimny i obcy. Wydawała się być rozgoryczona. – Demony bez problemu mogą przebywać wśród ludzi godzinami. Dotyk też ich nie zabija. To, co zabija demony są emocje. Strach, ból, złość, niepewność – karmią się tymi uczuciami, one czynią je silniejszymi. W ich obecności nie odczuwa się radości, euforii, podekscytowania, szczęścia i innych choć trochę dobrych, pozytywnych uczuć. To je zabija. Demony powstały z mroku i tylko mrok i zło może je chronić. Emocje nie są jak nóż, pistolet czy przedawkowanie amfy, ale też doprowadzają do granicy.
Demony są trochę jak wampiry, minus te wysysanie krwi. Ciemność im służy, światło działa jak sól na otwartej ranie, jak rana postrzałowa, dźgnięcie nożem. Z prostego punktu widzenia demona nie można zabić od tak. Żyją stulecia, zanim nie umrą ze starości, a i tak dzieje się to powoli i daje tak niespotykany ból, że zwykły człowiek nie byłby w stanie wytrzymać minuty.
Gavin był człowiekiem, zanim stał się demonem. Nie był nim od zawsze. Demony rodzą się z mroku, on urodził się tak jak każdy człowiek na świecie. Stało się to tyle stuleci temu, że sama nie mam pojęcia, ile, gdy stał się demonem. Pierwotnie jest człowiekiem, więc to dziwne, że nie czuje bólu, jest odporny na światło w każdej postaci, nie musi spać, ale mimo to wiem, że ma uczucia. I bardzo go zraniłaś, gdy uciekłaś z Handersonem. – Katia zmiażdżyła ją spojrzeniem. – Ale gorsze jest coś innego. To nawet dla mnie jest dziwne. To pewnie dla niego jest dziwne. Gdyby mi ktoś kiedykolwiek powiedział, że najpierw nazwę cię tania dziwką, a później będę musiała przyjść i błagać cię niemal na kolanach, żebyś to zrobiła. Ale teraz nie mam wyboru. I jeśli się nie zgodzisz to obiecuję wytargać cię za włosy.
– Nie rozumiem, o czym mówisz – wyszeptała, obserwując twarz Katii.
– Gavin, on… Musisz za niego wyjść. Musisz być blisko niego. Tylko tak złagodzimy działanie klątwy. Bo pierwotnie mimo że jest człowiekiem to po zamianie w demona nie może tak jak inne demony znieść czystości i niewinności. Nie powinien nigdy się do ciebie zbliżać, przynajmniej nie fizycznie. Pozbawiając cię dziewictwa, rzucił na siebie klątwę. Odczuł to już niedługo później po tym, gdy tylko ci to zrobił… Ona – klątwa – słabła, gdy byłaś blisko niego, ale nabrała na sile przez te miesiące, kiedy cię przy nim nie było. Gdy uciekłaś i twoje wewnętrzne światło nie mogło rozjaśnić jego mrocznej duszy. Błagam cię i proszę tylko o to. Musisz nam pomóc, jesteś nam to winna.
Laura nie czułaby by była cokolwiek winna tej dwójce, ale zrozumiała, że jest to winna Gavinowi. To przez nią on… Dlaczego miała się niby nim przejmować? Co on ją obchodził? Zasłużył sobie na długą i bolesną śmierć. Ale jeśli on umrze, ona i tak nie wróci do domu. Pewnie dostanie ją ta wiedźmowata demoniczna Harda Royla, a wtedy i ona będzie chciała umrzeć. Jednak była mu coś winna. Była jego dłużniczką i dopóki będzie żyć, dopilnuje, żeby i on żył. Zgodzi się na wszystko, byleby tylko żył. Mimo, że wiele razy cierpiała z jego powodu i tego co jej robił, musiała przyznać, że odczuła ulgę, gdy się do niej odezwał, a gdy dotknął jej policzka poczuła znajome ciepło, które wypierała ze swojej świadomości przez ostatnie miesiące, nawet te spędzone z Elliotem. Tak, bała się tego, co mogła czuć do swojego „pana”. Bała się i nienawidziła tego, że do niego należy, ale mimo to była mu winna życie. Czuła, że głos w głowie wbrew jej woli podpowiada jej, to czego wcale nie myślała, jakby chciał jej to narzucić, a chwilę później wypowiedziała:
– Zabierzcie mnie do niego.

*

Był słaby… Taki słaby. Ledwie widział na oczy. Czuł się cieniem, nic nie wartym widmem. Chciał, żeby przestało boleć. Gdyby mógł sobie wbić sztylet prosto w serce, byłoby łatwiej, ale przecież życie ma się po to by było skomplikowane. Był demonem, nie mógł odebrać sobie życia w tak prosty dla zwyczajnych śmiertelników sposób. Dlatego właśnie ta klątwa tak go trawiła od środka, a on mógł tylko liczyć by śmierć nadeszła szybciej. Przyjdzie mu zapłacić za skalanie jej niewinności. Powinien też zapłacić za każdą sekundę jej smutku, każdą łzę, wszystko, co jej zrobił. Także i inne jego zbrodnie, które wcale nie skupiały się na niej, dostaną swoje zadośćuczynienie. Mimo to jego śmierć nikomu niczego nie zrekompensuje. Może z wyjątkiem jej… Jego śmierć przyniesie jej ulgę i może nawet szczęście. Tak bardzo chciałby ją zobaczyć szczęśliwą. Była taka piękna i dobra, zasługiwała na szczęśliwe życie jak nikt inny.
Zacisnął pięści, czując kolejną falę przenikliwego bólu. Zagryzł wargi aż do krwi, napinając całe ciało. Znów wrzeszczał niemal do nieprzytomności, ten ból znów go rozsadzał, a on myślał tylko śmierci. Przynoszącej ulgę, dobrej, sprawiedliwej. Nie tej, która zabierała w swe zimne objęcia niewinnych, lecz tych, którzy naprawdę nie zasługiwali by chodzić po tym świecie. Śmierć byłaby dla niego pięknym darem…
– Gavinie, wróciłam.
Do pokoju weszła Katia. Nawet nie musiał spoglądać w jej stronę by wiedzieć, że to ona. Znał jej głos tak dobrze jak swój własny. Znał każdy szczegół jej twarzy, lecz jednak nie znał każdego szczegółu tak jak znał ciało Laury. Jej sercowatą twarz, która idealnie wpasowywała się w jego dłonie, brązowe łagodne oczy tak różne od jego zimnych niebieskich oczu, pełne malinowe wargi, które miał ochotę bez przerwy całować, mały zadarty nosek z piegami, ciało idealnie wpasowujące się w jego. Znamię pod lewą piersią, blizna na nadgarstku, pieg na obojczyku… Znał każdy fragment jej ciała, ale co z tego, jeśli ona go nienawidziła? Mimo to nie żałował niczego. Już płacił cenę tego, co zrobił. Demon i niewinna jak pierwszy śnieg dziewczyna? To od pierwszej chwili było niemożliwe. Od pierwszej chwili, gdy ją zobaczył, wiedział, że to jest skazane na niepowodzenie.
Jego serce już od bardzo dawna nie było ludzkie. Mimo to czuł, że przy niej znów wie, co to znaczy kochać. Jako demon nie powinien w ogóle myśleć o tym uczuciu, a co dopiero znać je. Doskonale wychodziło mu ukrywanie tego, co czuł. Nie musiał się wysilać. Wiedział, że nie ma żadnych szans na jej uczucia i to było dobre ze względu na to, że i tak nigdy nie mogłaby być jego w innym mniemaniu niż to, gdy był jej panem. Czy mógł być jej ukochanym? Nie, żadna siła by nie zezwoliła na coś takiego. Z resztą, ona nic do niego nie czuła, prócz przemożnej nienawiści, która zakiełkowała w jej sercu od pierwszej chwili.
– Gavin, czy ty mnie słyszysz, czy już całkiem ogłuchłeś? – Katia się zniecierpliwiła.
– No.
– „No”? Tyle masz mi tylko do powiedzenia? – Rozpięła jedną z kajdan na jego nadgarstkach za pomocą kluczy wieczności.
– Przestań. Sam mogę to zrobić – powiedział sucho. – Poza tym, chciałem pomyśleć. Przeszkadzasz mi.  
Nie zważając na jego słowa, pozbawiła go pozostałych więzów. Usiadł na stole i odgarnął ze spoconego czoła ciemne kosmyki. Zawsze uważała, że był niesamowicie przystojny, bo w końcu kiedyś był śmiertelnikiem, ale w tym świetle, z tym udręczeniem na twarzy, wyglądał tak piekielnie dobrze. Był piękny, nawet z tymi ciemnymi kręgami wokół oczu i pergaminową skórą. Pozostało mało czasu zanim szansa na „odrodzenie” minie.
– Wiem, że lubisz być szorstki, ale mógłbyś mi podziękować – powiedziała. Przeszła na drugą stronę pomieszczenia, tę oświetloną i spojrzała na niego. – Rozchmurz się, Romeo. Nie ma powodu do Przyprowadziliśmy ci z Lesem twoją przyszłą żonę.
– Nie lubię twojego sarkastycznego humoru, Katio. – Spojrzał na nią obojętnie.
– Ale kiedy ja mówię poważnie! – warknęła.
Miała już dość jego zachowań. Widziała, że niemal usychał bez tej swojej słodziutkiej Laury, jak długo niepodlewany kwiat. Nigdy jej nie poznała, aż do dziś, ale wiedziała, że była inna niż wszystkie kobiety. Dokonała tego, co żadnej się nie udało przez stulecia. Rozkochała w sobie demona. Rozkochała w sobie tego charakternego Gavina. Podziwiała ją, bo nie było to łatwe zadanie; bynajmniej, jeśli był to ktoś tak trudny jak on. Jakiś czas temu zrozumiała, że może mu pomóc tylko ktoś wyjątkowy, ktoś taki jak ta dziewczyna. Może jej pojawienie się napytało mu biedy, ale przecież nikt nie kazał mu iść i się z nią przespać! Do tego jeszcze był w niej zakochany jak jakiś szczeniak.
Ona kochała go pierwsza, ale on wolał tę dziewczynę. Co z niej było wyjątkowego? Owszem, była ładna, niezbyt rozmowna – jak on – i słodka. Była o nią zazdrosna, wiedziała to. Ona miała coś, co sprawiło, że trzeźwo myślący Gavin był teraz w takiej sytuacji – ten zimny demon pozwolił sobie na namiętność ze zwykłą kobietą, choć czystą i niewinną. Już samo współżycie z istotą bożego stworzenia było okropne, lecz skalanie niewinności i piękna, które w sobie miała do chwili, gdy trafiła w ręce Rosena, było niemal świętokractwem. Złamał jej serce, a tej dziewczynie skradł cnotę. To było jak dla niej za wiele. Mimo to trzeba by dodać to tej listy wszystkie jego romanse, które ona przez wieki znosiła i teraz to, że kochał zwykłą śmiertelniczkę. Potworny, krwiożerczy demon, twór pana chaosu, powstały z mroku – choć niegdyś człowiek – kochał dziewczynę. Zwykłą kobietę, która mimo swoich przeżyć, pozostała wciąż delikatna i niewinna, jakby nigdy się do niej nie zbliżył.
To on był odmieniony. Ona zmieniła jego.
– Less, Lauro…
Gavin nie zdążył zapytać, o co jej chodzi. W kolejnej już chwili zamurowało go. Less Handerson szedł obok niej. Była jeszcze piękniejsza niż pamiętał. Patrzyła na niego tymi spokojnymi oczami, w których nie czaił się niepokój czy strach. Zawsze umiał bezbłędnie odczytywać uczucia. Tym razem jednak zobaczył w jej oczach coś, co go przeraziło. To była troska.
– Zaczarowałaś ją – warknął do Katii.
Czarownica zrobiła minę niewiniątka.
– Jedyne, co zrobiłam, to o mało jej nie zabiłam. Później jednak wybłagałam ją, żeby tu przyszła. – Powstrzymała się od użycia słowa „bałwanie”. Była zła, ale nie zwykła kompromitować nikogo w obliczu jego miłości, dlatego powstrzymała się, bo wiedziała, że go tym zdenerwuje. Gavin Gorąca Głowa – mówiła o nim dla żartu. Choć teraz jej to nie bawiło, a jej serce krwawiło. Bo spojrzenie jakim obdarzył dziewczynę, pozwoliło jej się utwierdzić w tym, że to była jedyna, która umiała go zmienić. A skoro potrafiła, musiała ją zmusić by utrzymać swego ukochanego przy życiu. Nazywała to uczucie wariackim, bo szczytem góry lodowej szaleństwa było powierzenie swego serca – wypełnionego po brzegu wrzącą, gorącą miłością – demonowi, który nie powinien znać tych uczuć, choć wykazywał coraz częściej to, że darzył nimi swoją niewolnicę. To mogło zabijać, ale Katię tylko wzmacniało.
– Lauro, powiedź Gavinowi, po co przyszłaś – rozkazała Katia delikatnym głosem.
Dziewczyna nie poruszyła się. Odwróciła głowę, przechyliła ją na bok i nieprzytomnym spojrzeniem patrzyła na zesztywniałego Gavina. W jej oczach było coś niepokojącego, ona zaś poruszała się sztywno i mechanicznie niczym mały robocik.
– Katia poprosiła mnie, żebym przyszła – wyrecytowała. Była tak nienaturalnie blada, a oczy jej błyszczały. – Wszystko już wiem i wcale mi to nie przeszkadza. Jeśli to jedyne, co mogę zrobić, zrobię to – zapewniła go melancholijnym, słodkim głosem. – Poślubię cię.
Patrzył na nią jakby się przesłyszał. Wiedziała o klątwie? Wiedziała o tym, że jedynym sposobem, żeby wyzwolić go z tego nieludzkiego cierpienia, był ślub z nią? Cholera, to nie było możliwe. Miał omamy. Wcale tu przed nim nie stała. Nie chciała zmarnować życia na to, by naprawiać jego błędy.
Chwilę później blask w oczach zgasł – jej spojrzenie było nieprzytomne, zamglone, a ona sama wyglądała, jakby lada chwila miała zemdleć.
Przypuszczenie Gavina okazało się słuszne, bo chwilę później zbladła silnie, wargi jej zsiniały, nogi ugięły się pod nią, a ona zemdlała. Dzięki nadludzkiej zwinności i prędkości (choć działanie klątwy nadszarpnęło mocno nadszarpnęło jego siły), złapał ją zanim upadła na podłogę. Wziął ją na ręce i zrozumiał, co się stało. Aż gotował się ze złości. Katia napoiła ją evilsianą lub rzuciła czar uległości. Coś na pewno jej zrobiła. Laura nigdy nie zrobiłaby dla niego kompletnie nic, zwłaszcza po tym, co on jej zrobił…
Ważny był teraz czas. Jeśli to była evilsiana, to… b ę d z i e  k o n i e c.
– Katio, użyłaś na niej czaru uległości – wycedził przez zęby.
– Nie – zaprotestowała z niewinną miną.
Zadrżał z gniewu, wciąż trzymając w ramionach zemdlałą dziewczynę. Spróbował po raz kolejny, a gniew rozsadzał go od środka.
– A więc mów: napoiłaś ją evilsianą? Mówże – rozkazał.
– Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła – broniła się kobieta. – Nigdy. – Jednak pod wpływem jego wściekłego spojrzenia ugięła się. – Dobrze, może trochę… – jęknęła Katia. – Ale nie napoiłam jej eliksirem, tylko jej go wstrzyknęłam. To jedyny sposób. Nawet tego nie poczuła. Tak będzie lepiej. Ożenisz się z nią i będziesz dalej żył. – Na jej policzkach lśniły łzy, które kapały od kilku chwil na jej blade policzki. – Jeszcze długo będziesz żył.
– Zwariowałaś – warknął. Mocniej przycisnął do siebie zemdlałe ciało dziewczyny. Czuł bicie jej serca przy swoim. – Chciałaś ją zabić? Używanie evilsiany na ludziach może mieć śmiertelne skutki. I po co? Dla mnie? Ja zasługuję na to by umrzeć, ona ma przed sobą jeszcze całe życie. Wyjdź, Katio, i nie pokazuj mi się więcej na oczy. – Wybiegła z płaczem. Spojrzał wtem na zesztywniałego Lesa. – Przypuszczam, że wiedziałeś o tym. Mogłem się tego spodziewać. Wezwij maga – to nie cierpi zwłoki. Może uda się to naprawić. Ciebie też nie chcę więcej widzieć.
Gdy Les wyszedł, mógł wreszcie przestać udawać obojętność. „Zrzucił maskę” z twarzy i z troską i strachem spojrzał na dziewczynę, której działanie specyfiku mogło bardzo zaszkodzić, a nawet doprowadzić do śmierci. Martwił się o nią, jednak miał nadzieję, że dziewczę jest wystarczająco silne by móc walczyć o przeżycie. Evilsiana była silnym specyfikiem, ale wierzył, że przetrwa.
Mimo strachu o jej życie, wolnym krokiem zaniósł dziewczynę do Białego Pokoju i ostrożnie ułożył jej ciało na białej jak śnieg pościeli. Taka była piękna, choć jej wargi wciąż były sine, a skóra niemal przezroczysta. Odgarnął z jej twarzy kosmyki ciemnych jak gorzka czekolada włosów. Zamyślił się, patrząc na tę niewinną twarzyczkę.
Nie mógł jej stracić.
Niebawem przybył mag, który znany był ze swoich leczniczych zdolności. Usłużna pokojówka zapowiedziała Poluna Chandlera, starszego jegomościa z gęstą brodą. Niski, szpakowaty mężczyzna, który nie odznaczał się wyglądem, odznaczał zaś mądrością i zdolnościami.
– Wasza Książęca Mość – zwrócił się do demona, który w swym środowisku uznawany był za niezwykle potężnego i szanowanego. Ów mag wiedział jednak o jego przypadłościach, które pomagał mu ukrywać – nie bał się i nie lękał o swój los mimo tego, że . Gdyby którykolwiek z demonów dowiedział się o klątwie, która osłabiała Księcia Ciemności – jak nazywano Gavina – byłby on przegrany; demony nie szanowałyby go dłużej i nie lękały się go, a tak dalej miał coś z tego, że zapracował sobie na swój status przez stulecia. Mag ukłonił się mu i spojrzał ze spokojem na demona. – Przybyłem najszybciej jak to był możliwe, łaskawy panie. Pan Evans wyjaśnił mi, że sprawa nie cierpi zwłoki. Evilsiana – jak mnie poinformowano. Widzę, że będę się musiał namęczyć. Panienka bardzo blada, a jaka piękna – zachwycił się mag swoim głosem. Był to głos wyjątkowo zrezygnowanego, starego człowieka, który przegrał życie. – Życie z niej uchodzi – szepnął nadając jej puls. Pokręcił smętnie głową. – Koniec raczej bliski. Będę się streszczał. Zrobię, co mogę, wasza czcigodność.
Długie godziny spędził przy łóżku dziewczyny. Wciąż była upiornie blada – najwyraźniej zabiegi utrudzonego maga nie przynosiły korzyści, jak oczekiwano.
– Podałem antidotum – poinformował mag. – Zaczekajmy na reakcję organizmu.
Reakcja organizmu nie była dobra. Dziewczyna nie obudziła się, a jedynie nieomal udusiła się pomarańczową substancją, która po kilku godzinach zaczęła wypływać z jej ust. Jej puls słabł, oddech był bardzo ciężki, mimo że niemal bezgłośny. W ostatniej chwili udało się magowi-zielarzowi uratować dziewczynę. Mimo to nie obudziła się przez kolejne dni, jak oczekiwał, a on kręcił smutno głową – wiedział, co to oznacza. Gavin niemal puchł ze złości i bezsilności.
Całe dnie siedział obok niej, wciąż z nadzieją, że się obudzi. Patrzył na dziewczynę z czcią i tylko sobie, i magowi, który opiekował się dziewczyną, na to pozwolił. Gavin nawet nie zamierzał pozwolić by ktokolwiek zbytnio zbliżył się do łóżka, na którym leżała jego największa miłość. Taka bezbronna, krucha i blada niby laleczka z porcelany. Tak bezsprzecznie piękna i młoda – wiele jeszcze przeżyć by mogła. A jednak wciąż leżała bez ruchu z trupiobladą twarzą i rubinowymi wargami, włosami rozsypanymi wokół siebie na poduszkach i w błękitnej sukience, która była jedynym akcentem kolorystycznym w Białym Pokoju.
Trwało to już kilka tygodni, gdy leżała bez ruchu, a które przelewały się Gavinowi przez palce. Biedak opadł już kompletnie z sił i miał już dość błagań Wszechmogącego o to, by raczył przywrócić ją do żywych. Tak bardzo żałował też tego, że nie jest Boskim Stwórcą, i że nie może przywrócić do zdrowia i życia panny, która bezpretensjonalnie i niecelowo skradła mu serce. Trzymał jej bladą, wychudłą dłoń w swojej i nawet na chwilę nie chciał puścić. Gdy był tak blisko niej, ataki bólu były znacznie słabsze, jednak musiał przyznać, że to nic w porównani z bólem, który pustoszył jego serce.
Wszyscy litowali się nad tym smutnym widokiem, jakim był widok zapadłego na zdrowie, zniszczonego psychicznie człowieka-demona, który spędzał tygodnie przy łóżku ukochanej kobiety, bez nadziei, że kiedykolwiek się obudzi. To było doprawdy piękne i smutne, i niespotykane – kto słyszał, by jakiś demon zakochał się w śmiertelniczce, którą darzył tak silnym uczuciem, że gotów był dla niej umrzeć? Nikt nie słyszał.
Obecnie dziewczyna pozostawała między cienką granicą życia i śmierci. Była taka blada, niby umierająca, a jednak jej serce wciąż zawzięcie biło w jej piersi jakby broniła się jak mogła przed śmiercią, która miała ją niechybnie czekać. Mag nie rokował zbyt wielkich nadziei, kręcąc smutno głową. Także Gavin – z wielkim smutkiem i ogromną dziurą w sercu – zrozumiał, że nie może mieć już nadziei, że jeszcze kiedykolwiek znów poczuje bicie jej serca, i że będzie mu dane spojrzeć w te brązowe, spokojne nie-martwe oczy.
Po tych tygodniach wcale nie czuł się lepiej, oswojony z myślą, że wkrótce jej serce przestanie bić, jeśli trucizna zawarta w evilsianie będzie trawić ją w tym tempie. Wtedy on będzie musiał oglądać ją martwą zupełnie w zimnej, nieprzyjaznej trumnie i pozwolić na to, by zakopano jej ciało i pogrzebano ją na wieki w ziemi; by mu ją zabrano. Nie chciał na to pozwolić. Martwa, zimna, niedostępna – nie taką chciał ją pamiętać. Chciał widzieć jej zarumienioną twarz, czuć bicie serca, patrzeć w oczy. Nie mógłby przeżyć bez nie nawet sekundy. Bez niej nic nie będzie miało sensu. Teraz, gdy zrozumiał, jak pięknym uczuciem była miłość…
– Gdy umrzesz – wyszeptał – nie pogodzę się z tym. Bo bez ciebie świat może być tylko szary. Lubiłem go takim, zanim nie przyszłaś i nie wniosłaś życia i kolorów do niego. – Poczuł łzy wzruszenia zbierające się w oczach. Dzielnie je powstrzymał. – Kocham na ciebie patrzeć, kocham ciebie, ale nienawidzę tego, że cierpisz. Mam nadzieję, że tam będzie ci lepiej, moja miłości. – Musnął ustami zimne wargi dziewczyny i odszedł.

*

Jeszcze tego samego dnia mag stwierdził zgon. Wszyscy pogrążyli się w wielkim smutku i inaczej zareagowali na tę wiadomość. Gavin kompletnie się załamał. Myślał tylko o tym, co by zrobił, gdyby jednak była jeszcze jedna szansa na uratowanie jej. Nie mógł zrozumieć, dlaczego nic nie pomogło. Jej życie nie tak miało się skończyć. Powinna się pięknie zestarzeć wraz z mężem rozpieszczając swoje wnuki – jak na zwykłego człowieka przystało. To na pewno nie było jej pisane. Była zbyt niezwykła by skończyć w ten sposób, a jednak pozwoliłby jej odejść, gdyby tylko mogła przeżyć. Teraz jednak nie miało to znaczenia. Nie miał nawet odwagi pójść do niej i pożegnać się raz na zawsze. Zbyt mocno cierpiał, żeby to było możliwe.
Minęły dwa dni. Wszystko było dla niego szare, a cały ten czas spędził na… płaczu. Tak, Książę Ciemności, jeden z najstraszniejszych demonów i najstraszniejszych mar nocnych wylewał łzy z powodu śmierci dziewczyny. Nikt by nigdy jej tak nie pokochał jak on. Może to lepiej, że umarła… Nie, nie lepiej. Mogłaby być żywa, dorosnąć, zakochać się i urodzić dzieci. Przeżyć pięknie życie, wiele poznać, zobaczyć i zwiedzić. Miała mnóstwo możliwości. Nie zasługiwała na taką śmierć. Dobrze, że i Katia nie doczeka starości. Już kowen się nią zajął; niech się cieszy, że to wszystko.
– Będziemy musieli ją pochować.
Les usiadł obok Gavina na trawie. Tamten wzruszył ramionami, pochylając głowę. Nie chciał, żeby przyjaciel widział, jak płacze. Już i tak dość narobił zmawiając się z Katią i doprowadzając Laurę do śmierci. Był na niego tak wściekły, że miał ochotę sprawić mu nieludzkie cierpienie, ale teraz to on cierpiał, i być może nigdy nie przestanie.
– Wiem, że okropnie zrobiłem, lecz można to jeszcze naprawić. Możemy ją uratować. – Gavin spojrzał na niego niecierpliwie. Les (zobaczenie czerwonych od płaczu oczu demona było dla niego szokiem) westchnął i począł mówić dalej – Są takie siostry, nazywają je Krwawymi Zjawami. Jedna umarła wskutek pchnięcia nożem, a druga na gilotynie. Ta pierwsza była rasową morderczynią, druga czarownicą, która parała się zielarstwem, lecz zeszła na złą drogę i zaczęła praktykować ciemnie moce. Po śmierci zawarły pakt z demonem, który połączył je w jedno i odrodził. Wcześniej były dosyć urodziwe, a teraz… – Les wzdrygnął się. – To jedna krwawa masa, obdarta, w łachmanach. Na ich wspólnym ciele jest tyle cięć, ile osób skrzywdziły. Całe ich twarze są pokaleczone. – Odchrząknął. –Nie mogą już praktykować magii ani zabijać, ale ich moc jest nieograniczona, wiedzą wszystko i robią transakcje. Mieszkają w jaskini w pobliżach Gór Pamięci. Za spełnienie wybranego życzenia żądają krwawej zapłaty. Za wskrzeszenie dziewczyny mogą zażądać twojej duszy lub czegoś znacznie gorszego. One na  pewno wiedzą, jak bardzo ją kochasz, kochałeś… – Gavin już otworzył usta, żeby zaprzeczyć, ale Les nie dopuścił go do słowa. – Wiem, że kochasz ją ponad wszystko inne. Wszyscy to widzieliśmy, jak przy niej siedziałeś całe dnie i nie pozwalałeś by ktokolwiek spróbował do niej nawet podejść. Jeśli pragniesz by żyła, idź i proś o wskrzeszenie jej. Bądź jednak gotowy na wszystko…
Odwrócił się, ale nagle chyba coś sobie przypomniał.
– Tylko pamiętaj by nie używać przy nich nazwy „Krwawe Zjawy”. Nienawidzą tego i mogą cię posłać w diabły i nie wiadomo, gdzie jeszcze. Zwracaj się do nich per „Lady Manolin” i „Księżno Pani”. Czują się wtedy ważne. – Skłonił się i zrozumiał, że powinien już iść.
– Les! – zawołał za nim. Mężczyzna odwrócił się. – Dziękuję – powiedział.
Twarz mężczyzny pojaśniała, odszedł już bez zbędnych słów. Zostawił Gavina samego, a jemu dwa razy nie trzeba było powtarzać…

*
Wyszedł ze swojej kryjówki, w której wcześniej obmyślał swój plan. Używając całej swej siły i energii, przemienił się w swoje drugie wcielenie – demona o czerwonym ciele, pokrytego cienką warstwą szczeciny, z rogami i wielkimi kopytami. Niektórzy posuwali się do nazywania go diabłem, bo gdyby nie brak ogona i wielkich wideł, wyglądałby kropka w kropkę jak on.
Wiedział, po co tu przyszedł, kogo chciał uratować i kogo kochał. Zrobiłby dla niej wszystko i to była jedna z tych rzeczy. I tylko Krwawe Zjawy mogły mu pomóc. Postanowił zawołać je w myślach. Skupił się na tym, co robi, i wytężył wszystkie zmysły.
Lady Manolin i Księżno Pani…
Nie oczekiwał, że przybędą, że w ogóle istnieją, i że spełnią jego prośbę, ale przecież i tak nie miał nic do stracenia. Stracił już to, co miał najcenniejsze, teraz już żadne ryzyko nie było mu straszne.
Po kilku głuchych chwilach, gdy słyszał tylko bicie swojego serca, zwątpił zupełnie w istnienie owych pań i stracił nadzieję. Poczuł się oszukany i przegrany. Mógłby być teraz z nią, ostatni raz na nią spojrzeć, dotknąć jej zimnej skóry, pocałować zimne usta. Więc jednak nie ma ratunku. Upadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Nawet w postaci demona żywił do niej tak gorące uczucia, że łzy, które skapnęły na podłogę, sprawiły, że wszystkie stworzenia wzruszyły się jego tęsknotą.
„Nie przybędą” – pomyślał. – „Wszystko stracone”.
Przybyły jednak.
Krwawe Zjawy okazały się jedną kobietą z dwiema okropnymi głowami – pokaleczona, zakrwawiona, z pustymi oczodołami i dziurami ziejącymi z różnych stron w obu głowach tak, że widać było ich przegniłe dawno mózgi. Dochodzący od niej okropny smród zgnilizny, odoru martwych ciał i dziwnej zielonej mazi, która ją pokrywała, był powalający. Nawet on nie mógł znieść tego obrzydliwego zapachu. Mimo to nie trzymał ręki przy ustach. W swoim diabelskim wcieleniu – demonicznego „pomiota diabła” mógł kontrolować jakie zapachy czuł. Skupił się na zjawie, myśląc o zapachu Laury. Zapachu kwiatu wanilii i jej ciała. Unikatowym zapachu, który wypełnił jego płuca niczym powietrze potrzebne do życia.
Ukłonił się zjawie.  
– Jesteś Gavin Rosen, syn Faith i Eliasza – pary upadłych aniołów. Wstań, demonie. Przebyłeś długą drogę – powiedziała pierwsza z głów. Była zupełnie ładna przy tej drugiej, więc posunął się do stwierdzenia, że musiała to być Księżna Pani niegdyś Arianna Fallon – czarownica, jak mu mówił mag.
Druga z nich – zapewne morderczyni, Juanita del Santo – cała pocięta i okropnie wychudła nie otworzyła ust. Usłyszał jej głos w swojej głowie:
– Zbliż się do nas, sługo piekielny, i powiedź, z jakim żądaniem do nas przybyłeś.
– Pragnę byście – o, czcigodne – pomogły mi i przywróciły do życia moją ukochaną.
– Czy to cię nie bawi, Juanito? – zawołała Księżna Pani. – Demon, który potrafi czynić niemożliwe, chce naszej pomocy by wskrzesić żywą kobietę.
Nie rozumiał, dlaczego w jego brzuchu był żar. Czuł się taki pocieszony. Skoro one istniały naprawdę, to może i prawdę mówiły. Mimo to zanim zdążył się opanować, powiedział ze szczerym zdziwieniem:
– Żywą? Mylicie się, panie. Zmarła dwa dni temu.
Zjawa naburmuszyła się.
– Gdybym nie miała nerwów ze stali – powiedziała wyniośle Księżna Pani – to wrzuciłabym cię w otchłani piekielne, tam, gdzie twe miejsce. Jednak widzę, żeś szczerze zdziwiony. Powiem tylko tyle: Nigdy nie próbuj mówić, żeśmy mylne. My, wiecznie młode, wiecznie mądre i dobre aż po kres wszystkiego – nigdy się nie mylimy. Wróć do domu, twoja ukochana już na ciebie czeka wraz z twym przyjacielem.
Tu niemal podskoczył z radości. Strachu wtem nie znał. Czy najszczęśliwszy demon na świecie ma się czego bać, gdy okazuje się, że nie na darmo wylał łzy? Teraz już koniec z mazgajeniem. Nie zniesie dłuższego wylewania łez. Mimo że teraz czekała na niego rzecz najgorsza, czyli życie bez niej. Teraz już nie należała do niego. Obiecał zaś, że jeśli wyjdzie ze swojego stanu, pozwoli jej odejść. 
Druga głowa, Lady Manolin, spojrzenie na tę sprawę zupełnie inaczej. Znów jej głos odezwał się w jego głowie, a był jak kubeł lodowatej wody – zimny, suchy i w ogóle całkiem nieprzyjemny:
– Musisz nam jednak za tę informację dać coś, lub coś dla nas zrobić.
Informacja o tym, że Laura żyła była najpiękniejszymi słowami jakie zasłyszał. Był teraz gotowy na to, by zrobić wszystko, cokolwiek sobie te upiorne damy zażyczą.
– Jestem zobowiązany. Wasze życzenie jest dla mnie rozkazem.
– Jako iż zmarnowałeś nasz czas – zaczęła znów swoim nieprzyjemnym głosem – musisz nam dać coś więcej niż wieczną swą służbę. To musi być coś znacznie więcej… To będzie cena, którą zapłacisz nam za informację i za marnowanie naszego czasu. Adrianno?
Księżna Pani zwróciła swą upiorną twarz, pozbawioną zupełnie kolorów i bez oczodołów, ku niemu. Mimo, że nie miała oczu, patrzyła na niego „wewnętrznymi oczami swej odwiecznej mądrości”, jak powiedział mag. Jej nozdrza drgnęły, a ona otworzyła usta i powiedziała:
– Odrzyj ze skrzydeł pięciu aniołów i przynieś je nam.

*

Nieludzkie wrzaski umierających aniołów były jego wewnętrznym krzykiem. Czuł się okropnie z tym, że zabił pięć anielskich istot. Został zraniony przez jednego z nich w pierś, a jeden drasnął go w ramię. Zabił pięciu aniołów – oczywiście płci męskiej, jak mówiły Krwawe Zjawy – odzierając ich ze skrzydeł. Poczuł się jakby skazał się na wieczne potępienie jeszcze gorsze niż te, które dotychczas przeżywał. Był Księciem Ciemności, wszedł do Bram Niebios pod postacią ludzką, zaatakował pod demoniczną. Był gotowy na wszystko dla swej ukochanej.
Do ostatniej chwili, do ostatniego tchnienia.


Strasznie długie cholerstwo. 7333 słowa. Jestem z tego dumna. Ciekawe, czy ktokolwiek to przeczytał w całości :') Proszę, skomentuj, jeśli przeczytałeś. Mi pisanie zajęło kilka tygodni, a tobie napisanie komentarza zajmie najwyżej kilka minut :) 

4 komentarze:

  1. Lubisz imię Laura, co nie? Bo jakoś dużo ich się pojawia w twoich opowiadaniach :'D
    A tak serio to... Prawie się poryczałam. Normalnie zabiłabym, żeby umieć pisać tak, jak ty <3 (no oddaj trochę talentu :) )
    Motyw demonów. Jezu, jak ja to uwielbiam. Kocham wszystko, co ma związek z demonami, diabłami, aniołami i elfami (Kocham elfy przez Tolkiena. Legolas *.* i Galadriel)
    Powiedz mi jak to piszesz? Serio. Dawno nie spotkałam na bloggerze kogoś, kto tak fajnie, lekko, (a zwłaszcza) prawdziwie i z pasją wszystko opisuje. Niby proste historie ze zwyczajną fabułą (poza tym opowiadaniem), a jednak strasznie wciągające.
    Nie powiem. Zaskoczyłaś mnie. Demon, który kocha. Nie to, żebym nie wierzyła w miłość (bo nie wierzę) ale historia dość zakręcona. Ona. Niby go nienawidzi, ale jednak czuje do niego też coś innego. On. Rani ją i karze, bo ona chce zacząć znów normalnie żyć. Oklepany temat wsadzony w nową, ładnie opowiedzianą przygodę.
    Tylko czemu skończyło się w takim miejscu? Ten niedosyt. Że jakby czegoś brakuje. Jeśli miałabyś ochotę i czas to z wielką przyjemnością przeczytałabym kontynuację tego. To jest jak historia przerwana w trakcie jej opowiadania. Jak życie, które niesprawiedliwie się skończyło (dawno temu czytałam Gwiazd Naszych Wina, ale to zakończenie jakoś tak mi się z tym skojarzyło :'D too many books, too many. Ale Hopeless i tak najlepsze <3)
    Hueh :D kilka tygodni - naprawdę warte ;)
    No to jeszcze raz życzę dużo zdrówka, kasy, szczęścia, weny, czasu, dobrych ocen, wiernych przyjaciół, prawdziwej miłości, spełnionych najskrytszych marzeń i tony prezentów pod choinką :DD
    Pozdzawiam
    I przesyłam tonę przytulasów pod choinkę :D
    Kate xXx

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam.
    Dawno tu nie bywałam i jestem zaskoczona tym co czytam.
    Ogromny skok od czasów Teacher - pięknie się rozwijasz z pisaniem. Bardzo mądre metafory, wszystko znakomicie opisane - naprawdę masz powody by być z siebie dumna!
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na to co jeszcze napiszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz pojęcia, jaki to dla mnie komplement, zwłaszcza z twoich ust. Dziękuję ci bardzo za te cieplutkie słowa. Miło mi, że ktoś podziela moją pasję :*

      Usuń